Ruch – Olimpia Elbląg 4:1

Kluczowa dla losów spotkania była sytuacja z 19 minuty. Wrzuconą z rzutu wolnego przez Adama Giesę piłkę odbił Stodoła, a lecącą do pustej bramki dobitkę Rafała Otwinowskiego ręką zatrzymał Dremluk. Piłka wtoczyła się do siatki, jednak sędzia przerwał grę, pokazał zawodnikowi gości czerwoną kartkę, i podyktował rzut karny dla Ruchu, którego pewnym egzekutorem był Piotr Rocki.
Ogólnie jednak pierwsza połowa, nawet po wykluczeniu obrońcy z Elbląga, nie przyniosła większych emocji. W 25 minucie potężnie w poprzeczkę huknął Giesa, a poza tym górę nad boiskowymi wydarzeniami wziął rzęsiście lecjący się z nieba deszcz. Śląska murawa sprawiała kłopoty zawodnikom obu drużyn.

Dużo ciekawiej było po przerwie. Grająca w dziesiątkę Olimpia nie zamiarzała się bronić. To była jednak woda na młyn Ruchu, który skrzętnie korzystał z wysokiego ustawienia obrony rywali. W ten sposób przed stuprocentowymi sytuacjami stawali Mateusz Mak i Marcin Krzywicki. Obaj spudłowali.
Ale pierwszy z nich odkupił winy w 68 minucie, trafiając z bliska do siatki po dograniu od Rockiego.
Dopiero przy stanie 2:0 pierwszy raz poważniej bramce Marcina Suchańskiego zagrozili przyjezdni. Koczon spudłował z bliska.
Jednak w ciągu trzech minut Ruch położył rywala na łopatki. Najpierw podanie Rockiego sfinalizował Szymon Skrzypczak, a potem on sam dogrywał do Mateusza Maka, który trafił po raz drugi.
Jeszcze Michał Mak dwukrotnie mylił się w dobrych sytuacjach. Aż wreszcie honorową bramkę zdobyli goście, kiedy błąd radzionkowskiej obrony wykorzystał Bartosiak.