Trener Rafał Górak: Jeśli chce się grać w Ruchu, to trzeba mieć „jaja”

– Lada moment rusza runda wiosenna drugiej ligi, ale na początek chciałbym powrócić jeszcze do jesieni. Jak, już z perspektywy czasu, należy oceniać pierwszą część sezonu?

– Na pewno nie przyznam racji tym, którzy twierdzą, że powinniśmy mieć po rundzie jesiennej więcej punktów na koncie. Absolutnie. Wszystko weryfikuje boisko i do osiąganych wyników należy podchodzić z pokorą. A wcale nie było tak, że na papierze byliśmy murowanym faworytem do pierwszego miejsca, bo równolegle z nami oceniano przecież szanse przynajmniej dwóch, a nawet trzech drużyn. Zrobiliśmy czterdzieści punktów w dziewiętnastu meczach, co dało nam pozycję lidera. To znakomity rezultat, pewnie nawet lepszy od oczekiwań. Powiem nawet tak – takie rezultaty chciałbym osiągać zawsze, a gdyby faktycznie każda runda była taka, to byłbym chyba najszczęśliwszym trenerem na świecie, a Ruch Radzionków wkrótce niechybnie czołową drużyną Ekstraklasy.

– Skoro było tak dobrze, a z tą oceną trzeba się zgodzić, to jak uzasadnić dokonanie w przerwie zimowej tej prawdziwej rewolucji w drużynie?!

– Gdy się spojrzy na ilość tych zmian, transferów, to faktycznie powiedzieć można, że to rewolucja. Ale trzeba na to patrzyć dogłębniej – Widawski i Józefiak to 1992 rocznik, bracia Makowie i Przybecki 1991. To już pięciu zawodników, o których śmiało można powiedzieć, że to inwestycja w przyszłość. Bo są to nazwiska, które w Ruchu Radzionków powinny owszem wiele znaczyć, ale to kwestia dopiero następnych sezonów. Jeśli odejmiemy tę piątkę, to pozostaje już tylko szóstka nowych, i są to nazwiska, z których każde powinno być dla nas wzmocnieniem, a nie tylko uzupełnieniem składu. Przede wszystkim zależało nam na pozyskaniu skrzydłowych, i to na tych pozycjach doszło do największych ruchów. Można powiedzieć, że tu faktycznie pozyskaliśmy więcej zawodników niż zakładaliśmy. Bo Manelskiego i Foszmańczyka chciałem mieć w drużynie od początku, kiedy tylko pojawiła się możliwość ich transferów. Przyglądać się mieliśmy Małkowskiemu, ale on już po pierwszym treningu przekonał mnie w pełni do swojej osoby. „Nieplanowany” na te pozycje był tylko Przybecki, ale i on pokazał, że jest naprawdę nieprzeciętnym zawodnikiem, wartym dostania szansy w Ruchu Radzionków. Drugim takim ruchem miało być od początku wzmocnienie siły ataku. Stąd zatrudnienie Matúša. Jak było z Jarką, wiadomo – przyszedł praktycznie na sam koniec przygotowań, ale jest to nazwisko niewymagające uzasadnienia. Raz jednak to, że dołączył do nas tak późno, a dwa, że jeszcze wplątała mu się w to kontuzja powoduje, że raczej ciężko będzie mi go wpasować do zespołu już tak od razu. Choć zobaczymy.

– Ale sprowadzenie i Matúša i Jarki powoduje, że na pozycji środkowego napastnika jest prawdziwy tłok. Gdy doliczyć do tego Gielzę, to mamy już trójkę zawodników, którzy chyba w każdej drużynie tej ligi graliby w pierwszym składzie, albo byli jego bardzo blisko, a w większości byliby prawdziwymi gwiazdami. Tymczasem miejsce na boisku jest tylko dla jednego z nich, a to znaczy, że tego trzeciego zabraknie nawet na ławce rezerwowych! A przecież jest jeszcze Suker, który jednak o tyle lepszą ma sytuację, że grać może z dobrym skutkiem i na innych pozycjach.

