Trener Kamil Rakoczy:
Coś jest nie tak w drugich połowach naszych meczów w tej rundzie. Cały czas zastanawiam się w czym jest problem. W pierwszej połowie duża kontrola meczu z naszej strony, na przerwę schodzimy prowadząc 2:0, w szatni omawiamy dokładnie założenia na drugą połowę, po czym wracamy na boisko i nic z tego, co było mówione, nie realizujemy. Wypuszczamy z rąk zwycięstwo, tracimy dwie bramki, przy czym tą pierwszą w sposób kuriozalny. Mogę tylko przeprosić kibiców za drugą połowę w naszym wykonaniu i za wynik. Byłem bardzo zadowolony z pierwszej połowy, i nic nie chciałem w drużynie mieszać, a dwie zmiany przeprowadzone w przerwie wynikały tylko z tego, że Konrad Bąk i Kamil Kopeć zgłosili, że nie mogą kontynuować gry. Od początku po zmiane stron było jednak widać, że nie wyszły one drużynie na dobre. Próbowałem to korygować kolejnymi zmianami, ale żaden z zawodników, który wszedł na murawę, nie dał jakości. Liczyliśmy, że ten początek rozgrywek będzie dla nas zdecydowanie lepszy, że będziemy mięli wyraźnie więcej punktów w tabeli, a tymczasem dzisiejszym wynikiem bardzo skomplikowaliśmy już na starcie swoją sytuację. Musimy się ocknąć, i coś zrobić, by wpaść w serię zwycięstw, bo tylko tak sytuacja może się unormować. Przed nami wyjazd na bardzo mocne Szombierki, które chyba trzeba nazwać głównym faworytem tych rozgrywek. Mocno musimy popracować przede wszystkim nad sferą mentalną, ale jestem przekonany, że wrócimy na ten mecz.
Marcin Dziewulski:
Niestety po raz kolejny musimy wziąć to na klatę, kolejny raz się z tym przespać, i coś w końcu z tym zrobić. Bo po tym, co wyprawiamy w drugich połowach, ręce opadają. Musimy podejść do tego dojrzale, po męsku, i sprawić by mecz z Grodźcem był ostatnim w tym sezonie, w którym taka rzecz nam się wydarzyła. Mecz do zejścia na przerwę był przecież pod naszą pełną kontrolą. Problem jest chyba natury mentalnej, bo podświadomie prowadząc cofamy się, a tymczasem naszym priorytetem cały czas powinno być szukanie trzeciej bramki i zamknięcie meczu. Najgorszym co może się stać, a co dziś się właśnie stało, to pozwolić rywalowi szybko strzelić kontaktową bramkę. Robi się wtedy nerwowo, i zawsze jest niebezpieczeństwo, że przeciwnikowi wyjdzie jakaś akcja, i doprowadzi do remisu. Nas to dziś spotkało. Bardzo to boli.
Damian Sadowski:
Trudno na gorąco ocenić ten mecz. W pierwszej połowie pełna dominacja z naszej strony, Grodziec nie był w stanie nic zrobić, oddał chyba jeden niecelny strzał na bramkę. Zapominamy, że mecz składa się z dwóch części, bo każda nasza druga połowa w tej rundzie wyglądała dramatycznie. Musimy nad tym mocno popracować. Pora w końcu usiąść i powiedzieć sobie, że w jedenastu tej ligi na pewno nie wygramy. Chłopcy, którzy wchodzą po przerwie powinni dawać jakość – a na pewno ją mają – ale jak na razie zupełnie jej nie pokazują na boisku.
Rafał Otwinowski (obrońca RKS Grodziec, w przeszłości piłkarz Ruchu):
W pierwszej połowie w zasadzie cały czas musieliśmy odpierać ataki Radzionkowa. I trzeba podsumować, że nie udawało nam się to, skoro straciliśmy dwie bramki, choć trzeba też przyznać, że obie to zasługa doświadczenia Roberta Wojsyka, który jest bardzo dobrym piłkarzem, który świetnie potrafi się w polu karnym znaleźć. Myślę, że Ruch na drugą połowę wyszedł z planem tylko utrzymania wyniku, bo miał 2:0 i z jego punktu widzenia wszystko wyglądało dobrze, a nie od dziś wiadomo, że taki minimalizm potrafi się w piłce zemścić. My natomiast powiedzieliśmy sobie, że ruszamy do ataku, by poszukać wyrównania. Okazało się, że potrafiliśmy ten cel osiągnąć, a mało tego, myślę, że było nas stać na strzelenie trzeciej bramki. I na pewno w naszej szatni zadowolenie z remisu mocno miesza się z niedosytem.