Marcin Trzcionka: „Wszyscy musimy iść w jednym kierunku”

– Powiedziałem otwarcie, że nie wyobrażam sobie, by pozycja Ruchu Radzionków pozostała w tabeli taka, jaką jest. Nie zasługujemy na to my i nie zasługują na to kibice. Ciężką pracą trzeba niwelować to, czego brakuje w naszej grze – mówi Marcin Trzcionka. Wychowanek i kapitan „Żółto-Czarnych” wziął na barki funkcję grającego trenera Ruchu Radzionków, który – w charakterze tymczasowym – poprowadzi w sobotę w starciu z Victorią w Częstochowie.

Kiedy zaczynałeś swój piętnasty sezon w seniorskiej drużynie Ruchu pewnie nie podejrzewałeś, że w pewnym momencie poprowadzisz ją w grze o stawkę w roli trenera?
Na pewno nie. Sytuacja jest jednak taka, jaka jest i coś musimy zmienić, by karta na boisku się odwróciła. Gra wcale nie wygląda tak źle, ale jakieś detale i szczegóły decydują o tym, że nie zdobywamy punktów i tracimy bramki, których tracić nie powinniśmy.

W Ruchu Radzionków na przestrzeni kilkunastu ostatnich lat zmiana szkoleniowca w trakcie rundy jest czymś rzadko spotykanym. Jak przyjąłeś informację o tym, że trener Marcin Dziewulski żegna się z zespołem?
Sam przeżyłem tylko jedną taką zmianę, gdy w III lidze trener Kamil Rakoczy podał się do dymisji, a jego obowiązki przejął Piotrek Rocki. To była jedyna sytuacja w czasie mojej gry dla Ruchu, że zmiana na stanowisku szkoleniowca miała miejsce w trakcie rozgrywek. Jest to dla mnie niespodziewane, ale zobaczymy, jak zareaguje drużyna. Po tygodniu treningów i meczu pucharowym jestem zbudowany postawą każdego zawodnika. Widać, że wszyscy w zespole chcą pomóc i grać jak najwięcej, przyczyniając się do tego, by drużyna wyszła z dołka, bo niewątpliwie w taki wpadła.

Jaka jest diagnoza tego, co należy poprawić w funkcjonowaniu drużyny?
Powiedzieliśmy sobie z chłopakami na pierwszym treningu po meczu ze Śląskiem, że wszystkie sprawy niedotyczące piłki zostawiamy poza szatnią i boiskiem. Jestem zbudowany, że nikt nie odpuścił, nie zwiesił głowy i nie poszedł w drugą stronę. Gołym okiem widać, że mamy problem w obronie. Trudno zdiagnozować przyczyny strat bramki, bo składa się na nie mnóstwo drobiazgów. Nie przypominam sobie w całej mojej przygodzie z piłką sezonu, w którym tracilibyśmy tak kuriozalne gole. To nawet nie kwestia ustawienia czy indywidualnych błędów, ale masy przypadków które sumują się na końcowy efekt. Głównym celem już na sobotę będzie zmiana właśnie tego elementu – musimy się postarać zachować spokój w głowach i zbudować podstawę do tego, by zrobić coś z przodu.

Jak czujesz się w nowej, choć tymczasowej roli? Musiałeś skorygować relacje z kolegami z zespołu?
W tej kwestii zbyt wiele się nie zmieniło. W rozmowach z prezesem i zarządem zasygnalizowałem, że nie wyobrażam sobie, by ta sytuacja miała trwać dłużej, niż do najbliższej kolejki. Połączenie gry z prowadzeniem drużyny w roli trenera na dłuższą metę w Ruchu Radzionków nie zda egzaminu, bo albo się gra na sto procent, albo na sto procent prowadzi zespół. Tak byłoby pewnie w moim przypadku. Przez tydzień jestem w stanie to spokojnie pogodzić, ale to pewnie dla każdego niełatwa sytuacja. Chłopaki ją jednak rozumieją, nie poczułem żadnego dyskomfortu czy większego dystansu ze strony kolegów. Wszyscy z nas są świadomi przejściowości tego stanu i tego, że musimy zrobić wszystko, by wyjść z dołka.

