Po wygranej z Górnikiem: Kluczowa bramka „do szatni”

Trener Damian Galeja:
Na początku meczu widać było, że jest w nas sporo emocji związanych z inauguracją ligi, z tą pierwszą konfrontacją o punkty po okresie grania tylko sparingów. Dopiero tak od około piętnastej minuty powoli zaczynaliśmy funkcjonować na dobrym poziomie. Bardzo nam pomogła bramka zdobyta tuż przed przerwą, bo dzięki niej w szatni trochę się uspokoiliśmy, a efektem tego było naprawdę bardzo dobre dziesięć minut, podczas których właściwie rozstrzygnęliśmy ten mecz. Mieliśmy jednak też trochę szczęścia, bo przy 0:0 rywal zmarnował jedną bardzo dobrą okazję. My dominowaliśmy przez niemal całe spotkanie, byliśmy przy piłce, próbowaliśmy konsekwentnie konstruować, jednak na początku brakowało nam cierpliwości i wyrachowania szczególnie przy sytuacjach bramkowych. Bo przed pierwszą bramką, też mieliśmy kilka okazji, które należało lepiej rozwiązać, szybciej otworzyć worek z bramkami. Bo dopóki było 0:0 rywal żył meczem, grał ambitnie. A gdy padła pierwsza, potem druga bramka, to myślę, że wiedzieli, że nie osiągną tu dobrego rezultatu. My tymczasem do końca zabiegaliśmy o kolejne bramki. Z myślą o przyszłości wprowadziliśmy na końcowy fragment meczu na boisko młodzież, żebyśmy wszyscy uczyli się i doskonalili to, co chcemy robić.

Patryk Cepek:
W pierwszej połowie przeciwnik ustawiał się bardzo głęboko i zabezpieczał głównie środek pola, zostawiając sporo miejsca po lewej stronie, dzięki czemu razem z Tomkiem Dyrem mogliśmy często atakować tą flanką, wchodzić w pole karne, szukać miejsca do dośrodkowania bądź strzału. Takie wejścia kosztują sporo sił, i może dlatego po przerwie ciężar naszych ataków przeniósł się bardziej na prawą stronę. Gdyby z naszych wejść przed przerwą padła bramka, na pewno w jakiś sposób ten nasz trud zostałby wynagrodzony. Ale nie ważne kto strzela i jak, ważne, że wygrywamy, bo tylko to się liczy. Pierwsza połowa nie była dla nas łatwa, i całe szczęście, że padła bramka do szatni, bo ona zawsze przeciwnika demotywuje. My tymczasem na drugą połowę wyszliśmy dzięki niej jeszcze bardziej zmobilizowani i skoncentrowani. Strzeliliśmy drugą bramkę, i myślę, że to już całkowicie podcięło skrzydła rywalowi, a my to wykorzystaliśmy.

Piotr Rocki:
Bardzo cieszymy się z tego wyniku, bo zdaliśmy egzamin na pięć, i świetnie rozpoczeliśmy sezon, choć pamiętamy, że przed nami jeszcze co najmniej dwadzieścia dziewięć gier. Dziś bardzo długo sami sobie nie umieliśmy ustawić tego meczu, ukłuwając rywala dopiero w czterdziestej piątej minucie po rzucie karnym. Wcześniej mieliśmy okazje, i to cieszy, że stwarzaliśmy je sobie, mimo że rywal mocno zagęszczał przedpole swojej bramki, ale martwi, że nie umieliśmy ich wykorzystać. Ogólnie w całym meczu mieliśmy tych sytuacji mnóstwo, a wykorzystaliśmy tylko część z nich. Mamy więc co poprawiać, żeby noga w polu karnym i tuż za nim nie drżała. W środku pola i w obronie było w pierwszej połowie tak gęsto, że musieliśmy bokami akcje rozruszać, aż fajnie wyszła mi klepka z Trzcionką, po której został on wycięty w polu karnym. Wcześniej też należała się nam jedenastka, bo jeden z rywali zagrał ręką w swoim polu karnym. Szkoda, że sędzia tego nie gwizdnął, bo wtedy pewnie szybciej otworzylibyśmy wynik, i grałoby nam się potem łatwiej, i pewnie już na przerwę schodzilibyśmy z przewagą kilku bramek. Bo było widać, że przeciwnik jest w stanie tak konsekwentnie walczyć tylko do straty pierwszej bramki. Potem rzeczywiście opadli z sił, a my się rozkręcaliśmy, i następne bramki były tylko kwestią czasu.