Derbowy festiwal bramkowy braci. Ruch – Energetyk ROW Rybnik 4:1

Piłkarze Ruchu Radzionków wyjątkowo upodobali sobie najwyraźniej czterokrotne karanie przeciwnika bramkami. To bowiem już trzecie kolejne spotkanie ligowe, w którym „Cidry” wbiły rywalowi cztery gole. I choć dziś nie trafiali regularnie strzelający w poprzednich meczach Sebastian Gielza i Marcin Kocur, to ciężar goli wzięli na siebie inni, przede wszystkim bracia bliźniacy Giele. Dwie bramki Piotra sprawiły, że teraz to on zaliczył na swoje konto serię trzech kolejnych meczów z bramkami, ale także z czterema golami wiosną został najskuteczniejszym piłkarzem Ruchu Radzionków w tej rundzie.

W pierwszych dwudziestu minutach gry gospodarze wprost stłamsili drużynę z Rybnika. Już pierwsza akacja meczu przyniosła Ruchowi prowadzenie. Adam Kompała odegrał krótką piłkę z rzutu rożnego do Marka Kubisza, który to zacentrował przed bramkę, a tam na kilku metrach celnie uderzył głową Piotr Giel. Była to 183 sekunda meczu.
I co prawda chwilę po stracie gola z długą wstrzeloną piłką minął się na linii pola karnego Patryk Ciasnocha, a goście mając przez parę chwil pustą bramkę nie wykorzystali tej okazji, to sunęły dalej ataki „Cidrów”. W 6 minucie Kubisz nie trafił w doskonale podaną przez Marcina Trzcionkę piłkę, a w 8 minucie Gielza strzałem z okolic linii pola karnego uderzył niedaleko słupka, acz niecelnie. Po jednej z kontr, w minucie 9, Żyrkowski strzałem z dystansu posłał futbolówkę wysoko ponad bramką.
W 14 minucie Gielza wyłożył piłkę Kubiszowi, który naciskany przez obrońców po raz drugi w nią nie trafił. W odpowiedzi w 18 minucie Buchała posłał piłkę głową daleko od słupka.
W 21 minucie znakomitą akcję przeprowadzili Radzionkowianie, uderzenie z ostrego kąta Tomasza Stranca odbił jeszcze Skrocki, ale wobec dobitki Adama Kompały z kilkunastu metrów był już bezradny.
Druga bramka uśpiła nieco piłkarzy Ruchu, którzy spokojniej zaczęli rozgrywać akcje, owszem prowadząc nadal grę, ale nie zbliżając się nawet pod bramkę Skrockiego. A że i Energetyk nie był w stanie przeprowadzić składnej akcji, z boiska długimi momentami wiało nudą. W 27 minucie po wrzutce z rzutu wolnego Krzysztoporski głową uderzył bardzo niecelnie, w 29 minucie Szatkowski strzałem z powietrza zza pola karnego posłał piłkę nad poprzeczką. W 43 minucie Jaśkiewicz uderzeniem z kilkudziesięciu metrów trafił… niemalże w okolice narożnika boiska.
Dopiero w doliczonym czasie gry obudzili się w ofensywie gospodarze. Najpierw Piotr Mazur po rajdzie w polu karnym wycofał piłkę do Stranca, którego strzał został jednak zablokowany. Za chwilę Gielza z woleja uderzył daleko obok bramki.

Druga połowa rozpoczęła się od rzutów wolnych sprzed pola karnego w wykonaniu obu drużyn. W 48 minucie Żyrowski z około trzydziestu metrów posłał piłkę wysoko nad bramką, a w odpowiedzi dwie minuty później, z ponad dziesięciu metrów bliżej Trzcionka uderzył również nad poprzeczką.
W 51 minucie centry Kubisza nie sięgnął Gielza, źle wychodził do niej również Skrocki, ale dopadł do futbolówki nadbiegający Piotr Giel, i pewnie z pierwszej piłki zdobył trzeciego gola dla Ruchu Radzionków.
Wprowadzony przed kilkudziesięcioma sekundami Kocur zechciał od razu zaakcentować swoją obecność na boisku strzałem, jednak jego uderzenie z woleja tuż sprzed pola karnego było bardzo niecelne. Jeszcze w 57 minucie po wrzutce Trzcionki Skrocki łatwo poradził sobie z uderzeniem głową Kubisza, by gra na kilkanaście minut znów siadła.
Sygnał do przebudzenia dał Marcin Dziewulski w 71 minucie, którego mocny strzał zza pola karnego okazał się nieznacznie niecelny. W 73 minucie Kocur strzałem z ostrego kąta przeniósł piłkę nad poprzeczką, a w 78 minucie kolejno blokowani byli zmiennicy – najpierw Adrian Mielec, potem Paweł Giel.
Aż w końcu przyszła 80 minuta, kiedy centrę z rzutu wolnego Żyrkowskiego strzałem głową na honorową bramkę dla gości zamienił rezerwowy Dudek.
Na odpowiedź Ruchu trzeba było poczekać osiem minut – Kompała zagrał w polu karnym do Pawła Giela, który w łatwy sposób minął obrońców i spokojnie skierował piłkę do bramki, jakby zazdroszcząc bratu jego strzeleckiego festiwalu.
I jeszcze tylko już w doliczonym czasie gry, najpierw z jednej strony Marcin Kowalski przeniósł piłkę nad bramką, a z drugiej minął się z dośrodkowaniem Ciasnocha, jednak bez konsekwencji, i sędzia Nowak mógł zakończyć to derbowe, pełne walki spotkanie.