Ruch w lidze liderował tylko po pierwszej kolejce, dzięki rozgromieniu na inaugurację Górnika Piaski. W drugiej przytrafiła mu się niespodziewana wyjazdowa porażka z wycofaną w przerwie zimowej z ligi Unią Ząbkowice. Dopiero po szóstej kolejce, i czterech kolejnych zwycięstwach, żółto-czarnym udało się wybić tuż za plecy liderującego Gwarka Tarnowskie Góry, z którym to właśnie w następnej serii gier przyszło się im zmierzyć. Porażka w Tarnowskich Górach na chwilę zrzuciła Ruch na trzecie miejsce, ale tydzień później “Cidry” wróciły na pozycję wicelidera, której nie oddały już do końca rundy jesiennej, choć bardzo słabą końcówką pierwszej połowy rozgrywek (zaledwie pięć punktów w pięciu meczach) nie tylko pozwoliły tarnogórzanom uciec od nas na siedem punktów, co dać się dogonić rezerwie GKS-u Katowice i MKS Myszków. Ruch wyprzedzał te drużyny tylko lepszym bilansem brakowym, uzyskanym dzięki wysokim zwycięstwom u siebie w pierwszej fazie rundy.
Zimą drużyna została wzmocniona, postawa drużyny w sparingch była obiecująca, i nikt nie składał broni w walce o zwycięstwo w lidze.
Runda rewanżowa rozpoczęła się faktycznie od czterech zwycięstw radzionkowian (jedno dopisane w wyniku walkowera), które pozwoliły utrzymywać stratę do Gwarka, ale też uzyskiwać kolejne punkty przewagi nad goniącymi Ruch rywalami. Wtedy jednak “Cidry” spotkała niespodziewana porażka u siebie z doskonale spisującym się wtedy w rozgrywkach RKS Grodziec, co przy zwycięstwie lidera dało mu przewagę już dziesięciu punktów. Po dwóch wygranych na wyjazdach, trzy tygodnie później doszło do kluczowego meczu z Gwarkiem Tarnowskie Góry, który przy Narutowicza po raz drugi w tym sezonie pokonał radzionkowian.
Trzeba przyznać, – podsumowywał Marcin Trzcionka – że sezon ligowy skończył się dla nas właśnie po niefortunnej porażce z Gwarkiem Tarnowskie Góry u siebie. Potem co prawda mogła się tlić jakaś nadzieja, gdy przewaga lidera zmalała do pięciu punktów, ale tak naprawdę nikt z nas nie wierzył już w awans, bo wiedziliśmy, że Gwarek jest na tyle dobrym zespołem, że na pewno takiej przewagi nie roztrwoni.
Ruch spadł na trzecie miejsce, a ówczesnego wicelidera wyprzedził dopiero w dwudziestej piątej kolejce, ale już do końca sezonu drzeć musiał przed naporem najlepszej, jak się potem okazało, drużyny wiosny, Sarmacji Będzin.
Z drugiego miejsca w żadnym wypadku nie jesteśmy zadowoleni, – dodał kapitan Ruchu – ale jednak fajnie, że ostatnim meczem je przypieczętowaliśmy, bo jednak mieliśmy swoje duże problemy, grać przez cały miesiąc w systemie środa-sobota, mając przy tym wąską kadrę. Pewne było, że zmęczenie kiedyś przyjść musi, i przyszło ono akurat w meczu w Będzienie z naciskającą nas w tabeli Sarmacją, i potem już w każdym kolejnym meczu ono było widoczne.
Rozczarowanie i niedosyt – to dwa słowa, która najlepiej opisują nasze nastroje po zakończonym sezonie. Idealnie oddają je słowa byłego trener Liverpoolu, Billa Shankly’ego, który powiedział, że albo jest się pierwszym, albo wielkim przegranym. I tak jest prawda, szczególnie w czwartej lidze. Zakładaliśmy sobie zupełnie inny scenariusz, który zakładał, że sezon potrwa dla nas o wiele dłużej niż do początku czerwca. Przegraliśmy, ale musimy zakasać rękawy, i poprawić się, by w przyszłym sezonie bić się o najwyższe cele, niestety znowu w barażach – podsumował zakończony sezon trener Damian Galeja.
Ruch pozostał zdecydowanie najbardziej bramkoszczelną drużyną w lidze, jednak jego gra obronna pozostawiała wiele do życzenia.