Będziesz decydować o składzie na mecz z Victorią Częstochowa?
Tak, jedenastka, która wyjdzie w sobotę będzie efektem mojej decyzji, ale podejmę ją wraz z pozostałą częścią sztabu: trenerem Jackiem Jankowskim i kierownikiem Zbigniewem Solikiem. Ten ostatni to również ważny głos i część ekipy. Jest z nami na stałe, dużo widzi, ma wartościowe spostrzeżenia. Jako czynny zawodnik będę też rozmawiał ze starszyzną drużyny, wszyscy musimy iść w jednym kierunku.

Czasu dostałeś niewiele, więc kibice pewnie nie powinni spodziewać się rewolucji w składzie i jego ustawieniu?
To na pewno nie będzie mój autorski model gry Ruchu Radzionków. Mając trzy jednostki treningowe i mecz pucharowy zbyt wiele się nie zmieni, ale wprowadziłem jakiś swój akcent i mam nadzieję, że to zaskoczy już w sobotę. To, co będzie dalej, będzie już leżało w gestii nowego trenera. Uważam jednak, że powinniśmy pielęgnować to, co wytrenowaliśmy i nam wychodziło, a wyeliminować szwankujące elementy.

Latem stan kadry uległ kosmetycznym zmianom. Zespół bez wątpienia ma potencjał, by nawiązać do jakości prezentowanej w poprzednim sezonie?
To druga rzecz, o której mówiłem chłopakom. Kiedy usiadłem sobie, by rozpisać nas personalnie i ilościowo przed treningiem, dostrzegłem możliwości na wszystkich pozycjach. Mamy jakość, potencjał, rywalizację na pozycjach. Powiedziałem otwarcie, że nie wyobrażam sobie, by miejsce Ruchu Radzionków pozostało w tabeli takie, jakie jest. Nie zasługujemy na to my i nie zasługują na to kibice. Ciężką pracą trzeba niwelować to, czego brakuje w naszej grze. Apeluję do kibiców, by zachowali spokój. W tych ciężkich momentach wiem, że jest tu grupa ludzi, która bardzo mocno nas wspiera. Docierają do nas te sygnały. Trzymajmy się tego, bo jak rozjedziemy się na różne fronty i jeden na drugiego zacznie nieprzyjemnie gadać, „Cidry” nigdy nie pójdą we właściwą stronę.

W debiucie wygrałeś 15:0, więc trenerskie początki zanotowałeś znakomite.
Chłopaki śmieją się, że po meczu w Nowym Chechle powinienem podać się do dymisji i przeszedłbym do historii Ruchu Radzionków jako jego najlepszy trener, bo pewnie takiej „średniej” nikt by nie pobił. Ale jeszcze jeden mecz jest przede mną i wierzę, że ta statystyka wciąż pozostanie korzystna. Niech póki co zakończy się to na takim bilansie, a kiedyś w przyszłości będzie mi się wiodło równie dobrze.

Wyjazd do Częstochowy zapowiada się na bardzo wymagający. Beniaminek na początku rozgrywek punktuje znakomicie, więc czeka was starcie z przedstawicielem czołówki.
Liga jest tak wyrównana, że nawet nie ma sensu patrzyć dziś w tabelę. Każdy zespół ma indywidualną i drużynową jakość, a o stanie punktowym na początku sezonu najczęściej decydują jakieś detale. Ligową klasyfikację tak naprawdę oceniłbym po rundzie, a na pewno nie po pięciu kolejkach. W sobotę będziemy przygotowani na bardzo ciężki mecz i walkę o każdą piłkę. Wierzę, że to zaprocentuje.

Po weekendzie oddasz trenerskie atrybuty następcy. Wnioskuję jednak, że dalszą przyszłość wiążesz z zawodem szkoleniowca?
Gdyby tak nie było, pewnie nie robiłbym kursu UEFA A, który uprawnia do prowadzenia drużyn na szczeblu II ligi. Tak, widzę siebie w roli szkoleniowca po zakończeniu gry w piłkę. Prowadziłem już drużyny młodzieżowe, cały czas prowadzę treningi indywidualne i staram się być „pod prądem”, dokształcać, brać udział w kursach i szkoleniach. Kręci mnie „trenerka”, ale nigdy nie będę chciał tego na stałe łączyć z czynnym uprawianiem futbolu. Wychodzę z założenia, że albo jedno, albo drugie. Na dłuższą metę egzamin zda tylko to, co robi się na sto procent.

Autor: Łukasz Michalski