– Czy wie Pan o tym, że jest trenerem dream team’u?
– (śmiech) Nie, nie biorę tego absolutnie pod uwagę, wiem tylko tyle, że mam dobrą drużynę, która jednak na pewno nie jest dream team’em.
– Tak przynajmniej podobno nazywa się zespół Ruchu Radzionków w innych drużynach, a na pewno tak nieraz określano Pana drużynę ostatnio w mediach.
– Ja się bardzo cieszę, że mówi się o nas dobrze, natomiast chciałbym bardzo, aby nie był to dream team w słowach, a prawdziwy dream team na boisku. A uważam, że mamy jeszcze sporo do zrobienia, aby tak o tej drużynie można było mówić. Na razie lepiej by było, gdyby nikt ich tak nie nazywał.
– Ale takie słowa rywali muszą sugerować, że oni sami są już pogodzeni z tym, że pierwsze miejsce w lidze bezdyskusyjnie przypadnie Ruchowi Radzionków, a im pozostaje walka tylko co najwyżej o drugie miejsce.
– Wątpię w to. Wydaje mi się, że bardzo dużo w takich stwierdzeniach jest chęci uśpienia naszej czujności albo może asekuracji, chęci zabezpieczenia się w razie porażki z nami. To jest być może metoda innych trenerów, ale ja jeszcze raz powtarzam, że absolutnie nie biorę pod uwagę tego, aby ktoś mój zespół nazywał dream team’em, bo ja sobie doskonale zdaję sprawę, że nim nie jest.
– To znaczy, że Pan trener wyobraża sobie też taki scenariusz, że Ruch zacznie nagle przegrywać, że to nie Ruch, a jakaś inna drużyna zgarnie pierwsze miejsce w tabeli i bezpośredni awans?
– Nie. Ani nie wyobrażam sobie takiego scenariusza, jeśli chodzi o całą naszą ligę, ani jeśli chodzi o każdy kolejny mecz. Ja zawsze wychodzę na boisko z jedną tylko myślą, chęcią i wolą – zwyciężania, i innej drogi nie ma i być nie może. Nie dopuszczam więc do siebie myśli, że możemy ten awans przegrać.
– Ale jednak zapytam, co takiego musiałoby się stać, żeby Ruch Radzionków zaczął nagle seryjnie tracić punkty, aby ten awans przegrał?
– (uśmiech) To jest piłka nożna, to jest właśnie ta dyscyplina, która te emocje rozpala na całym świecie najbardziej, i to z tego akurat względu, że bardzo często to wcale nie ten lepszy wygrywa. Możliwość ogrania lepszego od siebie jest w piłce nożnej większa niż w innych dyscyplinach, i jest to potwierdzone nawet naukowo. Także na pewno faworyt w piłce nożnej ma szczególnie trudno, a i sama porażka jest czymś o wiele głębszym niż tylko stwierdzeniem jaki był wyniku meczu. W sporcie zawsze można przegrać, i jest to naturalne, natomiast porażka tak nie boli, gdy schodząc z boiska wie się, że zrobiło się na nim wszystko, aby nie przegrać, a rywal był tego dnia po prostu o tę jedną bramkę lepszy. I to jest w porządku, bo z takiej porażki możemy wyciągnąć błędy, naukę i dążyć do tego, aby nigdy nie przegrywać przed meczem.
– Jednak na razie wszystko wskazuje na to, że to nikt inny, a właśnie Ruch Radzionków tę ligę wygra. A wręcz mówi się, że drużyna Ruchu Radzionków jest już budowana z myślą o kolejnym sezonie pod kątem drugiej ligi, ba, a w tej drugiej lidze też ma odgrywać kluczową rolę.
