Marcin Trzcionka: dobre statystyki wynagradzały mi ból na boisku

– Jak można ocenić zakończony sezon ligowy?
– Przed rundą rewanżową mówiliśmy, że zamierzamy gonić Gwarka. Prawda jest jednak taka, że znając równą formę naszego rywala, któremu po prostu nie zdarzają się serie słabszych wyników, nikt z nas nie wierzył, że ta pogoń jest możliwa. Tak naprawdę wyzwaniem wydawało się zdobycie drugiego miejsca, choć zimą i to jawiło się jako coś bardzo trudnego. Jednak udało nam się to osiągnąć, zdobywając przy tym naprawdę bardzo dobry wynik punktowy na wiosnę. Straciliśmy przecież tylko trzy oczka do Gwarka, a podejrzewam, że gdybyśmy grali cały sezon raz w tygodniu, zamiast tego nagromadzenia meczów w systemie środa-sobota w ostatnich kolejkach, spokojnie te parę punktów więcej wywalczylibyśmy, bo niektóre porażki były efektem tylko zmęczenia i kulminacji kartek i kontuzji. Myślę, że grając na pełnym wypoczynku zarówno w Katowicach z rezerwą Gieksy, jak i u siebie ze Slavią Ruda Śląska zapunktowalibyśmy, a wtedy sięgnelibyśmy o tytuł mistrza wiosny, a w tabeli całego sezonu nasza strata do lidera wyglądałaby zdecydowanie lepiej, niż teraz wygląda.

– Gwarek Tarnowskie Góry jest jedną nogą w trzeciej lidze. To dobra informacja przed kolejnym sezonem, bo ubywa najgroźniejszy konkurent?!
– Gwarek w pełni na awans zasługuje. Drugi raz z rzędu z dużą przewagą wygrali ligę, mają naprawdę w kadrze bardzo dobrych piłkarzy. Z całego serca im tego życzę, także dlatego, że poprzez swój awans zrobią nam troszkę więcej miejsca w tabeli w przyszłym sezonie. Brak takiego konkurenta z pewnością ułatwi nam sięgnięcie po zwycięstwo w rozgrywkach. Runda wiosenna pokazała, że naszą drużynę na to stać, a jeśli prezesowi uda się dokonać wzmocnień, poprzez poszerzenie kadry o kilku piłkarzy zdolnych do wejścia do pierwszego składu, i być może trochę starszych, to taki plan z pewnością przed sobą postawimy. W tym sezonie głośno o tym nie mówiliśmy, bo wiedzieliśmy, że faworytem będzie Gwarek, teraz – wszystko na to wskazuje – my możemy zająć jego miejsce.

– Dla Ciebie z kolei – gdyby tylko wziąć pod uwagę statystyki zdobytych bramek i zaliczonych asyst – sezon 2016/2017 był najlepszym w karierze!
– To był mój pierwszy cały sezon rozegrany na środku pomocy. Nie licząc tylko dwóch pierwszych sezonów w seniorach, kiedy miałem szesnaście-siedemnaście lat, cały czas grałem na prawej obronie. Na tej pozycji o gole i asysty ciężko, bo do bramki przeciwnika zdecydowanie dalej niż ze środka pomocy. Moja nowa pozycja była mi bardzo dobrze znana, bo właśnie na niej występowałem w juniorach, a w piłce pewnych rzeczy się nie zapomina. Wypadło to bardzo dobrze, choć widzę kilka aspektów, które mogły być lepsze, bo i sam mogłem się w paru sytuacjach lepiej zachować, i koledzy mogli moje podania lepiej wykorzystać. Generalnie jednak gdy patrzę na swoje liczy bramek i asyst, to można powiedzieć, że średnio w każdym meczu miałem swój udział przy jakimś golu, a to napawa mnie satysfakcją. Ale jeszcze większa ona będzie, jeśli uda mi się i w następnym sezonie takie statystyki utrzymać, a może wręcz poprawić.

– Rozumiem, że o powrocie na prawą obronę nie ma już mowy?!
– Śmialiśmy się w szatni, że jeśli trener na odprawie powie, że na prawej obronie Trzcionka, to rzucam rzeczami, drę kontrakt i wychodzę z szatni. To oczywiście żarty, bo prawda jest taka, że gdzie tylko jestem potrzebny drużynie, tam zagram. Najważniejszy jest interes zespołu, a nie indywidualne osiągnięcia. I tak przede wszystkim na to patrzę.

– Jesteś zaskoczny tym, że tak dobrze ułożyła się dla Ciebie runda wiosenna, przecież niemal cały okres przygotowawczy nie trenowałeś?
– W grudniu doznałem kontuzji kolana, a kiedy po długim czasie już miałem wracacać do treningów, spotkał mnie ten przykry incydent, który stał się głośny w całym środowisku. Efektem tego było, że faktycznie do pełnych treningów wróciłem dopiero w marcu, a cały okres przygotowawczy leczyłem się i rehabilitowałem. A gdy doszedłem w końcu do optymalnej formy fizycznej, to tuż przed meczem z Szombierkami Bytom przytrafiła mi się kolejna kontuzja, i znów przerwa od gry, i znów budowanie dyspozycji od nowa. Na szczęście dobre systystyki, które bardzo często przekładały się na sukces drużyny, ten mój ból na boisku mi wynagradzały.