Piotr Łopuch: Pora na regularną grę

– Złożyłeś dziś podpis na nowym kontrakcie z Ruchem Radzionków.

– Trochę długo to trwało. Poprzednia umowa wygasła mi z końcem listopada, długo towarzyszyła mi więc niepewność co do przyszłości. Jest więc jakieś uczucie ulgi, ale i na pewno zadowolenie. Bo udało się dogadać z prezesem i kierownictwem klubu, a przede wszystkim bo chciał mnie w drużynie trener, co cały czas powtarzał.

– Rozważałeś inne propozycje?

– Takich propozycji nie było. Ale też ja nie brałem pod uwagę rozstania z Radzionkowem. Miałem jasną deklarację trenera, że chce mnie zatrzymać w zespole. I to była dla mnie najważniejsze i wiążące. Niepewność związana była tylko z sytuacją klubu. Dlatego też tak długo to trwało. Prezes czekał po prostu aż sytuacja klubu się wyklaruje, a zaraz potem usiedliśmy do rozmów.

– W efekcie pozostałeś w drużynie, w której powoli stajesz się jednym z zawodników o najdłuższym stażu w zespole.

– Rzeczywiście, jestem już tutaj dwa i pół roku. Było w tym czasie na pewno mniej grania niż się spodziewałem, niż oczekiwałem. Ale też na pewno w tym czasie bardzo dużo się nauczyłem, zrobiłem postęp. Przychodziłem tu przecież prosto z juniorów. I to od razu na wysoki szczebel. Bo choć jednak była to druga liga to zawodnicy wręcz ekstraklasowi, jak Adam Kompała czy Piotr Gierczak. Granie i trenowanie z nimi bardzo wiele mi dało, tak na boisku, jak i poza nim. Czas na naukę już jednak za mną, teraz pora na regularną grę!

– Czyli Twój cel na najbliższy rok to na trwałe zaistnieć w pierwszej jedenastce.

– Może nie grać wszystko, bo tak się nie da. Ale na pewno jak najczęściej wychodzić w pierwszej jedenastce, i dobrymi występami dawać trenerowi dowód, że powinien stawiać właśnie na mnie. Wchodzę już w taki wiek, w którym grę w piłkę już trzeba traktować bardzo poważnie. W maju skończę dwadzieścia dwa lata – to już najwyższa pora by w piłce zaistnieć. Do tego jednak potrzebna regularna gra.

– Tej regularniejszej gry w pierwszej jedenastce doświadczyłeś już w końcówce rundy jesiennej. To chyba dobry prognostyk?

– Tak, ale nie ma co ukrywać, że w wywalczeniu tego miejsca bardzo pomogła mi kontuzja Marcina Kowalskiego. Nie mniej myślę, że swoją szansę wykorzystałem. Na pewno nie dałem żadnej plamy, a wręcz w kilku meczach wydaje mi się, że pokazałem się z całkiem niezłej strony, a przynajmniej ja sam mogłem być z siebie zadowolony. I teraz ciężko pracuję by utrzymać to miejsce.