– Zgadza się. Ale taka rywalizacja może tylko służyć zespołowi. Uznaliśmy, że dla samych zawodników będzie to bardzo przydatne, bo wzmocni ich mentalność. Tak na przykład było w przypadku Gielzy. Dla niego najlepszym co może być, to danie mu z jednej strony potwierdzenia, że się bardzo na niego liczy, a z drugiej zapewnienia mu rywalizacji na najwyższym poziomie. Wtedy wyciągnąć można z niego maksimum, i po treningach, meczach kontrolnych już widać, że mu to bardzo służy. Ja naprawdę znam moich zawodników bardzo dobrze, także od strony mentalnej, bo pracuję z większością już kilka lat. I podobnie jest na przykład z Trzcionką, który jest tu ze mną od początku i ten cały czas jest ważnym i wartościowym członkiem drużyny. A ma przecież dopiero niespełna dwadzieścia jeden lat! Ale widziałem w poprzedniej rundzie, że jednak i jemu potrzebny jest jakiś dodatkowy impuls do pełnego rozwoju, bo choć robił postępy, ale jednak nie takie, na jakie było go stać. Stąd sprowadzenie Farkaša. A tym samym postawiliśmy „Cienkiemu” poprzeczkę naprawdę bardzo wysoko. I już widzę tego efekty. A podobnie mógłbym opowiadać z pełnym przekonaniem o innych, choćby o Piotrze Gielu. A przez to też wzrasta poziom całej drużyny, i naprawdę nie ma pewniaków do składu. Gierczak czy Kompała też wiedzą dobrze, że będą mieli miejsce w pierwszej jedenastce tylko, gdyby będą w bardzo dobrej formie, i będą lepsi od innych. I naprawdę pracują fantastycznie. Ale to także dlatego, bo naciskają ich bardzo mocno inni, choćby Mielec czy Paweł Giel, a nawet Foszmańczyk, też mający predyspozycje do gry w środku pola.

– Elementem tej rewolucji, o którą pytałem są nie tylko liczne ruchy transferowe, ale też nowa taktyka. Nie jest to zbyt wielkie ryzyko zmieniać w połowie sezonu coś, co bardzo dobrze funkcjonowało przez lata?!

– Ta zmiana pozwala nam wyciągać więcej z piłkarzy, których mamy! Przede wszystkim wydobywa wszystko, co najlepsze z dwójki liderów drużyny, Kompały i Gierczaka. Przyznałbym rację, że to ryzykowny ruch, gdybym nie miał tego duetu. A tak, nie widzę w tym żadnego ryzyka, przede wszystkim dlatego, że ci dwaj doświadczeni zawodnicy w jednej chwili złapali o co chodzi w tej zmianie, i „trzymają w ryzach” na boisku cały zespół. Innym może ta zmiana początkowo przysparzała trudności, ale te problemy już dawno są za nami. Nowa taktyka sprawiać może wrażenie dużo bardziej ofensywnej, ale to naprawdę był ogrom pracy także, a może przede wszystkim, nad defensywą. I widać było, po wynikach sparingów, że na początku traciliśmy w nich bardzo dużo bramek. Ale z czasem, gdy się docieraliśmy, było coraz lepiej, a ostatnie sparingi po tym względem były udane. Z Dolcanem w Dzierżoniowie stracona bramka właściwie po jedynym błędzie obrony w tym meczu. Wcześniej zagraliśmy „na zero” z Górnikiem Wałbrzych. Bardzo długo z dala od naszej bramki trzymaliśmy GKS Katowice, tracąc gole w szczególnych okolicznościach, które w lidze nie nastąpią. Obyło się bez straty bramki w meczu z Ruchem Zdzieszowice. Ok, zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że ten mecz z naszej strony był denny, i że ratował nas kilka razy bramkarz. Ale założenie by nie stracić bramki zrealizowaliśmy, a pewność bramkarza też jest przecież elementem gry defensywnej drużyny. Te licznie tracone bramki na początku to wina niezrozumienia jeszcze nowej taktyki. Ale my się tym nie zrażaliśmy, konsekwentnie graliśmy swoje. Przecież nawet przeciwko Ruchowi Chorzów wyszliśmy z trzema napastnikami. Sparingi od tego właśnie są, by próbować różne rzeczy. Jeśli popełniać błędy, to właśnie w nich, by potem wyeliminować je w lidze. A też nasze sparingi pokazują, że z czasem i w grze defensywnej nasza postawa wyglądała coraz lepiej, w niektórych z ostatnich sparingów określiłbym ją momentami jako wręcz wzorową.

– Analizę formacji w nowej taktyce rozpocząć należy od bramkarza. Tu sytuacja jasna – o miano pierwszego rywalizują Jankowski i Kiełpin. Czy można powiedzieć, że na razie pewniakiem do gry jest ten drugi, skoro pierwszy jednak stracił dużą część okresu przygotowawczego?

