Damian Sadowski: Niczego w Ruchu nie żałuję

– Jak przyjąłeś informację, że przyjdzie Ci zimą opuścić Ruch Radzionków?
– Na pewno było to dla mnie duże zaskoczenie i rozczarowanie. Bo to już przecież drugi raz zostałem postawiony przed faktem dokonanym, że odchodzę. Za pierwszym razem informację tę przekazał mi trener Damian Galeja, teraz był to prezes Marcin Wąsiak. I wiem, że to inne względy niż sportowe decydowały o rozstaniu ze mną, bo wcześniej trener Kamil Rakoczy zakomunikował mi, że liczy na mnie w rundzie wiosennej. Na pewno żal się rozstawać z klubem, który stał mi się tak bliski. Gdy półtora roku temu wracałem do Ruchu liczyłem bardzo, że zostanę tu na dłużej, a przynajmniej – po awansie – wypełnię swój kontrakt i dogram tutaj do końca sezonu w trzeciej lidze. Jednak nie chcę narzekać, takie jest już życie piłkarza, i mam tylko nadzieję, że wyjdzie mi to na dobre.

– Gdy odchodziłeś z Ruchu pierwszy raz, mówiłeś, że najbardziej żal Ci tego, że nie udało się awansować. Gdy wracałeś, od razu powiedziałeś, że przychodzisz by ten cel w końcu zrealizować. Możesz mieć chyba satysfakcję, że się to udało!
– Niczego nie żałuję w związku z moim pobytem w Ruchu Radzionków. To były dla mnie naprawdę dobre lata piłkarskie, a klub i drużyna pozostawią po sobie we mnie tylko jak najlepsze wspomnienia. Poznałem tu fantastycznych kolegów w szatni, pracowałem pod okiem naprawdę bardzo dobrych trenerów. Rzeczywiście awans był tą wisienką na torcie. Zawsze o nim mówiłem, i faktycznie cieszę się bardzo, że ten cel zrealizowaliśmy, i że moje słowa się urzeczywistniły. Rozpoczynałem grę w Ruchu Radzionków od trzeciej ligi, i na trzeciej ją skonczyłem. To jednak dla mnie już inna trzecia liga niż na początku. Moje zdrowie, zmianowy charakter mojej pracy nie pozwalały mi na wiele, ale myślę, że do końca sezonu dałbym radę jeszcze dograć, i jakąś bramkę pewnie bym strzelił i może parę razy kolegom bym asystował. Nie dostałem od prezesa szansy by to udowodnić. Trudno, życie toczy się dalej.

– Jesteś zadowolony z tego, co Ci udało się osiągnąć jesienią? Na pierwszy rzut oka i liczba minut na boisku i także statystyki bramek i asyst w porównaniu z czwartą ligą były mniejsze.
– To prawda, ale jestem zadowolony, bo w każdym meczu grałem. Często wchodząc z ławki, ale jednak. Nie miałem o to pretensji, bo naprawdę latem przyszli do drużyny świetni zawodnicy mogący grać na moich pozycjach. I muszę przyznać, że przez długi czas tę sportową rywalizację o pierwszy skład zwyczajnie z nimi przegrywałem. Ale zawsze wchodząc na boisko dawałem z siebie tyle, na ile było mnie stać. Jakieś bramki strzeliłem, przy jakiś asystowałem, ale faktycznie nie było tego tyle, na ile sam liczyłem. To już jednak dla mnie przeszłość. Teraz podpisałem umowę z Grodźcem i nad tym się skupiam. Jesteśmy na trzecim miejscu i tracimy cztery punkty do lidera. To przecież tyle samo, ile rok temu traciliśmy z Ruchem do Szombierek…

– Rozumiem, że za pół roku widzimy się w trzeciej lidze!
– Odpowiem inaczej. W Grodźcu chcą zbudować drużynę, która zawsze będzie w pierwszej czwórce. W Ruchu przed poprzednim sezonem nie mówiliśmy sobie, że naszym celem jest awans, a po prostu chcieliśmy być jak najwyżej. Skończyło się awansem, i kto wie, może historia mi się powtórzy, bo faktycznie jest bardzo dużo podobieństw. Mamy tutaj naprawdę fajnę ekipę, a najlepiej świadczy o tym to, że wygraliśmy sparing z Ruchem 3:2, choć trenujemy dopiero od 8 stycznia. Nie chcę jednak niczego deklarować, poza tym, że naszym celem będzie wygrywać w każdym meczu. Co to przyniesie, czas pokaże.