– Po prawie trzech latach zdecydowałeś się na rozstanie z Ruchem Radzionków i zawieszenie gry w piłkę.
– Tak, to była bardzo trudna decyzja, ale zdecydowałem się zaprzestać gry w piłkę i postawić na pracę zawodową. Nie chcę przez to powiedzieć, że w piłkę nożną w żadnym klubie już nigdy nie zagram, bo nie wiadomo co przyszłość przyniesie, ale na dziś nie mam takich planów ani takich przemyśleń. Za mną naprawdę bardzo fajne ponad dwa i pół roku w Ruchu Radzionków, i na pewno wielki żal się z tym rozstawać. Chciałbym w tym miejscu podziękować wszystkim osobom, z którymi tutaj współpracowałem – rozpoczynając oczywiście od kolegów z szatni, przez trenerów, masażystów, kierowników drużyny, po prezesa i cały zarząd, oraz wszystkim innym pracownikom klubu. Dzięki Wam wszystkim to była prawdziwa przyjemność tutaj grać. Osobne słowa chciałbym skierować do kibiców, bo nie było w czwartej lidze drugiego klubu, który miałby tak oddanych fanów, wygląda na to, że także w trzeciej lidze są oni pod tym względem ewenementem. To naprawdę bardzo pozytywnie wyróżnia Ruch Radzionków, i sprawia, że piłkarzom jeszcze bardziej chce się tutaj grać. Naprawdę bardzo to doceniam.
– Problemy ze zdrowiem przyczyniły się do podjęcia takiej decyzji?
– Przede wszystkim one. Rzeczywistość jest taka, że na dziś nie jestem zdolny do gry, i nie wiadomo w ogóle kiedy mógłbym wrócić do pełnych treningów. Straciłem już cały okres przygotowawczy do sezonu, a jeśli udałoby mi się wyleczyć, to na pewno potrzebowałbym dużo czasu, żeby wrócić do takiej formy, żebym mógł pomagać drużynie. Druga rzecz, która na to wpłynęła, to fakt, że nie jestem stąd, że muszę tutaj dojeżdżać. Te dwie rzeczy złożyły się na decyzję, że chciałbym na razie postawić na rozwój zawodowy w miejscu mojego zamieszkania.
– A co się tak naprawdę stało z Twoim zdrowiem?
– Niespodziewanie na początku letnich przygotowań dopadły mnie problemy z mięśniami brzucha. Nie pracowałem z drużyną, byłem leczony, przeszedłem rehabilitację, i wróciłem. Jak się okazało tylko na kilka tygodni, bo bardzo szybko uraz się odnowił. Lekarz powiedział, że powodem tego są zaniedbania z treningów w latach młodzieżowych, w których nad pracą nad tą częścią ciała w ogóle nie dbałem.
– Uraz odnowił się podczas meczu z Wartą w Gorzowie Wielkopolskim.
– Tak, stało się to na początku drugiej połowy. Byłem załamany. Dużo nad tym potem myślałem, zdałem sobie sprawę, że uprawiając sport cały czas będę narażony na powrót tych problemów. Nie chcę powiedzieć, że do piłki nigdy nie wrócę, ale na razie zupełnie nie mam takich planów.
– To na pewno tym bardziej bolało, że wydawało się, że problemy już za Tobą.
– Dokładnie tak. Wróciłem do treningów, zacząłem dostawać szanse od spotkania z Kluczborkiem, z meczu na mecz grałem coraz więcej minut. I wydawało się, że właśnie ten mecz w Gorzowie Wielkopolskim może być tym pierwszym, w którym rozegram pełne dziewięćdziesiąt minut. Przed tym meczem byłem przekonany, że jest już wszystko w porządku, że już powoli odzyskuję formę. Żal, ale takie rzeczy nie można przewidzieć, one zawsze zaskakują. Mówi się trudno i trzeba iść dalej.
– Na pewno w odbudowaniu formy nie pomagało to, że zacząłeś grać w większym wymiarze czasowym właśnie w tych meczach, które drużyna seryjnie przegrywała.
– Śmieję się nawet, że to może ja byłem tego powodem, bo faktem jest, że na początku kiedy nie grałem to wyniki były dobre, a kiedy znów wypadłem nagle drużyna wróciła do punktowania, i naprawdę beze mnie radzi sobie świetnie. Pewnie wygrała z mocnym Piastem Żmigród, postawiła się liderowi Górnikowi Polkowice, świetnie wypadła przeciwko piłkarzom z Ekstraklasy w rezerwie Górnika Zabrze, nie mówiąc już o tym, że grając w zmienionym składzie wbiła pięć goli w Pucharze Polski Gwarkowi Tarnowskie Góry, a też w tym okresie przywiozła dwa zwycięstwa z wyjazdów.