– Na pewno nie. Kontuzja Jankowskiego, podobnie zresztą jak każdego innego piłkarza, bardzo mnie smuciła, denerwowała, zmuszała do myślenia czy gdzieś w tym nie zawiniłem. Na szczęście w jego przypadku nie stracił on aż tak wiele czasu, a to co stracił, szybko nadrabiał. I bardzo pozytywnie mnie tym zaskoczył. Wrócił, mimo wszystko, mocny psychicznie, pewny siebie, a mecz z Ruchem Zdzieszowice w pełni potwierdził, że co do niego nie muszę mieć żadnych obaw. Nie jest tym, co się działo zasmucony, chodzi z głową wysoko podniesioną. A tym samym rywalizacja między tą dwójką jest w pełni otwarta.

– Do gry na środku obrony duża kolejka, ale paradoksalnie, przed pierwszym meczem z Górnikiem w Polkowicach jest tam jednak kłopot, bo tylko dwóch w pełni gotowych do gry zawodników.

– To prawda, ale ta sytuacja pokazuje jak ważna w takich krytycznych momentach jest szeroka kadra. Inni, gdyby dwóch środkowych obrońców wypadło im z powodu kontuzji, a trzeci pauzowałby za kartki, mieliby ogromny ból głowy, a wręcz patową sytuację. U nas nie ma nic z tych rzeczy. Wiśniewski i Rzepka od początku przygotowań „bili się” bardzo mocno o miejsce w pierwszej jedenastce, i nawet gdybym miał wszystkich obrońców dostępnych, to wcale niewykluczone, że postawiłbym właśnie na tę dwójkę. Ale to już gdybanie, a sytuację trzeba widzieć taką, jaką ona jest. W tej sytuacji cieszę się bardzo, że mam do dyspozycji dwóch bardzo dobrze przygotowanych środkowych obrońców. A szybko wrócą przecież kolejni, i ta rywalizacja będzie z pewnością prawdziwie zacięta.

– To, że o Rzepce możemy u progu rundy wiosennej mówić jako o zawodniku w pełni gotowym do gry, i pełnoprawnym uczestniku rywalizacji o miejsce w wyjściowym składzie, to duże, niezwykle pozytywne zaskoczenie.

– Dokładnie tak. Ja też nie sądziłem, że nastąpi to aż tak szybko. Nie chcę być posądzony o nieskromność, ale naprawdę jako trenerzy w pełni właściwie zaplanowaliśmy mu etapy powrotu do drużyny, daliśmy mu wystarczająco czasu do samodzielnej pracy. A ta praca, jaką on wykonał – niejednokrotnie żmudną, nudną, powtarzaną przez wiele godzin, dołującą – pozwala mi z pełnym przekonaniem powiedzieć, że to bohater. To szalenie ambitny i pracowity chłopak, i bardzo się cieszę, że jest to zauważane i doceniane, bo naprawdę wykonał kawał ciężkiej pracy, on sam, bez mojego w tym udziału. Potem dobrze wkomponowaliśmy go w zespół, do tego już się mogę przyznać, i dziś, dzięki tym dwóm elementom, jest on zawodnikiem pewnym w pierwszym meczu, a w kolejnych niezwykle bliskim, pierwszego składu.

– W ostatniej chwili okienka transferowego do drużyny niespodziewanie dołączył Józefiak. Było to o tyle zaskoczeniem, że w przypadku nawet tak głośnych nazwisk jak Matúš i Jarka, ale także przecież Kiška (w przeszłości reprezentant Słowacji), Arifović czy niedoszły Gajtkowski, podkreślane było, że zawodnicy ci najpierw pokazać muszą się z dobrej strony na treningach i w sparingach, a dopiero potem zapadnie decyzja o zaoferowaniu im kontraktów. Tymczasem tu pozyskano bardzo młodego zawodnika, o nieznanym nazwisku, bez choćby jednego treningu!

