Mateusz Mika: “To nie miało prawa się wydarzyć”

Jesteś wściekły, ale powody są nad wyraz zrozumiałe?

– Oczywiście. Po meczu w którym tracimy bramkę w 94 minucie każdy w naszej drużynie jest wściekły i zły.

– Dwa razy straciliście bramkę w sporym zamieszaniu i wydawało się że jesteś bliski obronienia tych strzałów?

– Tak. Pierwszy gol dla Zawiszy to mocna wrzutka po której piłka odchodziła od bramki. Wyciągnąłem się “jak struna” i końcówkami palców ściągnąłem piłkę z głowy napastnikowi Zawiszy. Niefortunnie odbiła się jednak od głowy Jarka Kaszowskiego i wpadła do naszej bramki.

– Drugi gol – stały fragment gry. Wcześniej po rzutach rożnych w Waszym polu karnym było spokojnie.

– Niestety. To nie miało prawa się wydarzyć. Ostatnia minuta spotkania i wydawało się że mecz skończy się remisem a my z uśmiechami na Twarzy przywieziemy do domu kolejny punkt. A to dlatego, że to spotkanie było naprawdę b.ardzo przyzwoite jak na pierwszą ligę.

– No i Wy zagraliście bardzo przyzwoicie zwłaszcza w roli gości którzy przyjeżdżają na bardzo ciężki teren. Pierwsze pół godziny gospodarze nie istnieli i wtedy trzeba było przewagę udokumentować.

– Dokładnie tak. W pierwszej połowie mieliśmy ze trzy klarowne sytuacje z których powinniśmy trafić przynajmniej raz. Na pewno wtedy zdecydowanie inaczej to wszystko by wyglądało. Niewykorzystane sytuacje się zemściły i przegrywamy 2:1.

– W drugiej odsłonie więcej okazji do zdobycia bramki miał rywal. Wtedy też się to zemściło bo to Wy doprowadziliście do wyrównania. Wcześniej jednak kilka razy pokazałeś się z dobrej strony ratując swój zespół przed stratą drugiego gola.

– Ta druga połowa rzeczywiście wyglądała inaczej niż pierwsza. Rywale mieli kilka dogodnych sytuacji ale ja jestem od tego żeby pomagać zawodnikom z pola. Mimo że ostatnio miałem przerwę w grze myślę że nie wypadłem najgorzej i z tego akurat jestem w miarę zadowolony.

– Parę dni temu chodziłeś podłamany że gdzieś uciekła szansa na regularną grę w lidze. Niespodziewany obrót sprawy i znowu stajesz między słupkami Ruchu.

– Byłem wściekły z powodu tego że miałem pecha. Każdy z nas – czy to Suchański, czy Adamek, czy Mika – chce bronić, pokazywać i udowadniać swoje umiejętności. Grałem w pierwszym meczu, doznałem kontuzji i nie było mnie dwa tygodnie. Zagrałem jeden mecz w rezerwach który wyszedł mi na plus. Trenerzy będą teraz mieli dylemat kogo postawić w bramce za tydzień aczkolwiek nie wiadomo przede wszystkim jak będzie wyglądała dalej sytuacja Marcina.