Marcin Trzcionka: każdy z nas chciałby dać z siebie wszystko w barażach.

– Na początek chciałbym wrócić do meczu w Myszkowie. Zagrałeś w nim po raz dwieście pięćdziesiąty w barwach Ruchu Radzionków!
– Prawdę mówić, o tym, że w Myszkowie zagrałem dwieście pięćdziesiąty mecz dla Ruchu Radzionków dowiedziałem się od trenera na wtorkowym treningu po tym spotkaniu, a potem powtwierdzenie tego przeczytałem na stronie internetowej klubu. Zatem wychodząc na ten mecz nie miałem świadomości, że jest to tak doniosła chwila. Ale też prawda jest taka, że od dawna już w ogóle nie śledzę swoich statystyk, nie liczę meczów, a po prostu leci to tak, jak jest mi przewidziane.

– A jakie emocje wywołuje to wydarzenie teraz, gdy masz już tę świadomość, bo nie da się ukryć, że w dziesiejszych czasach coraz trudniej o piłkarzy tak przywiązanych do swojego klubu, jak Ty?!
– Oczywiście, gdy sobie to uświadomiłem, to w pełni doceniam to osiągnięcie. Ale ta myśl przywołuje również wspomnienia tego co za mną, sukcesów i porażek, poszczególnych meczów. Zdecydowana większość spędzonego w Ruchu czasu była dla mnie bardzo dobra, ale były oczywiście i chwile rozczarowań. Zwiedziłem przez te lata z „Cidrami” całą Polskę, pewnie klubów, z którymi grałem można już liczyć w setki, piłkarzy, których spotkałem w tysiące. Bardzo fajne jest też to, że z Ruchem skosztowałem prawie wszystkich poziomów rozgrywkowych, bo grałem tu w każdej lidze od pierwszej do obecnej czwartej. Takie rozmyślanie prowadzi mnie jednak niestety do reflesji, że jestem już stary, a przynajmniej coraz starszy. Dlatego wolę myśleć o tym, co jeszcze przede mną.

– Z Ruchem skosztowałeś już kilku awansów, więc dobrze znasz ich smak. Sytuacja by raz jeszcze przeżyć te emocje wydaje się wymarzona, choć dwa ostatnie mecze mogą niepokoić, a przed nami naprawdę bardzo wymagająca końcówka. Co zrobić by zapewnić sobie spokojny finisz, by nie dopuścić do nerwówki do ostatniej kolejki?
– Musimy zrobić wszystko by żadnego kwasu nie było w tych następnych meczach. Wszystko zmierzało w tą stronę, że będzie łatwo i przyjemnie, i to nas chyba uśpiło. Sami sobie skomplikowaliśmy sprawę. Prawdę mówiąc, ja bardziej żałuję meczu w Gliwicach. Mieliśmy tam przecież mnóstwo sytuacji, a piłka jak zaczarowana nie chciała wlecieć do bramki. Remis jest oczywiście zawsze lepszy od porażki, ale to w spotkaniu z Piastem karta się odwróciła. Mecz ze Szczakowianką był tego efektem. Wszystkie spadające piłki, wszystkie przebitki nie były nasze. I to zadecydowało o porażce. Bo z gry nie było źle, a wręcz do trzydziestego, dwudziestego metra wyglądało to dobrze, niestety jednak brakowało sytuacji. Choć gdy już wbiliśmy gola wyrównującego, i wszedł na boisko Robert Wojsyk, to były dwie takie okazje, po których powinniśmy prowadzić 2:1, a wtedy mecz mógłby się inaczej potoczyć. Taka jest jednak piłka. Gdyby przed rundą, po tych nienajlepszych sparingach i odejściach kilku piłkarzy, ktoś mi powiedział, że po dziesięciu kolejkach będziemy mięli osiem zwycięstw, jeden remis i jedną porażkę, i będziemy liderem z ośmiopunktową przewagą nad Szombierkami, to brałbym to w ciemno. I myślę, że każdy z nas z pocałowaniem ręki by to wtedy przyjął. Dlatego musimy się podnieść, bo przy takim bilansie nie może być tak, że chodzimy wszyscy z opuszczonymi głowami. Trudno, stało się. Wiemy co nie zagrało – nie tyle osiedliśmy na laurach, co jednak poczuliśmy się zbyt pewnie. I może dobrze, że tak się stało, bo trochę zniesie to presję. Mam nadzieję, że awans do baraży zapewnimy sobie jak najszybciej. Ale czy krótko czy długo na to poczekamy, to oby mecz ze Szczakowianką był ostatnim przegranym w tym sezonie. Jesteśmy bogatsi o tę lekcję, którą mieliśmy w 2015 roku w końcówce ligi, która odpuściliśmy, i w barażach z Bełkiem, na które wszystko się w ten sposób posypało. Dlatego wiemy, że teraz konieczne jest podejście do każdego meczu na sto procent.

– Problem w tym by wrócić na drogę zwycięstw jest więc tylko w głowach?
– Przede wszystkim w głowach. Nie możemy jednak wpadać w panikę cokolwiek by się nie działo. Osiem punktów na pięć meczów do końca to naprawdę duża przewaga. Mamy w nich co prawda trzy bardzo ciężkie wyjazdy. Ale to nie jest tak, że nasi rywale w walce o awans mają z góry dopisane trzy punkty w każdym meczu. Oni też każde spotkanie będą musieli wybiegać, wywalczyć, wyszarpać. I też niewykluczone, że gdzieś się jeszcze noga im podwinie. Od początku tej rundy patrzyliśmy tylko na siebie, a wyniki drużyny zaczęły się psuć właśnie w tym momencie, kiedy zaczeliśmy się cieszyć dużą przewagą w tabeli. Musimy więc tabelę odsunąć jak najdalej od siebie, i znów skupiać się tylko na sobie, tylko na kolejnym czekającym nas meczu. Każdy z nas bardzo chce zagrać w barażach, i dać w nich z siebie wszystko, by niezależnie od ich wyniku, skończyć sezon z podniesioną głową.