Gdy przyjżymy się temu, jak padały bramki w meczach Ruchu łatwo zauważyć, że w porównaniu z poprzednimi latami wyraźnie wzrósł procent goli zdobywanych po strzałach głową. To zaś przełożyło się na bramki strzelane po pośrednich stałych fragmetach gry, co z kolei nie było dotąd najmocniejszą stroną radzionkowian. Wśród zdobyczy bramkowych na pewno chcialibyśmy zobaczyć więcej trafień zza lini szesnastu metrów. Jesienią w lidze tylko raz piłka wpadła do siatki po takim strzale.
Zaś jeśli chodzi o strefy akcji to najmocniejszą stroną Ruchu była jego prawa flanka. To po akcjach tą stroną boiska padło najwięcej goli dla żółto-czarnych, a rywale zdecydowanie najrzadziej pokonywali czy to Rafała Strzelczyka czy Dawida Stambułę. Przesuwając się im bardziej w lewą stronę, tym te statystyki dla radzionkowian są gorsze.
Przygladając się minutom, w którym padały bramki można dojść do wnioski, że problemem Ruchu były przede wszystkim pierwsze połowy meczu, a w szczególności jego pierwszy kwadrans. To wtedy piłka raz po raz wpadała do żółto-czarnej siatki, a Ruch odpowiada o wiele rzadziej. Podobnie można powiedzieć, o pierwszym kwadransie drugiej części gry. Dopiero po sześćdziesiątej minucie meczu Ruch średnio rozpoczynał strzelanie, i tylko w tym okresie gry był nieco skuteczniejszy od swoich przeciwników.