Katowice zdobyte. “Rywale mają się obawiać całego Ruchu”

Ruch Radzionków ciągle w formie! Piłkarze “Cidrów” w sobotę dokonali czegoś, co nie udało się w tym sezonie nikomu w lidze. Dzięki wygranej 2:1 wywieźli komplet punktów z obiektu Kolejarza, gdzie swoje mecze w roli gospodarzy rozgrywa Rozwój Katowice.

To nie był łatwy mecz dla “Żółto-Czarnych”. Młoda drużyna Rozwoju Katowice momentami potrafiła poprowadzić grę i zepchnąć radzionkowian na ich połowę. Gospodarze nie znaleźli jednak sposobu na to, by wykorzystać “swoje momenty”, co z zimną krwią potrafili zrobić podopieczni trenera Marcina Dziewulskiego. – Scenariusz i plan na mecz były zdecydowanie inne. Chcieliśmy inaczej wejść w mecz, próbować swoich szans w ofensywie i w innym wydaniu go zakończyć. Ale to piłka nożna, scenariusz jest tu nieobliczalny. Wiedzieliśmy, że rywal jest mocny, zorganizowany i zdyscyplinowany. Młodzież w Rozwoju ma wielkie serducho do gry i pokazywała je do końca. Zapracowaliśmy na te trzy punkty, przetrwaliśmy ciężkie momenty w końcówce i wracamy do Radzionkowa z trzema punktami, czując, że trzeba było na nie mocno popracować – mówi szkoleniowiec “Cidrów”.

Do przerwy na boisku przy Alfreda kibice nie obejrzeli żadnego gola. Bliżsi otwarcia wyniku byli przyjezdni, którzy obili nawet słupek bramki Bartosza Golika. Trybuny zdominowane przez zorganizowaną grupę fanów “Cidrów” radością wybuchły za to nieco ponad kwadrans po zmianie stron. Bartosz Nawrocki obsłużył podaniem Rafała Kulińskiego, który pewnym trafieniem przypomniał się dawnym znajomym z Rozwoju. Swoim występem utwierdził ich zresztą w przekonaniu, że jest mocną postacią całej ligi. W zapowiedzi spotkania na stronie internetowej katowiczan to właśnie 26-letni pomocnik był awizowany jako gwiazda Ruchu Radzionków. – Myślę, że tak zrobili tylko dlatego, że grałem w tym klubie 1,5 roku i pokazywałem się wówczas z dobrej strony. Moje statystyki też idą w świat, ale nie tylko ja jestem kluczową postacią, bo budujemy tutaj kolektyw. Każdy ma na boisku swoją funkcję. Rywale mają się obawiać całego Ruchu Radzionków – jasno stawia sprawę Kuliński.

W 73. minucie katowiczan “ukłuł” kolejny z byłych graczy Rozwoju – Andrzej Piecuch. Zmiennik Amine Bougdugi na placu gry pojawił się jeszcze przy stanie 0:0, a dobrą zmianę wykorzystał drugą w tym spotkaniu asystę Narockiego, podwyższając rezultat na 2:0. – Na mojej pozycji jest bardzo duża konkurencja i widzieliśmy to dziś. Kto by nie grał, robił robotę. Na pewno chciałbym wrócić do podstawowego składu, to priorytet. Starałem się więc dać z siebie wszystko i pokazać, że na to miejsce zasługuję – komentuje Piecuch. – Poszczególni zawodnicy są rozdrażnieni, chcą więcej, ale jedyną reakcją na tą sportową frustrację jest postawa na boisku. Dziś było tak w przypadku Andrzeja Piecucha, który zdobył gola i świetnie pracował dla drużyny, mając na nią wpływ. Tydzień temu taką cegiełkę dołożył Marcin Trzcionka. Cieszymy się, że zmiany pomagają i dają dodatkowy bodziec – chwali trener Dziewulski.

Wydawało się, że dwubramkowa przewaga pozwoli Ruchowi na spokojne dowiezienie prowadzenia do końcowego gwizdka. “Cidry” polowały do okazji na postawienie kropki nad “i”, ale w doliczonym czasie same straciły gola. Wracający między słupki po kontuzji Mateusz Szukała odbił piłkę przed siebie po uderzeniu Wojciecha Bielca, pozwalając tym samym na skuteczną dobitkę Jakubowi Haładyniowi. Serca gości zadrżały kilkadziesiąt sekund później, gdy piłka lądowała na poprzeczce ich bramki. Ostatecznie Ruch śrubując kapitalną passę wygrał po raz ósmy z rzędu, pierwszy raz w tym roku tracąc za to jakiegokolwiek gola. – Niepotrzebnie daliśmy sobie strzelić tą bramkę. Zrobiła się nerwowa końcówka. Najważniejsza seria jednak trwa i mam nadzieję, że będzie trwać do końca sezonu – cieszy się Andrzej Piecuch.

Katowiczanie, którzy dwa tygodnie temu zdołali zatrzymać lidera z Częstochowy potwierdzili jednak, że są wyjątkowo groźnym zespołem. Ruch okazał się zresztą pierwszą ekipą, która znalazła sposób na występujących w roli gospodarzy podopiecznych trenera Tomasza Wróbla. – Mieliśmy to w głowach, ale to boisko ze sztuczną nawierzchnią, którą dobrze znamy, bo na co dzień na takiej trenujemy. Przyjechaliśmy po wygraną i tylko to się liczyło – deklaruje Piecuch. – Już w zeszłej rundzie było widać ogromny potencjał tej drużyny, a dziś widać było, że i taktycznie poczynili postęp. Wielkie słowa uznania dla Tomka Wróbla i jego sztabu. Wywieźliśmy punkty z trudnego terenu, bo to z kolei pokazuje, że i my robimy krok do przodu. Być może stajemy się trochę wyrachowani, ale ciężko pracujemy nad dyscypliną taktyczną i różnymi fazami meczu. Dziś było to widoczne, dało punkty i to jest najcenniejsze – analizuje Marcin Dziewulski. – To młoda drużyna, która ma pomysł na grę. Wprowadzali niektórych z tych chłopaków jeszcze w II lidze. Na pewno mają na siebie pomysł i swoje DNA do gry. Nie każdemu jest łatwo dostosować się do systemu, w którym grają, ale my musimy patrzyć na siebie. Zazwyczaj to rywal musi się dostosować do nas, a nie na odwrót – przekonuje Rafał Kuliński.

Dzięki wygranej Ruch powiększył swój punktowy dorobek do 52 oczek. Wciąż traci tylko 3 do liderującego tabeli Rakowa II Częstochowa. Wobec dobrej i równej formy swoich ulubieńców kibice “Cidrów” po końcowym gwizdku sędziego zaintonowali nawet przyśpiewkę “awans jest nasz”, ale w szatni “Żółto-Czarnych” wciąż starają się twardo stąpać po ziemi. – Będziemy robić swoje. Chcę być w tym wszystkim na tyle dojrzały, by nie zmieniać drogi, którą kroczymy. Liczy się najbliższy mecz. To podejście daje nam dużo dobrego, a każda forma odejścia od niego może zostać ukarana – zapowiada trener Marcin Dziewulski.

Kolejny mecz Ruch rozegra na swoim boisku. W Wielką Sobotę podejmie plasującą się na 8. pozycji w stawce Unię Kosztowy.