– Ale przed sezonem to Ty byłeś typowany do roli zawodnika pierwszej jedenastki.
– Gdyby nie problemy ze zdrowiem, to sam na pewno miałbym takie aspiracje. Początkowo była mowa, że miałem grać z przodu, z czasem dopiero wróciłem na lewą obronę. Cieszę się jednak bardzo, że czy to Daniel Skalski czy Mateusz Hermasz z przodu dobrze mnie zastępują. Nie wiem czy będąc nawet zdrowym wygrywałbym obecnie rywalizację z nimi o miejsce w składzie.
– Na pewno miło się obserwuje jak urośli ci piłkarze, którzy w czwartej lidze byli tylko rezerwowymi.
– To bardzo cieszy. Daniel Skalski jest chyba obecnie w najwyższej formie odkąd skończył wiek juniora, i na tej lewej obronie wygląda bardzo dobrze i fajnie współpracuje z kolegami z przodu. Jestem spokojny o obsadę tej pozycji. Ale nie tylko on. Przecież w czwartej lidze prawie w ogóle nie grał Marcel Gieroń, a dziś trudno sobie wyobrazić środek obrony Ruchu bez niego. Podobnie rzecz się ma z Mateuszem Pietrygą, który w czwartej lidze łapał tylko minuty, a myślę, że kwestią czasu jest, jak w trzeciej lidze zacznie regularnie grać, być może nawet w pierwszym składzie. Już widać tego pierwsze symptomy.
– Zaryzykuję stwierdzenie, że dla Ciebie najpiękniejsza przygoda w Ruchu Radzionków to wygrane baraże z Polonią Bytom. A największa porażka to, że na ten awans trzeba było czekać tak długo.
– Odkąd tu trafiłem dwa razy kończyliśmy ligę na drugim miejscu, przegraliśmy też finał Pucharu Polski na szczeblu województwa. I za każdym razem towarzyszył temu duży niedosyt. Bardzo potrzebowaliśmy jakiegoś sukcesu i wielka radość, że on nadszedł. Oba mecze z Polonią Bytom, z których ten drugi był ostatnim w historii naszego stadionu przy Narutowicza, zastaną w mojej pamięci na zawsze. Były to też moje dwa ostatnie mecze w Ruchu Radzionków od pierwszej do ostatniej minuty. Byliśmy w tych barażach spisywani na straty, lekceważeni przez przeciwnika, i naprawdę wyjątkowo smakowało utarcie im nosa. A przy okazji zrobiliśmy wielki prezent naszym kibicom i myślę, że w historii klubu, a na pewno tego stadionu zapisaliśmy się na stałe. Super sprawa, w każdym z nas zostanie to do końca życia.
– Przez ten czas nic nie wskazywało, że możesz mieć jakieś problemy ze zdrowiem. W czwartej lidze grałeś tu wszystko, z reguły od deski do deski.
– Dokładnie, wcześniej byłem tutaj w pełni zdrowy. Ostatnie kontuzje miałem jeszcze we wcześniejszych klubach. Muszę przyznać, że nie narzekam na to, że grałem w czwartej lidze. Bo na Śląsku jej poziom jest naprawdę wysoki w porównaniu z innymi regionami, i grają tutaj piłkarze o uznanych nazwiskach. W tym miejscu skąd pochodzę czwarta liga wygląda blado. Prawda jest też taka, że nie spodziewałem się, że stanę się tutaj od razu piłkarzem pierwszego składu, i że rozegram prawie sto meczów, bo niewiele mi do tej liczby zabrakło. W Stali Bielsko-Biała, w której byłem wcześniej w ogóle nie dostawałem szans. A tutaj od razu poczułem zaufanie.
– Kilka bramek tutaj strzeliłeś, i często były to kluczowe dla wyniku trafienia.
– Kilka goli w czwartej lidze zdobyłem, kilka asyst też zaliczyłem. I rzeczywiście na Rakowie strzeliłem gola dającego nam wygraną 1:0. W meczu z GKS-em Katowice, w którym od pierwszych minut przegrywaliśmy, doprowadziłem do wyrównania, a potem gol w samej końcówce dał nam zwycięstwo. Na Piaście Gliwice prowadziliśmy, ale byliśmy mocno naciskani przez rywala, a ja w ostatniej minucie strzeliłem dla nas drugiego gola, zamykając mecz. To wszystko bardzo miłe wspomnienia.
