Uraz wykluczył go z inauguracji przeciwko Polonii Łaziska Górne, Marcin Trzcionka ma jednak nadzieję, że przeciwko MKS-owi Myszków będzie w stanie choćby z ławki pomóc kolegom z drużyny. Spotkanie drugiej w tabeli ekipy “Cidrów” z trzecim MKS-em urasta bowiem do miana jednego z hitów całej rundy wiosennej w Radzionkowie.
Pod jednym z materiałów zapowiadających sobotni mecz zamieściłeś komentarz, deklarując, że będziesz obecny podczas starcia z MKS-em Myszków. Pozostaje pytanie: po prostu na stadionie, czy już na boisku?
Marcin Trzcionka jak zawsze chce być na boisku, ale… decyzje ludzi mądrzejszych od niego – fizjoterapeutów i lekarzy – mówią, żeby raczej być z tym ostrożnym. Zobaczymy, czy zagram już teraz, czy poczekam jeszcze tydzień.
Runda dopiero się zaczyna, ale wygląda na to, że mecz z MKS-em ma szansę zostać hitem całej wiosny w Radzionkowie. Czujecie tą atmosferę?
Ostatnio w Radzionkowie na poziomie IV ligi dwa mecze są hitami – z Myszkowem i Szombierkami. To starcia z klubami, które też mają swoją historię i kibiców. Na tym szczeblu rozgrywkowym to nie jest codzienność, tylko święto. Dlatego tak to sobotnie spotkanie jest odbierane.
Ruch wiosnę zainaugurował zwycięstwem. Jak oceniasz mecz z Polonią w Łaziskach?
Na pewno był to ciężki mecz, bo tak jest zawsze po długim okresie przygotowawczym. Tym bardziej dla zespołów trenujących przez większość tego czasu na sztucznej trawie. Boisko w Łaziskach jak na tą porę roku wyglądało dobrze, ale my na naturalnej nawierzchni mieliśmy właściwie jedną jednostkę treningową. Być może nie oglądaliśmy więc wielkiego widowiska, ale uważam, że zasłużyliśmy w tym spotkaniu na trzy punkty.
Wracamy do meczu z Myszkowem. Na Facebooku wspomniałeś, że byłeś obecny na stadionie “Cidrów” w 1997, podczas pamiętnego spotkania walczących o awans Ruchu i Krisbutu. Jakie wspomnienia udało się zachować z tamtego czasu?
Miałem wtedy 8 lat, więc tych szczegółów dużo w głowie nie utkwiło. Na pewno to, że stadion przy Narutowicza był pełny, bardzo żył meczem. Mieszkańców mocno interesowało wtedy to, co dzieje się z Ruchem. To były dla miasta duże chwile – granie na szczeblu ogólnopolskim, a nie w okolicach swojego podwórka. W tamtym czasie byliśmy z bratem i tatą na praktycznie wszystkich spotkaniach w sezonie. Fajnie, że Ruch i Myszków miały swoje epizody na takich poziomach i mam nadzieję, że w przyszłości znowu uda im się na nie wrócić.
W ostatnich latach regularnie – już w roli zawodnika – pomagałeś dopisywać kolejne rozdziały w historii rywalizacji Ruchu z MKS-em Myszków. Które z tych spotkań najmocniej zapadło ci w pamięć?
Odkąd wróciłem do Radzionkowa z Nadwiślana Góra prawie co rok mierzymy się z tym klubem. Spotkania z Myszkowem zawsze są ciekawe. Mamy ostatnio dobrą serię z tym rywalem, może właśnie dlatego przychodzi mi na myśl jedyne przegrane przez nas starcie. To był wyjazd, ulegliśmy 0:3, świętej pamięci Piotruś Rocki już w pierwszych minutach nie wykorzystał wtedy rzutu karnego. Przeciwnik wykorzystywał swoje kontry i choć wcale nie graliśmy źle, przegraliśmy wyraźne. Pamiętam też mecz w sezonie, gdy stawiałem pierwsze kroki w dorosłej piłce i jako zespół zaczynaliśmy marsz na zaplecze Ekstraklasy. W starej IV lidze wygraliśmy w Myszkowie 4:2.
Czego spodziewasz się po najbliższym spotkaniu Ruchu z MKS-em?
Znając trenera Domagałę i biorąc pod uwagę kilka meczów, które zagraliśmy już przeciwko prowadzonym przez niego drużynom spodziewam się rywala dobrze ułożonego w defensywie. Jego zespoły mają swój pomysł na granie w piłkę, każdy zawodnik wie, co ma robić. Tak będzie też pewnie jutro. Myślę, że zmierzą się dwie drużyny, które lubią grać w piłkę i umieją to robić. A to kończy się fajnymi widowiskami.
Bartosz Kucharski – twój były kolega z boiska a dziś bramkarz MKS-u – w przedmeczowej rozmowie przyznawał, że lubi hałas trybun w Radzionkowie. Tyle, że ów “hałas” powinien być waszym sprzymierzeńcem?
Występy dla kibiców Ruchu Radzionków to coś, co każdy zawodnik uprawiający ten sport powinien docenić. Tu jest poczucie, że ma się dla kogo grać. Niezależnie czy na wyjeździe, czy u siebie zawsze jest grupa kibiców, która jest z nami na dobre i na złe. Dla nas to dodatkowa motywacja, by każdy mecz próbować zamienić na trzy punkty i dawać radość swoim fanom. Głośny doping na trybunach? Zwłaszcza dla chłopaków, którzy trafiają tu z zewnątrz bądź z drużyn młodzieżowych, to co coś zupełnie nowego, dającego wielkiego kopa do przodu i jest wielkim przeżyciem.
Rozmawiał: Łukasz Michalski