– Drużynę Ruchu, którą wspólnie budujemy z Zarządem klubu, z prezesem Baranem, nie budujemy przecież od wczoraj, budujemy ją od kilku sezonów. W poprzednich latach nie udało się awansować, chociaż ten awans do nowej trzeciej ligi jakiś jednak był, ale oczywiście nie był to ten awans, na jaki wszyscy liczyliśmy. Także budujemy tę drużynę mozolnie, długo, spokojnie, i to musi przynieść w końcu pozytywne skutki, i chyba te skutki właśnie przynosi. Natomiast czy my będziemy faworytem w przyszłym sezonie? My naprawdę nie możemy myśleć o przyszłym sezonie, lecz o rundzie wiosennej i na razie tylko o tym jestem w stanie rozmawiać.
– W takim razie już ściśle o bieżących sprawach. Jaką rolę w zespole widzi Pan dla pierwszego zimowego nabytku klubu – Marka Kubisza?
– Widzę Marka w roli, która mu chyba najbardziej odpowiada, to jest zawodnika, który potrafi z przodu przytrzymać piłkę, który potrafi dobrym dryblingiem rozwiązać sytuację jeden na jednego, szczególnie w tym tłoku, w którym zazwyczaj gramy, bo akurat drużyny przeciwko nam występujące stawiają często na głęboką defensywę. Dlatego potrzebny mi jest zawodnik o takich niekonwencjonalnych zagraniach. Marka na to stać, on potrafi naprawdę jednym podaniem, jednym dryblingiem oszukać praktycznie całą obronę przeciwnika, i dlatego na pewno bardzo się nam przyda.
– Mówiło się też głośno, że do zespołu miał dołączyć inny bardzo doświadczony piłkarz – Piotr Gierczak. Ostatecznie nie rozwiązał on jednak kontraktu z Odrą Wodzisław, co było warunkiem koniecznym dla tego transferu. Przybył za to do klubu grający na tej samej pozycji co Gierczak, Adrian Mielec. Czy uprawnione jest więc postawienie takiej tezy, że były piłkarz Przeboju Wolbrom ma zapełnić właśnie tę lukę w drużynie, do której zapełnienia pierwotnie szykowany był Gierczak?
– Nie. O tyle jednak jest fajniej z Adrianem, że jest mimo wszystko młodszy. Ale jest tym samym o wiele mniej doświadczony niż Piotr, bo Gierczak przecież mnóstwo meczów w Ekstraklasie zagrał i jest piłkarzem naprawdę wysokiego kalibru jak na polskie realia, a Adrian Mielec jednak jest zawodnikiem jeszcze na dorobku, ale który na pewno przy Kubiszu, przy Kompale, a i nie wykluczam, że może faktycznie w przyszłości przy Gierczaku może się tak rozwinąć, że naprawdę za parę lat Ruch Radzionków będzie mieć wielką satysfakcję, że tak dobry piłkarz stąd wypłynął.
– Pozostaje też kwestia trzeciego bramkarza. Michał Koj trenuje z Szombierkami Bytom, Grzegorz Żmija pełni już raczej rolę tylko trenera bramkarzy. I w ten sposób z drużyną już od dawna trenują Mirosław Kuczera i Piotr Adamek, grają w sparingach, jednak żaden z nich nie jest wciąż formalnie piłkarzem Ruchu Radzionków. To znaczy, że jeszcze nie ma decyzji, który z tych graczy zostaje w Radzionkowie, albo obaj jeszcze muszą Pana przekonywać do swoich umiejętności?
– I Adamek i Kuczera jadą z nami na obóz, a kwestia ich przyszłości w Ruchu Radzionków też wkrótce stanie się jasna, i będzie to decyzja pozytywna. W ten sposób będziemy mięli w Radzionkowie naprawdę bardzo fajną ekipę bramkarzy. Adamek to na pewno bramkarz na jutro, to chłopak z rocznika 1992, wszystko więc dopiero przed nim. Kuczera zaś wraz z Ciasnochą i Jankowskim będą rywalizować o to jedno miejsce w wyjściowym składzie w bramce, i ta rywalizacja musi nabierać rumieńców, bo jest dla całej drużyny bardzo istotna.
– Czy w takim razie można przypuszczać, że w rundzie wiosennej częściej będzie Pan stawiał między słupkami na bramkarza-młodzieżowca niż to miało miejsce jesienią?