– No cóż, taka prawda. Ale podkreślę, że w przypadku tych wszystkich wymienionych zawodników chodziło o to by „na już” wzmocnili oni siłę naszego ataku. Józefiak to zawodnik „na jutro”. Zaoferowano nam go bardzo późno, ale uzyskałem o nim znakomite recenzje z Jagiellonii Białystok, z którą długo trenował. Zastanowiliśmy się w gronie trenerów, uzyskaliśmy aprobatę Zarządu Klubu, i ten zawodnik jest z nami. I już widać, że to materiał na bardzo solidnego obrońcę, choć jeszcze bardzo wiele pracy przed nim, i wiele problemów do przezwyciężenia. Widać jeszcze, że to junior, ale o dużych predyspozycjach. I właśnie jego juniorski wiek też miał ogromne znaczenie. Bo w razie czego może on wspomóc nie tylko rezerwę, ale także drużynę Okręgowej Ligi Juniorów trenera Sudera. A na jej awansie do Śląskiej Ligi Juniorów wszystkim w klubie bardzo zależy.

– Prawa obrona to rywalizacja Farkaša i Trzcionki, o której była już mowa. Za to na lewej stronie defensywy kibiców może czekać spora niespodzianka, kiedy zobaczą tam Kowalskiego, dotąd kojarzonego przecież z grą ofensywną, czy grającego wręcz w ataku.

– To również element wzmocnienia rywalizacji na tej pozycji. Bardzo mocno walczy przecież Łopuch, gorąco liczę, jak już upora się z kontuzją, na Kaciczaka. A jest też przecież Mazur, który dziś rozegrał kolejny już sparing w rezerwie. Pomysł na Kowalskiego na tej pozycji pojawił się dlatego, że jest to zawodnik bardzo zadziorny, mający ciąg do przodu, bardzo szybki, zwrotny. A że „Kowal” pozytywnie na to zareagował, sprawdza się w tej roli, to niewykluczone, że na niego będę faktycznie stawiał. Bo tacy piłkarze na bokach obrony niejednokrotnie dla drużyny mogą być bardzo cenni. Zresztą każdy z zawodników predysponujących do gry z prawej czy lewej strony obrony też może tak grać, bo ma też doświadczenia z gry w linii pomocy.

– Mazur stracił lwią część okresu przygotowawczego. Strancowi zaś po dziś nie udało się wznowić treningów. Jakie perspektywy przed tymi piłkarzami w rundzie wiosennej, czy mają oni w ogóle szansę liczyć się w rywalizacji o miejsca choćby w osiemnastce meczowej?

– Koniecznie rozgraniczyłbym te dwa nazwiska. Mazur już trenuje, rozgrywa sparingi w rezerwie, powoli wraca do swojej dyspozycji. Liczę, że za dwa, trzy tygodnie będzie on już przygotowany wydolnościowo i motorycznie, a niedługo potem będę mógł brać go pod uwagę w wyborze meczowej kadry na równie z innymi. O Strancu zaś w kontekście występów w rundzie wiosennej nie mówmy. Trzymajmy kciuki by uporał się on ze swoimi problemami zdrowotnymi, bo to jest jedyne, co się teraz liczy. A jest on właśnie po kolejnym zabiegu, i niedługo dopiero okaże się czy przypadkiem nie będzie konieczna jeszcze operacja.

– O linii ataku – skrzydłach i pozycji wysuniętego napastnika – mówiliśmy już. W pomocy zaś niezagrożony wydaje się trójkąt: Gierczak, Dziewulski, Kompała. A to z kolei oznacza, że miejsca w pierwszej jedenastce zabraknie dla Mielca, którzy przecież w drugiej fazie rundy jesiennej udowodnił w pełni, że aspirować może nie tylko do wyjściowego składu, co i do roli jednego z „motorów napędowych” drużyny!

– Prawda jest taka, że przed nami jeszcze wiele meczów, przed zawodnikami ogromna ilość minut do rozegrania, i trzeba się liczyć, odpukać, z kontuzjami czy z kartkami, czy po prostu ze zmęczeniem. A też toczy się rywalizacja. I ten trójkąt nieraz wyglądać może inaczej. Choć faktycznie takie ustawienie środka pola wydaje się optymalne. Ale w żadnym przypadku nie powiem, że Mielec przegrywa rywalizację, a wręcz zapewnię, że jest to bardzo ważny i niezbędny nam członek drużyny. A może on grać nie tylko w środku pola, śmiało sprawdzi się jako skrzydłowy, ale też jako środkowy napastnik. Trzeba jednak zapomnieć o tym, co było jesienią, a potwierdzę w pełni, że druga połowa tamtej rundy była w jego wykonaniu bardzo dobra. Liczy się to, co tu i teraz. Trzeba dawać z siebie wszystko na treningach, udowadniać, że jest się lepszym od innych, a droga do pierwszej jedenastki otwarta. I nie dotyczy to tylko Mielca, ale Gierczaka i Kompałę także.

