Rozdawali prezenty, a i tak wygrali. Orzeł Ząbkowice Śląskie – Ruch 2:4

Fatalnie dla Ruchu Radzionków rozpoczęło się spotkanie sparingowe z Orłem Ząbkowice Śląskie. Mijała właśnie 55 sekunda gry, kiedy piłkę nad Jackiem Jankowskim do bramki przerzucił Dziekański. A wyłożyli mu ją… radzionkowscy obrońcy, tak niefrasobliwie wymieniający między sobą podania przed polem karnym.
Strzały Tomasza Foszmańczyka i Marcina Trzcionki minęły bramkę Orła. Nie wpadł do niej także strzał Adriana Mielca, po rzucie wolnym pośrednim z pola karnego. Piłka z impetem odbiła się od słupka. Bliski powtórzenia tego był Martin Matúš, jego uderzenie przeszło jednak tuż obok.
Po drugiej stronie boiska Jankowski łapał uderzenie z dystansu.
Aż w końcu przyszła 31 minuta, kiedy centrę Piotra Giela zamknął celnym strzałem z bliska Foszmańczyk.
Wyprowadzić żółto-czarnych na prowadzenie jeszcze przed przerwą próbowali Marcin Kowalski i Matúš. Szczególnie główka tego drugiego bliska była celu.

Co nie udało się przed przerwą, udało się już w pierwszej udanej akcji po przerwie, w 52 minucie. Długa wrzutka Kowalskiego spadła na głowę Marka Sukera, który trafił pewnie do siatki.
Orzeł nie zamierzał jednak odpuścić. Jankowski złapał jeszcze strzał z obrębu szesnastki, ale w 60 minucie znów był bezradny, kiedy defensorzy lidera drugiej ligi zachodniej pozostawili w polu karnym zupełnie niepilnowanego Szymczaka, który skierował piłkę do siatki po strzale głową.
67 minuta przyniosła trzeciego gola dla Ruchu. Spod linii autowej na prawym skrzydle z rzutu wolnego centrował Kowalski. Skakali do kąśliwie lecącej futbolówki dwaj zawodnicy z Radzionkowa, byli bardzo blisko, żaden jednak jej nie nie przeciął. Ta jednak opadła tuż przy długim słupku i wpadła do bramki.
Potem Paweł Giel zauważył wysuniętego bramkarza i zdecydował się na lob prawie z połowy boiska. Był on jednak zbyt mocny.
Po drugiej stronie boiska sporo pracy miał zaś wprowadzony Robert Widawski. Albo dopisywało mu szczęście, kiedy piłka minimalnie mijała bramkę, albo musiał wykazać się swoimi umiejętnościami, broniąc kilka trudnych strzałów. Łącznie do końca meczu interweniował skutecznie cztery razy, łapiąc bądz efektownie odbijając piłki opadające tuż przy słupku.
W międzyczasie jednak Ruch powiększył swoją przewagę. W 80 minucie długie podanie Sukera zgrał do brata Michał Mak, a Mateusz wykorzystał sytuację sam na sam z bramkarzem.