– Gdy podejmowaliśmy decyzję o zaproszeniu do nas Kuczery takiej sprawy jeszcze nie było, jednak teraz ta rywalizacja pomiędzy młodzieżowcami w polu faktycznie chyba trochę zelżyła, z tego powodu, że Marcin Żmuda zerwał wiązadła krzyżowe i nie będzie go z nami praktycznie przez osiem miesięcy. I w tym momencie rzeczywiście musimy się zastanowić nad tym czy najlepszym wyborem nie będzie zastosowanie właśnie takiego wariantu, żeby młodzieżowiec stanął w bramce, ażeby młodzieżowcy w polu czuli większą rywalizację o te nie trzy, a dwa pozostałe miejsca. Musimy na pewno trzech młodzieżowców w każdym meczu mieć, i przed każdym meczem będziemy się zawsze głęboko nad tym zastanawiać, i na pewno nieraz będą to decyzje podejmowane pod kątem danego spotkania, i tuż przed nimi zapadać będzie decyzja czy w bramce będzie stał młodzieżowiec czy senior. Na pewno nie można jednak tak stawiać sprawy, że to albo Jankowski albo jakiś młodzieżowiec – konkretne nazwisko. Na pewno są to dylematy, bo żonglowanie tymi młodzieżowcami jest nieraz dużym problemem, i tutaj po prostu trzeba się będzie mocno zastanawiać, ale właśnie po to są te sparingi, po to jest ten obóz, aby też tę sprawę móc rozstrzygnąć.
– I właśnie jesteśmy w połowie przygotowań do rundy wiosennej, prawie połowa sparingów już za nami. Za drużyną okres najcięższych, fizycznych przygotowań. Jak można go podsumować?
– Ja jestem pełen podziwu dla chłopaków, i bardzo jestem zadowolony z tego, bo rzeczywiście to okres tej najtrudniejszej pracy, tej najmocniejszej, i rzeczywiście zawodnicy mogą być tym zmęczeni, znużeni i – jak my to mówimy – przymuleni, bo istotnie widać to po nich, że te nogi nie niosą ich tak jak by chcieli, i to ich denerwuje, to im na pewno przeszkadza, ale to tylko świadczy o jednym – że oni naprawdę solidnie pracowali, że faktycznie wykonywali na treningach sumiennie tę robotę, którą my – trenerzy – założyliśmy. I nie jest tak, że ten okres już się skończył, bo przecież cały czas będziemy tak pracować, choć rzeczywiście teraz szukać będziemy już raczej tej dynamiki, tej szybkości, aby po prostu zawodnicy ze świeżością podchodzili do spotkań ligowych.
– No właśnie, ta już zakończona część przygotowań to chyba najnudniejszy, najbardziej monotonny czas w sezonie. Pan jednak starał się urozmaicać piłkarzom te treningi, między innymi zabrał Pan ich ostatnio do klubu fitness.
– Tak. Staramy się robić tutaj naprawdę wszystko, aby mieli oni to jak najbardziej urozmaicone. Sam pamiętam przecież swoje przygotowania z młodych lat, kiedy trenowałem czy to w drugiej czy w pierwszej lidze, i pamiętam tę monotonię, naprawdę można się było niekiedy z nudów zabić. Ale dzisiaj mamy więcej możliwości, klub pomaga na tyle, na ile może, i naprawdę udaje się to urozmaicać. Szukaliśmy miejsc do tego, aby zrobić to troszeczkę inaczej i chyba się to udało.
– Działacze związkowi przyśpieszyli o tydzień inaugurację rundy wiosennej. Jak bardzo skomplikowało to Panu plany?