– Grałeś tu trochę w ofensywie, a trochę na lewej obronie.
– Pierwszy sezon tutaj rozpocząłem na lewym skrzydle. Tam mnie widział trener Damian Galeja. Później trener Kamil Rakoczy cofnął mnie na lewą obronę. Obie te pozycje bardzo mi odpowiadały, i nie było żadnego problemu dla mnie przestawić się z jednej na drugą.
– Gdy byłeś tutaj sprowadzany przedstawiano Cię jako uniwersalnego zawodnika, który może grać też w środku pola.
– I nawet tu w Ruchu zdarzało się czasami w sparingach czy w nawet w lidze, gdy była tak potrzeba, że byłem rzucany do środka pola. I też czasami bliżej własnej bramki, a czasami nawet z przodu za napastnikiem. Jednak najlepiej się czuję na obu pozycjach przy lewej linii bocznej boiska. Choć faktycznie zanim tu trafiłem w młodzikach grałem niemal wyłącznie w środku pola, na pozycji defensywnego pomocnika. Dopiero w seniorach zostałem przesunięty na bok. Ale gdy trzeba było, trenerzy doceniali moją uniwersalność, nawet pamiętam, że kiedyś na stoperze zagrałem. Z jakim skutkiem to nie mi oceniać, ale na pewno nie było najgorzej.
– Doceniasz czas spędzony w Ruchu Radzionków…
– Zdecydowanie. To tutaj zacząłem grać regularnie, to tutaj najwięcej się nauczyłem. Współpracowałem tu z naprawdę bardzo dobrymi trenerami, jako partnerów na boisku miałem Piotra Rockiego czy Marcina Dziewulskiego, którzy grali w Ekstraklasie, i których inteligencja boiskowa robiła wielkie wrażenie. To była super sprawa od nich czerpać. Ale najważniejsza tu była atmosfera. Ta naprawdę jest w tej szatni cały czas wyjątkowa, na każdy trening przychodzi się tu z uśmiechem.
– … jednak wcześniej chyba Twoje aspiracje sięgały wyżej?!
– To prawda. Zagrałem przecież mecz w juniorskiej reprezentacji Polski. Gdy skończyłem wiek juniora jeździłem na testy do klubów z wyższych lig. Może źle wtedy wybrałem. Miałem wtedy też problemy ze zdrowiem, i choć potem w Ruchu odzyskałem regularną grę, to jednak muszę przyznać, że nie udało mi się odbudować tutaj takiej formy, jaką miałem w tych najlepszych wcześniejszych czasach. Owszem długi czas liczyłem na to, że uda mi się zrobić piłkarską karierę, ale nie żałuję, że tak się nie stało. Na pewno to, że byłem w Ruchu Radzionków na to moje podejście wpłynęło, bo gra tutaj naprawdę sprawiała mi olbrzymią przyjemność, i naprawdę uważam, że zrobiłem tutaj duży krok do przodu.
– Gdy patrzysz z boku na tą drużynę w trzeciej lidze, znając ją przecież od środka, to na co Twoim zdaniem ją stać?
– Myślę, że ostatnie mecze pokazały prawdziwe oblicze tej drużyny. Wcześniejszy kryzys na pewno nie oddawał jej poziomu, a po przeskoku ligę wyżej zazwyczaj taki okres się wcześniej czy później zdarza. Bo jednak poziom trzeciej ligi jest zdecydowanie wyższy niż czwartej. Jestem pewny, że Ruch się spokojnie utrzyma, a wcale nie zdziwię się, gdy na koniec sezonu ujrzę ich w górnej połowie tabeli. A gdy drużyna okrzepnie na tym poziomie, to nie widzę przeszkód by walczyła o miejsca w samej czołówce w przyszłych latach, a kto wie czy nawet nie o najwyższe cele, choć by nie zapeszać, nie chciałbym o tym mówić.
– A Ty już jesteś po pożegnaniu z drużyną?
– Tak, nastąpiło to we wtorek przed wyjazdem do Dzierżoniowa. Zdałem też już cały sprzęt. Ale tak się z Ruchem zupełnie nie żegnam, bo na pewno kiedy tylko będę mógł, to będę na mecze wpadał, a na pewno cały czas pozostanę kibicem tej drużyny i zawsze będę żywo się jej wynikami interesował.