Kamil Kopeć: czeka mnie dużo pracy

– Miałeś ofertę pozostania w Bełchatowie, chciała Ciebie Elana Toruń, a jednak zdecydowałeś się na grę w najniżej sklasyfikowanym w tym gronie Ruchu  Radzionków. Co przesądziło o takim wyborze?
– Zadecydowały o tym rozmowy z trenerem Kamilem Rakoczym i prezesem Marcinem Wąsiakiem. Po nich, i po własnej analizie mojej pozycji w każdej z tych propozycji, uznałem, że w Ruchu Radzionków będę miał największe szanse na grę, a jeśli tą szansę dobrze wykorzystam, to jest wiele przykładów z ostatnich lat, że nietrudno z tego klubu wybić się do wyższej ligi. Na razie  jednak o tym nie myślę, bo najpierw muszę wywalczyć sobie tutaj w ogóle miejsce na boisku, a dopiero potem będę sobie stawiał następne cele.

– Na pewno Twoim atutem jest i wiek i pozycja na boisku. W kadrze drużyny niewielu jest klasycznych środkowych pomocników, a trener Rakoczy właśnie w tym trio w środku pola znajdował dotąd zawsze miejsce dla młodzieżowca.
– Wyśmienicie, gdyby tak było. Wiem jednak, że czeka mnie trudna rywalizacja o miejsce w składzie, bo w środku pola pozycja Marcina Trzcionki i Marcina Dziewulskiego jest niepodważalna, a zawodników mogących grać pomiędzy nimi jest w drużynie oprócz mnie kilku.

– Aklimatyzacja w nowym zespole nie powinna chyba stanowić problemu?
– Jest tutaj przede wszystkim świetna atmosfera w szatni, a to bardzo ułatwia sprawę. Z kilkoma zawodnikami grałem wcześniej w Stadionie Śląskim, większość drużyny poznałem już pół roku temu, gdy byłem tutaj testowany, i też miałem propozycję pozostania. Jest oczywiście kilka zupełnie nowych dla mnie twarzy, jak na przykład Karol Kajda, i dopiero się poznajemy, ale ten proces szybko przechodzi.

– A jak jest z wpasowaniem się w styl gry drużyny? Wszedłeś do niej z maruszu w sparingu z Elaną, i w tych pierwszych grach wydawałeś się na boisku nieco zagubiony, w sparingu z Piotrówką było już zdecydowanie lepiej.
– Na pewno potrzebuję trochę czasu. Muszę się po prostu przyzwyczaić do stylu gry drużyny, poczuć dokładnie murawę, i w ogóle przestawić się na wymagania czwartej ligi. Przejście prosto z juniorów to jest naprawdę duży przeskok.

– Nie żałujesz, że pół roku temu nie zdecydowałeś się na grę w Ruchu. Byłbyś pewnie już teraz otrzaskanym seniorem.
– Trochę rzeczywiście żałuję, ale trochę też nie. Z jednej strony trafiłem do drużyny grającej w najwyższej lidze w Polsce, ale jednak juniorskiej. Na pewno sporo tam się nauczyłem. Gdybym jednak pół roku temu trafił do Ruchu, z pewnością byłbym teraz piłkarsko w innym miejscu. Wolałbym jednak tak o tym nie myśleć. Jestem tu, gdzie jestem, przeszłości już nie zmienię. A z tego, że jestem w Ruchu Radzionków jestem bardzo zadowolony.

– Bartosz Nawrocki mówił nam o różnicach w grze na poziomie juniorskim i w seniorach. Ty podobnie to odczuwasz?
– Zdecydowanie tak. Tutaj praktycznie cały czas gra się przyjmij – podaj. W juniorach miałem dużo czasu, mogłem opanować piłkę, odwrócić się, rozejrzeć, podać dalej. Tutaj decyzję trzeba podjąć niemal od razu. Jeśli od razu nie krzykną mi „plecy”, to momentalnie dostaje się po nogach. I ogółem wszyscy rywale są o wiele silniejsi fizycznie od tych, z którymi się mierzyłem w juniorach. Wiem, że czeka mnie dużo pracy nad siłą, by w pełni zasłużyć na tytuł seniora.