– Nowych piłkarzy podzielić można na trzy grupy. Pierwszą stanowi młodzież. Drugą są zawodnicy wciąż młodzi, ale już o pewnym doświadczeniu, ograniu – można powiedzieć: na dorobku, jak Foszmańczyk, Manelski czy Małkowski. W skład trzeciej wchodzą, na poziomie drugiej ligi, prawdziwe gwiazdy, jakimi są bezsprzecznie Jarka, Matúš, ale także Farkaš, który przecież przybył z czeskiej ekstraklasy, a i ma wcześniej doświadczenia z gry europejskich pucharach. Czy tak samo rozpisać można ich role w drużynie?

– Na pewno nie, u nas nie ma żadnych gwiazd, to przede wszystkim. Podział na te trzy kategorie uważam za właściwy, w pełni zasadny. Ale w drużynie nie będzie to miało większego odzwierciedlenia. Może tylko o tyle, że młodzież faktycznie ma za zadanie głównie się uczyć, ale przecież może być i tak, że będą mi potrzebni w meczach ligowych. Nie dopuszczę do takiej sytuacji by młodszy czuł się gorszy od starszego, tylko z powodu wieku, a straszy lepszy od młodszego. Każdy z nowych zawodników, niezależnie od wieku i doświadczenia, zaczyna u mnie od zera. Chciałbym by drużyna była kompletna, a zawodnicy się uzupełniali. Każdy z nich musi wiedzieć, że tu się nie „odcina kuponów”, i że nic tu nie dostanie za darmo. To zresztą dotyczy wszystkich w drużynie. Muszą to wiedzieć, że są w klubie o przeszło dziewięćdziesiątletniej nieprzerwanej historii, o przeszłości w Ekstraklasie, że mogą dumnie nosić na murawie koszulki z tym herbem z „erką” na piersi, w tych obecnych przez wiele pokoleń żółto-czarnych barwach, i wywalczać dla tego klubu awanse. To powoduje, że jeśli ktokolwiek chce liczyć tu na częstą grę, musi to wszystko doceniać, i musi z tych powodów dawać z siebie wszystko, co najlepsze. Jeśli się tu przyszło, złożyło już „autograf” na umowie, i chce się grać w Ruchu Radzionków, to trzeba mieć „jaja”. Traktuję te sprawy bardzo poważnie i mają one dla mnie bardzo duże znaczenie.

– Walkę o awans zaczynamy od wyjazdu do Polkowic, potem gościmy Zagłębie Sosnowiec. Ekstremalny początek!

– Tak, ale nie ma z tym problemów. Jesteśmy gotowi, wiemy o co gramy, i nie możemy bać się żadnego rywala. Bo przecież początek sezonu był taki sam. Ok, najpierw była Lechia, ale Bałtyk i Olimpia to naprawdę znakomite drużyny. A w międzyczasie graliśmy przecież jeszcze bardzo ciężkie mecze pucharowe. To była wówczas walka na dwóch frontach praktycznie co trzy dni. Bardzo ważne, że teraz skupiać możemy się tylko na lidze, a najważniejsze, że między tymi meczami mamy tydzień przerwy. Nic nie będzie stało na przeszkodzie by w Polkowicach włożyć w mecz maksimum, bo potem będzie czas zregenerować siły.

– Nie ma żalu, że jednak na początek nie zagraliśmy u siebie z Olimpią Grudziądz – też bardzo trudnym przeciwnikiem, ale jednak nie wywołującym aż takich emocji i nie niosącym ze sobą aż taką presję?

– Powiem szczerze, że cieszę się, że zaczynamy akurat od Górnika, i że kolejnym rywalem Zagłębie. Pierwszy mecz mamy na bardzo ładnym piłkarskim stadionie, i do tego zagramy przecież wieczorem, przy sztucznym oświetleniu. To wszystko na pewno doda adrenaliny. A potem jeszcze większe emocje, bo zagramy z pewnością przy bardzo licznej publiczności i gorącej atmosferze na trybunach, która zawsze „daje kopa”. Jak z tych meczów wyjdziemy z dobrym wynikiem punktowym, a remisy nas nie zadawalają, to przez długi jeszcze czas z pewnością będziemy mogli czuć się bardzo mocni, i chodzić z podniesionymi głowami. A w takiej atmosferze wszystko przychodzi łatwiej.

– Czyli nic, tylko dobrze rozpocząć, i… awansować!

– Nic dodać, nic ująć.