Damian Sadowski: Specjalnej mobilizacji na Szombierki nie będzie

– Gdy w niedzielę dotarł wynik meczu Szombierek z Przemszą, który sprawił, że zostaliście liderem tabeli, jak na to zareagowaliście?
– Naprawdę z pełnym spokojem. Ja i koledzy cieszymy się oczywiście z tego, bo fajnie być liderem, tym bardziej, że jest to bodaj po raz pierwszy od ponad dwóch lat. Ale tak naprawdę my nic musimy, a możemy. Faworytem ligi wciąż są Szombierki. My możemy sprawić niespodziankę i na pewno się o to postaramy, bo naszym celem jest wygrywać w każdym meczu. A seria siedmiu wygranych z rzędu utwierdza nas w przekonaniu, że to jest możliwe.

– Podczas swojego pierwszego okresu gry w Ruchu Radzionków, mówiłeś głośno, że jako punkt honoru stawiasz sobie powrót z klubem do trzeciej ligi. Od czasu spadku do czwartej ligi właśnie teraz rozgrywacie najlepszy sezon…

– Oczywiście, że o tym myślimy. Ja sam na pewno bardzo chciałbym jeszcze zagrać w trzeciej lidze z Ruchem Radzionków. Ale faktem, że jesteśmy liderem nie podpalamy się, bo przewaga jest minimalna, a jeszcze dwanaście meczów przed nami, w tym najbliższy z Szombierkami, które przyjadą tu z pewnością mocno podrażnione, że po tylu kolejkach liderowania oddały przed tygodniem to miejsce nam. My do tego meczu podejdziemy jak do każdego innego. Choć oczywiście bardzo fajnie, że to są derby. Będzie z pewnością większe zainteresowanie niż zwykle, będzie głośno, będą też ponoć kibice zespołu przeciwnego. Ja uwielbiam takie mecze, i myślę, że koledzy również. Mobilizacji specjalnej jednak nie będzie, a po prostu wychodzimy po zwycięstwo. Jak w każdym meczu.

– Tymczasem za Tobą setny mecz w barwach Ruchu Radzionków.
– Tak, było to w Łaziskach Górnych. Bardzo się cieszę, że osiągnąłem taki wynik. W żadnym innym klubie nie byłem tak długo, by doczekać się setnego meczu. Choć pewnie gdybym niecałe dwa lata temu nie był zmuszony stąd odchodzić, tych meczów byłoby dziś o wiele więcej. Ale bardzo dobrze się tutaj czuję, i jeszcze wszystko przede mną. Nie mam nic przeciwko temu aby w Ruchu Radzionków doczekać sto pięćdziesiątego meczu, a może i dwusetnego.

– Gdy stąd odchodziłeś, zdaniem wielu sprawiałeś wrażenie zmęczonego grą w tym klubie. Wróciłeś z nowymi siłami.
– Nie powiedziałbym tak. Choć mimo, że strzelałem bramki i asystowałem, trener Damian Galeja stawiał wtedy raczej na innych chłopaków, i rzeczywiście ta sytuacja trochę mnie uwierała, bo przecież wcześniej byłem tutaj cały czas podstawowym zawodnikiem. Ale nie chciałem odchodzić, to decyzja odgórna mnie do tego zmusiła. Ale może faktycznie dobrze się stało, bo wróciłem i odzyskałem miejsce w jedenastce, a Ruch Radzionków znowu w składzie ze mną jest na pierwszym miejscu.

– Dziś jesteś drugiem strzelcem zespołu i najlepszym asystentem. Jednak wciąż w liczbach bezwzględnych nie są to tak dobre statystyki, jakie miałeś tutaj w poprzednich latach.
– Nie patrzę na to przez ten pryzmat. Najważniejsze jest to, że trener Rakoczy widzi mnie w składzie, że odwdzięczam się za zaufanie bramkami i asystami, i przede wszystkim, że drużyna jest na pierwszym miejscu. Tylko to się liczy, choć oczywiście także bramki i asysty bardzo cieszą. Wiem, że wciąż mi daleko do tego sezonu u trenera Osyry, w którym strzeliłem siedemnaście goli i miałem szesnaście asyst, a i w tym sezonie u trenera Galei kiedy dostawałem mniej minut, także te moje statystyki były trochę lepsze. Ale tak naprawdę ja mogę nic nie strzelać i nie asystować, byleby drużyna wygrała wszystkie mecze do końca sezonu.