Podsumowanie baraży

Drużyna z Żywca, �naszpikowana� zawodnikami często o bogatej przeszłości w wyższych ligach, także w Ekstraklasie (jak Krzysztof Bizacki � ex-zawodnik Sokoła Tychy, Ruchu Chorzów i Odry Wodzisław; jak Rafał Jarosz � Ruch Radzionków i Odra Wodzisław; jak Mieczysław Sikora � Odra Wodzisław), o budżecie zdecydowanie przewyższającym ten, który posiada klub z Radzionkowa, nie dała Ruchowi żadnych szans.
W 39 minucie pierwszego meczu znakomitej sytuacji nie wykorzystał Marek Suker. I to była w całym dwumeczu tak naprawdę jedyna klarowna sytuacja wypracowana przez zawodników Cidrów. Kilka minut później po strzale Bizackiego piłka �zatrzepotała w siatce�, i już od tego czasu awans Koszarawy właściwie był niezagrożony. Oprócz doświadczenia i indywidualności drużyna z Żywca prezentowała przede wszystkim nienaganną dyscyplinę w grze defensywnej, i skuteczną grę w środku pola, na które �Cidry� zupełnie nie umiały znaleźć sposobu. Tak w drugiej połowie meczu w Radzionkowie, jak i w całej drugiej odsłonie tego dwumeczu w Żywcu zawodnikom Ruchu �zabrakło armat�.
W rewanżu piłkarze z Radzionkowa mięli atakować, a tymczasem to gospodarze tego pojedynku przez cały meczu posiadali zdecydowaną inicjatywę. Przekonywujące zwycięstwo Koszarawy tak naprawdę mogło być jeszcze wyższe. W pierwszej połowie meczu w Żywcu Radzionkowianie zawdzięczać mogli utrzymanie wyniku bezbramkowego, przedłużającego nadzieję, głównie świetnej postawie w bramce Jacka Jankowskiego.
W Radzionkowie padła tzw. �bramka do szatni�, w Żywcu �worek z bramkami� rozwiązał się tuż po przerwie. O ile w pierwszym spotkaniu zabrakło koncentracji tuż przed przerwą, tak tego skupienia w rewanżu nie było na początku drugiej połowy. To drugie było tym dziwniejsze, iż wyjątkowo długo przed gwizdkiem sędziego rozpoczynającym tę część gry piłkarze gości zdawali się mobilizować, dopingować, dodawać otuchy, wiary.
Bramka Bizackiego w Radzionkowie była konsekwencją fatalnych błędów w obronie – najpierw nikt nie potrafił przeciąć lecącej przez dobre kilkanaście metrów piłki po wyrzucie z autu Sikory, potem nikt nie wybił piłki spod nóg Bizackiego, a stojący przy nim młodziutki Marcin Żmuda właściwie nie próbował nawet interweniować. Podobnie w rewanżu, dwa razy piłka wrzucana była w pole karne, dwa razy nikt nie potrafił wybić jej w okolice środka boiska, aż wreszcie, jak w pierwszy meczu, wrzutka w pole karne leciała kilka sekund, nikt piłki znów nie przeciął, zaspał Mariusz Komar, i nie imponujący przecież dobrymi warunkami fizycznymi Bizacki bez problemu głową mógł skierować piłkę do bramki. Minutę później �zabójcza� kontra miejscowych i było już faktycznie po meczu. Trzecia bramka była już konsekwencją tego wydarzenia, grająca bez wiary drużyna Ruchu znów dała się �nadziać� na klasyczną kontrę.
W pierwszym meczu można było jeszcze mieć wątpliwości, czy to Ruch był tak słaby, czy Koszarawa taka mocna. W rewanżu jednak już złudzeń być nie mogło, drużyna z Żywca w dwumeczu przewyższała Radzionkowian co najmniej o klasę. Nie ma wątpliwości, że zespół trenera Brosza już w tym sezonie śmiało mógłby dać sobie radę w trzeciej lidze.
Należy pogratulować drużynie z Żywca awansu i życzyć powodzenia w kolejnych sezonach. A nam pozostaje tylko żywić nadzieję, że i przyszły sezon będzie dla naszej drużyny co najmniej równie udany, a najlepiej zakończy się już pełnym powodzeniem.

Na trybunach.

