Wojciech Grzyb: W sobotę niech zwycięży lepszy

– Interesujesz się jeszcze tym co dzieje się teraz w Radzionkowie?

– Jestem na bieżąco. Ostatnio wygraliście 1:0 z Niecieczą, zwycięską bramkę strzelił Piotrek Rocki. Znam miejsce „Cidrów” w tabeli i ich punktowy dorobek, choć skłamałbym mówiąc że codziennie śledzę doniesienia na temat tego klubu. Jakieś informacje jednak do mnie docierają.

– Zapewne też śledziłeś marsz „Cidrów” który po czwartoligowej degrengoladzie powrócił na zaplecze ekstraklasy?

– Ten etap jest już gdzieś za mną, stąd nie było to tak, że bardzo emocjonowałem się tym wszystkim. Ale przeżyłem w Radzionkowie mnóstwo fajnych chwil, tu debiutowałem na najwyższym szczeblu rozgrywek i choć spadliśmy z Ekstraklasy, to później udało nam się utrzymać w II lidze. Znaleźliśmy się w trudnej sytuacji finansowej, nie wiem czy nie trudniejszej od obecnej. Później faktycznie przy Narutowicza było prawdziwe dołowanie i cieszę się, że teraz udaje się ten klub przywrócić na właściwe tory. Zresztą pamiętam, że przed awansem do ekstraklasy radzionkowianie też zaczynali od niższych lig i sukcesywnie udawało im się piąć w górę. Mam spory sentyment do Ruchu bo kluby w których kiedyś grałem są na pewno bliskie mojemu sercu. Podobnie jest z Odrą – też życzyłem im utrzymania w ubiegłym sezonie, nie udało się, fajnie gdyby udało im się o klasę niżej bo pewnie taki cel przyświeca wodzisławianom. Spadek jeszcze niżej mógłby oznaczać dla nich w pewien sposób zniknięcie z tej piłkarskiej mapy. W sobotę niech wygra lepszy, a później dalej będę trzymał kciuki i śledził losy obu klubów.

– Jakie zostały Ci w wspomnienia z gry w Radzionkowie?

– To o czym już wspomniałem – debiut w Ekstraklasie. To było dla mnie coś niesamowitego, ta atmosfera, ta adrenalina. Przegraliśmy wtedy co prawda 1:0 w Katowicach, ale ten występ i tak był dla mnie wielkim, pozytywnym przeżyciem. Pierwsza strzelona bramka w lidze, moment w którym stałem się podstawowym graczem – tego wszystkiego się nie zapomina. W pamięci utkwiła mi też wygrana 4:1 z Lechem Poznań, do której przyczyniłem się dwiema bramkami.

– Byłeś niedawno przy Narutowicza z Adamem Banasiem przy okazji kręcenia materiału dla telewizji. Wróciły stare wspomnienia?

– Wiele się nie zmieniło. Niezła jest płyta boiska, a budynek klubowy jaki był taki jest. Być może kilku rzeczy nie zarejestrowałem bo byliśmy na stadionie tylko kilkanaście minut. Na pewno zmieniło się w kawiarni co zauważyłem już rok temu. Cieszy też, że poznała mnie pani która zajmowała się sprzątaniem. To było bardzo miłe, bo choć minęło tyle lat a ona wcale nie musi się sportem interesować pamiętała mnie, zapytała co słychać. Miałem też do czynienia z Wojtkiem Cieszyńskim i cieszę się że dalej działa, bo to prawdziwy pasjonat a przecież warunki przez które przechodził nie były i nie są optymalne i takie jakich by chciał.

– Mówisz że śledzisz prasowe doniesienia, tymczasem te dotyczące obu klubów są ostatnio mało optymistyczne. O ile z szatni Ruchu nie ma aż tak niepokojących sygnałów, to w Odrze dzieje się chyba mały dramat. Masz w tym kontekście jakąś radę dla „żółto-czarnych”?

– Rzeczywiście z tego co słyszę i czytam w mediach sytuacja w obu klubach nie jest najlepsza. Nie wiem gdzie jest lepiej, ale na pewno w tabeli wyżej jest Radzionków a to ważny aspekt. To będzie ważny dla obu ekip mecz, jeśli „Cidry” przegrają zostaną przecież przez rywali wyprzedzone. Czytałem wypowiedź trenera Góraka, że jest pełen podziwu dla swoich podopiecznych, a ja mogę dodać, że tak powinni trzymać. Z doświadczenia wiem, że żadne problemy finansowo-organizacyjne nie zmieniają jednego – każdy chce wygrać. Wiadomo, że pozaboiskowe problemy nie sprzyjają przygotowaniu się do meczu, ale już w spotkania wszystkie inne sprawy muszą zejść na dalszy plan. Tym bardziej w derbach, gdzie ta adrenalina jest większa, nie ma co na boisku myśleć o tym czy klub zapłaci, czy nie zapłaci. Nie mam zatem dla Ruchu żadnej specjalnej rady – to są profesjonaliści i bez względu na to czy nie najlepiej dzieje się w Radzionkowie, czy jeszcze gorzej w Odrze – na tym szczeblu rozgrywek piłkarze potrafią się od tego po prostu odciąć.