Po porażce z Wartą: dlaczego kolejny mecz miał podobny scenariusz

Trener Damian Galeja:
To, że potrafimy się podnieść, i dążyć z taką determinacją do odrobienia wyniku, na pewno zasługuje na duże słowa uznania. Jednak kluczowym pytaniem jest tutaj, dlaczego w ogóle w kolejnym meczu sami siebie stawiamy w takiej sytuacji. Być może byliśmy dziś wręcz przemotywowani, po tym impulsie, jaki wyszedł w piątek w szatni, i dlatego zamiast grać od początku, zaczęliśmy kalkulować. Byliśmy bardzo pasywni, sprawialiśmy wrażenie czekających po prostu na to, kiedy rywal nas skarci. Tracimy jedną bramkę, zaraz potem drugą, i dopiero wtedy schodzi to ciśnienie, już nic nie musimy, a ewentualnie możemy. I dopiero wtedy powoli zaczyna się tworzyć taka gra, jaką sobie zakładaliśmy. Dopiero wtedy zaczynamy być agresywni w odbiorze. Mam do samego siebie o to dużą pretensję, mam pretensję do piłkarzy, dlaczego taki mechanizm po raz kolejny się powtarza. Trudno mi to zrozumieć, bo był już taki moment sezonu, kiedy konsekwentnie wspinaliśmy się ku górze, a w meczach z najmocniejszymi w tej lidze przez przynajmniej część czasu gry byliśmy zespołem wręcz lepszym. Trzy mecze, i cały ten dorobek marnujemy. Może to wina tego, że tak wiele zmian zaszło latem w tej drużynie, że podczas samego sezonu kontuzje trochę nam jeszcze namieszały. Może mamy jednak za dużo młodzieży, która na pewno jest wielkim potencjałem tego klubu, ale która jeszcze musi okrzepnąć, bo na razie ma zbyt wielkie wahania formy. Widać to było też w każdym meczu, że były momenty bardzo dobrej gry, a za chwilę wpadaliśmy w totalną przeciętność. Nikt z zawodników nie odpuszcza, każdy robi wszystko by się sprzedać, czasami może chcą aż za bardzo, czasami brak nam spokoju i wyrafinowania, a gramy emocjami. I dopiero jak one zejdą, zaczynają się pokazywać umiejętności piłkarskie, które w tych zawodnikach naprawdę są duże, co fragmentami meczów udowadniają. Nawet w dziesiejszym spotkaniu przy stanie 1:2 stworzyliśmy kilka okazji na remis. Zabrakło chyba farta, bo Robert Wojsyk zrobił wszystko, co mógł, a dwa razy rywal wybijał nam piłkę z linii bramkowej.