Warto było spaść do czwartej ligi. Warto było spaść do czwartej ligi, aby znaleźć się w tych barażach. Brzmi przewrotnie?! Owszem, jest to kontrowersyjne, może budzić emocje, ale patrząc na trybuny stadionu Ruchu Radzionków, i potem Koszarawy Żywiec można dojść do takiego właśnie przewrotnego wniosku.
Znakomita gra drużyny oraz prestiż i emocje meczów barażowych spowodowały bowiem powrót na trybuny kibiców, którzy przez lata na stadion nie zaglądali, nie chodzili do tzw. młyna, nie jeździli na wyjazdy. Blisko półtoratysięczna widownia, jaką zgromadził pierwszy mecz barażowy nie była notowana na stadionie przy ulicy Narutowicza w Bytomiu-Stroszku już od lat. Większą frekwencję od spadku z drugiej ligi wyróżniały się jedynie derby z Polonią Bytom, jednak wówczas dużą część obecnych na trybunach kibiców stanowili sympatycy drużyny dwukrotnych Mistrzów Polski.
Z kolei, aby przypomnieć sobie liczniejszy młyn (w meczu z Koszarawą szacowany był on na �w porywach� nawet do czterystu osób), cofnąć trzeba by się aż do czasów Ekstraklasy. Doping też już dawno nie niósł się tak głośno i tak daleko. A sam sektor, na którym swe miejsce miał młyn, nigdy dotąd nie prezentował się tak barwnie. Grubo ponad trzysta osób ubranych w jednakowe żółte koszulki robiło wrażenie.
Szkoda jedynie, że pozostała część stadionu nie bardzo kwapiła się do dopingu. Nawet mimo tego, że kilku �wysłanników� z młyna gorąco ich do tego próbowało przez część meczu namawiać i zachęcać. Szkoda też, że na pozostałej części nie było aż tak �żółto�, jak być mogło, szkoda, że stojący tam ludzie niezbyt chętnie zakładali przygotowane przez kibiców koszulki, ani też, mimo sporej akcji promocyjnej, nie przyszli w swoich własnych żółtych rzeczach.
Po pierwszym meczu strona internetowa Koszarawy Żywiec w imieniu swoich kibiców obecnych na stadionie narzekała na warunki oglądania spotkania z sektora dla gości w Radzionkowie i na wygórowane, ich zdaniem, ceny biletów. Po tym, co jednak kibice �Cidrów� zastali w Żywcu, brzmieć to mogło jedynie jak ponury żart. Na Radzionkowian bowiem czekała na stadionie Koszarawy �klatka�, jakby żywcem wyjęta z ogrodu zoologicznego. Nie dość, że mała i ciasna, to jeszcze z tak gęstą kratą, że nie było w niej miejsca, z którego widać byłoby całe pole gry. Ciekawe co by powiedzieli kibice z Żywca, gdyby w pierwszym spotkaniu przyszło im oglądać mecz z takiego miejsca, i to jeszcze cenie biletu na poziomie ośmiu złotych?!
W tym bardzo osobliwym sektorze dla gości w Żywcu naliczonych zostało dokładnie 230 kibiców w Radzionkowa, znów w bardzo zdecydowanej większości ubranych w charakterystyczne żółte koszulki. W ostatnich latach podobne bądź większe liczby kibiców Ruchu pokazywały się tylko na Polonii Bytom. Aby przypomnieć sobie tak liczny wyjazd poza region Górnego Śląska, mogłyby być w tym spore kłopoty. Bo nawet w Ekstraklasie, poza Katowicami czy Zabrzem, aż tylu kibiców za �Cidrami� w Polskę nie wyruszało.
Niektórzy twierdzili, że gdyby wynik pierwszego meczu był odmienny, to ta liczba byłaby z pewnością jeszcze większa. Świadczyć miało o tym porównanie wstępnych list na poszczególnych dzielnicach (robionych jeszcze przed pierwszym meczem) z tymi rzeczywistymi. Ale z drugiej strony pojawiły się na tym wyjeździe też takie osoby, które specjalnie na baraż przyleciały zza granicy! Serce roście!
Warto było więc spaść do czwartej ligi, choćby tylko po to, aby odżyła choć w części ta tak bardzo ostatnio nadwątlona �wiara� w Ruch Radzionków. I oby tylko niepowodzenie w tym dwumeczu barażowym znów nie nadwątliło tego kapitału.