Trener Damian Galeja:
Taki mecz jak ten nazywam meczem – trucizną. W ostatnich spotkaniach nie punktowaliśmy zgodnie z oczekiwaniami, i wszyscy mówili, że ostatnia drużyna w tabeli to najlepszy rywal na przełamanie. A często to jest tak, że łatwiej się w pełni skoncentrować i dobrze wejść w mecz przeciwko mocnemu przeciwnikowi. Na szczęście udało nam się wyjść i utrzymać koncentrację i konsekwetnie dążyliśmy by wszystko się przełamało, bo nie tylko my, jako drużyna, ale też pojedynczy zawodnicy. Bardzo cieszy w tym kontekście, że dwa razy trafił Robert Wojsyk. Szkoda tylko, że nie udało się zagrać na zero z tyłu, żeby dodać pewności siebie Bartkowi Kucharskiemu, któremu ostatnio trochę jej brakuje. Jest we mnie duża sportowa złość, nie tylko z powodu straty bramki, ale też ze sposobu, w jakim pozwoliśmy sobie ją wbić. Takie rzeczy nie mogą się nam więcej zdarzyć. Od pierwszej do ostatniej minuty wyraźnie jednak dominowaliśmy na boisku, posiadaliśmy dużą przewagę w każdym względzie, którą – co najważniejsze – udokumentowaliśmy czterema bramkami. Był tylko jeden taki moment w tym meczu, kiedy za bardzo byliśmy rozciągnięci na boisku, i przeciwnik mając więcej miejsca mógł wyprowadzić dwie szybkie i groźne kontry. Cieszy na pewno to, że dobrze weszliśmy w ten mecz, i właśnie w pierwszych minutach swobodnie przebijaliśmy się przed bramkę rywala, i graliśmy to, co chcieliśmy grać. Wszystkim nam siedziało w głowie, że ostatnio bardzo słabo wchodziliśmy w kolejne mecze, i że nic nie dawło to, że przed każdym kolejnym się na to uczulaliśmy. Dlatego tym razem w naszych odprawach ani słowa na ten temat nie było. Skoncentrowaliśmy się na tym, żeby jak najszybciej strzelić bramkę, i to najlepiej nie jedną. Szkoda, że w tym dobrym momencie nie otworzyliśmy wyniku. Bo potem przeciwnik jeszcze głębiej zszedł do obrony, i zaczęło się robić coraz trudniej.