Szymon Woźnicki: cierpliwości mi nie braknie

– Za Tobą debiut w barwach Ruchu Radzionków w pucharowym meczu z Silesią Miechowice. To z pewnością szczególna chwila.
– Będę ten mecz na pewno długo pamiętał. Także dlatego, że odbył się on właśnie na stadionie Silesii Miechowice. Ja czuję się wychowankiem Ruchu Radzionków, ale jednak pierwszy raz piłkę kopałem w Delfinku Bytom, i trenowaliśmy na sali właśnie tuż koło stadionu w Miechowicach, wróciły więc wspomnienia. Ale przede wszystkim był to mój debiut, na który długo czekałem, i który i dla mnie, i dla mojego taty, był na pewno bardzo ważnym wydarzeniem. Gdyby nie tata, gdyby nie moi rodzice, pewnie by mnie tu nie było, pewnie już dawno rzuciłbym piłkę, bo nieraz były bardzo duże kryzysy. Czy dalej postawię na futbol, jeszcze nie wiem. Zobaczymy, jak to będzie. Teraz zdaję sobie sprawę, że przede wszystkim trening, trening, i jeszcze raz trening. Dużo cierpliwości, a na pewno jeszcze szanse na grę przyjdą.

– Najmłodszy członek drużyny w szatni łatwo chyba nie ma?
– Woźnia przynieś, Woźnia zanieś… ale tak musi być. Ostatnio regularnie trenuje z nami Karol Mateja, i to on dzierży teraz miano najmłodszego. I ja dobrze wiem, jak on się czuje, bo pół roku temu, tak samo jak on teraz, sam dołączałem z juniorów do pierwszej drużyny. Pamiętam, że “pampersy były pełne”, strach przed tym co się wydarzy wręcz paraliżował. Dlatego Karol na pewno może liczyć na moje wsparcie, a jeśli będzie się przykładał, solidnie trenował, to z pewnością pójdzie moją drogą, i za pół roku będzie już na stałe włączony do pierwszej drużyny.

– Karol Mateja także zadebiutował w Miechowicach. Ciebie na boisku spodziewaliśmy się zobaczyć dużo wcześniej.
– Mój debiut rzeczywiście planowany był na o wiele wcześniej. Ale albo mecze się komplikowały i nie był to jeszcze czas na wejście debiutanta, albo siadałem na ławce od razu wiedząc, że nie zagram, bo priorytetem byli juniorzy, do których następnego dnia miałem zejść. Żeby zagrać cały mecz w juniorach, nie mogłem w pierwszej drużynie pojawić się nawet na minutę. To już jednak przeszłość, teraz moja sytuacja jest zupełnie inna. I całe szczęście.

– Na pewno razem z Karolem jesteście przykładem dla Waszych kolegów z juniorów.
– Tak, zdaję sobie z tego sprawę, że dla juniorów i ja, i Karol jesteśmy przykładem, że wielu na nas dokładnie patrzy. Pamiętam dobrze, że gdy sam grałem w juniorach, a na naszych treningach pojawiał się trenujący z pierwszą drużyną Kamil Solik, to strasznie mnie to mobilizowało do zaangażowania, ciężkiej pracy, a na wielu twarzach kolegów patrzących na niego malowała się wręcz zazdrość. A pierwsze zaproszenie na trening seniorów, to było coś wielkiego. Trenowanie równocześnie i z pierwszą drużyną i z juniorami, to był naprawdę duży wysiłek. Na treningach pierwszej drużyny bardzo dużo się jednak uczyłem, choćby jakiś sztuczek, i potem przenosiłem to do juniorki, i widać było, że na chłopakach robiło to wrażenie. Szczególnie dużo uwag dostawałem w tamtym czasie od Marcina Trzcionki i Marcina Dziewulskiego, i potem w drużynie juniorów u trenera Łukasza Sudera naprawdę wiele z tego wprowadziliśmy do naszej gry. W ogóle trenerowi Suderowi jestem bardzo wdzięczny, bo przez te trzy, cztery lata ogromną pracę ze mną wykonał, i na pewno też ma dużą satysfakcję, że jego wychowanek przebił się do pierwszej drużyny.

– Kiedy zatem kolejny raz zobaczymy Cię na boisku?

– To kwestia czasu. Na pewno taka szansa przyjdzie. Jeśli będę dobrze trenował, to trener Damian Galeja na pewno to dostrzeże i może szansę mi da. Pewnie trochę pogram w Pucharze, a może i w lidze, kto wie, kiedy przyjdą kartki, kontuzje…

– Karki, kontuzje… to jutrzejszy mecz z Sarmacją w Będzinie!
– Jakiś czas temu przez rok trenowałem tylko indywidualnie, nigdzie nie grałem, bo w Ruchu Radzionków nie było mojego rocznika, a nie udało mi się znaleźć innego klubu. Dlatego spokojnie, tyle już wyczekałem, że cierpliwości mi nie braknie.