– Mnie to tylko i wyłącznie zdenerwowało, bo akurat jestem być może człowiekiem wybuchowym, ale nie pamiętliwym, bo staram się z każdego, nawet czyjegoś błędu wnioski wyciągać. Ta decyzja w Opolskim Związku Piłki Nożnej to jest ich ewidentny błąd. Musieliśmy przez to sporo pozmieniać, mogliśmy przecież w ogóle nie pojechać na obóz. Ale na szczęście udało się, jedziemy dziś do Dzierżoniowa, wszystko to się dało „wypoziomować”, i na pewno wszystko jest już w porządku.
– Właśnie, dosłownie zaraz udajecie się na tygodniowy obóz do Dzierżoniowa. Mówił Pan już krótko o planach, ale dopytam – jak będzie tam wyglądała Wasza praca?
– Jestem przekonany, że będzie wygląda najlepiej na tyle, na ile my – trenerzy – jesteśmy im to w stanie zagwarantować, a gdy z ich strony też będzie wyglądała tak, jak zwykle, to wtedy nikt do nikogo nie będzie miał najmniejszych choćby pretensji. Będziemy trenowali na pewno dwa razy dziennie i nie więcej, na pewno będzie przerywnik na to żeby podsumować nasze wyczyny czy to z ostatnich meczów sparingowych czy to z poprzedniej rundy, na pewno dużo będziemy rozmawiać, sposobić się też mentalnie do tej rundy, która przed nami. Będziemy się zastanawiać nad rozwiązaniami taktycznymi, na pewno poszukamy tej szybkości i świeżości, o której już mówiłem. Jestem więc pewny, że bardzo fajny okres przed nami, bo warunki w Dzierżoniowie są naprawdę znakomite, i cieszę się, że się właśnie w to miejsce wybieramy.
– W Dzierżoniowie zagracie jednego dnia najpierw z Miedzią Legnica, potem z MKS Oława. Czy to będą jedyne mecze kontrolne podczas obozu, czy też na miejscu, jak to ma często miejsce, będziecie może jeszcze szukać jakiegoś innego sparingpartnera?
– Nie, na pewno nie. To jest ściśle zaplanowane, i na pewno w ciągu tych siedmiu dni zagramy tylko te dwa mecze sparingowe, a poza tym tylko na treningach się koncentrujemy.
– I na koniec, podsumowując, porównując. Klub się organizacyjnie rozwija, zmienia się na lepsze. Czy i w organizacji przygotowań drużyny widać tę lepszą jakość w porównaniu z poprzednimi latami?
– To pytanie nie do mnie. Ja staram się to wszystko co robię, robić jak tylko najlepiej potrafię, na pewno niczego jeszcze nie powtórzyłem, ani jednego okresu przygotowawczego, zawsze szukam nowych rozwiązań, nowych pomysłów. Na pewno polepszyło się to, że sztab nasz się powiększa, bo jeszcze doszedł do nas przecież Artur Skowronek, który jedzie z nami na obóz, a przecież to o tyle istotne, że co trzy pary oczu, to trzy pary oczu, a jedna to jest przecież zawsze mniej. Miło jest poza tym rozmawiać z takimi młodymi ludźmi na temat co zrobić, aby ten Radzionków grał jeszcze skuteczniej, jeszcze atrakcyjniej, aby rzeczywiście Bóg dał, abyśmy w drugą ligę wchodzili jeszcze mocniejsi. I tylko tyle. Z naszej strony na pewno wszystko będzie w porządku, postaramy się ich wspólnie przygotować jak najlepiej, tak aby ludzie nam po każdym meczu bili brawo. Niekiedy jest tak, że się po prostu przegra, tak to w życiu po prostu jest, ale chciałbym żeby kibic i wtedy bił nam brawo, bo kibic najlepiej doceni czy porażka była zasłużona, on najlepiej wie, kiedy drużyna faktycznie walczyła z całych sił, a kiedy była bezbarwna i słabiutka. Ja nas jednak bezbarwnymi i słabiutkimi nie chcę widzieć, chcę żebyśmy z każdego meczu mogli schodzić z podniesionym czołem, i żeby cały czas o Radzionkowie mówiło się tak, jak teraz – że wszystko idzie do przodu. To jest najistotniejsze.