– Cztery punkty przewagi nad drugą drużyną w ligowej stawce sprawia satysfakcję, czy pozostawia lekki niedosyt?
– Najważniejsze, że ta przewaga w ogóle jest. I sprawia ona na pewno nam wszystkim satysfakcję, choć zgadzam się z tym, że mogła ona być większa. Ale w piłce niczego nie można być pewnym, zatem równie dobrze ta przewaga mogłaby być mniejsza, a nawet mogłoby jej nie być, dlatego nie ma co rozważać różnych alternatywnych sceniaruszy, a z pokorą przyjąć to, co się ma już za sobą. Cztery punkty nad Przyszłością Ciochowice, którą do tego wysoko pokonaliśmy w bezpośrednim meczu, sprawiają, że z optymizmem możemy patrzeć w przyszłość. Choć naturalnie nie sprawia to, że się cieszymy, bo na radość przyjdzie czas po barażach. To, że ta przewaga to de facto dwa mecze ma też swoją dobrą stronę w tym, że zmusza nas do zachowania cały czas czujności.
– Jednak mniej więcej w połowie rundy wszystko wskazywało, że ta nasza przewaga na półmetku rozgrywek wynieść może nie cztery, a nawet kilkanaście puktów.
– Owszem, tak było. Na pewno apetyt wzrasta w miarę jedzenia, nic więc dziwnego, że takie były wobec nas formułowane oczekiwania. Zbudowaliśmy tu ciekawą drużynę, do której udało się sprowadzić kilku doświadczonych piłkarzy gwarantujących nam dobrą jakość piłkarską, a pozbyliśmy się tych, którzy jej nie gwarantowali. Ale tak naprawdę wcale nie było pewne, że to do końca odpali. Przykładów wcale nie trzeba szukać daleko. Bardzo dobry skład zbudowało choćby Zagłębie Sosnowiec, a wyniki ma słabe. W Ekstraklasie względem własnych ambicji bardzo rozczarowuje się Lechia Gdańsk. W poprzednim sezonie w Skrze Częstochowa były naprawdę świetne pieniądze, a mimo tego nie udało się im awansować. Dlatego to naprawdę duże szczęście, że nam to wszystko tak dobrze odpaliło, że jesteśmy liderem, i naprawdę wszystko w naszych rękach by wywalczyć w czerwcu awans do trzeciej ligi.
– Z tego punkty widzenia drugą część rundy należy uznać jednak za rozczarowującą?
– Zrobiliśmy dokładną analizę tego, co się wtedy stało. Pierwsza strata punktów przyszła w trzynastym czy czternastym meczu, licząc z pucharami. Wcześniej wszystko wygrywaliśmy. Pewnie gdyby te słabsze wyniki rozłożyły się na cały sezon, wymieszały z wygranymi, odbiór byłby jednak inny. A tak po świetnej serii zwycięstw, zmęczenie narosło, i z pewnością właśnie to miało przede wszystkim odbicie na naszej postawie. Jednak tak naprawdę uważam, że w całej rundzie zagraliśmy tylko jeden słaby mecz. Mam tu na myśli spotkanie z Woźnikami, w jakim wyglądaliśmy bardzo źle, nie stwarzaliśmy sytuacji, a do tego przeciwnik zagrał akurat przeciw nam swój najlepszy mecz w całej rundzie. Ale w innych spotkaniach – czy to w Tarnowskich Górach, czy w Będzinie, czy u siebie z rezerwami Rakowa – było inaczej. Mieliśmy w nich swoje okazje. A o porażkach czy stracie punktów nie decydowała słaba postawa drużyny jako takiej, a błędy, indolencja indywidualna zawodników w rozwiązaniu sytuacji strzeleckiej, w braku zamknięcia akcji czy w złym ostatnim podaniu. Mamy świadomość błędów popełnionych w tych spotkaniach, wiemy, nad czym musimy pracować, i mamy na to teraz naprawdę dużo czasu. Zrobimy wszystko by wiosną to nam się nie powtarzało. W piłce nożnej przyjmuje się, że najwyższa forma piłkarza może się utrzymywać do ośmiu, dziwięciu tygodni. I niemal nigdy w drużynie nie jest tak, że wszyscy w jednym momencie do tej najwyższej formy dochodzą. Rzecz zatem w tym, by odpowiednio to skomponować, przewidzieć, różnie w różnych meczach te akcenty porozkładać. My mamy stosunkowo wąską kadrę, i akurat tak nam się trafiło, że większość piłkarzy najlepszą dyspozcyję złapało w tej pierwszej części sezonu. A, że do tego mamy w składzie piłkarzy charakteryzujących się odpowiedzialnością, konsekwencją, sumiennością i cierpliwością, to nie było większego problemu, by do tej dobrej dyspozycji poszczególnych zawodników dołożyć realizację założeń taktycznych przez całą drużynę. I dlatego tak to wszystko dobrze zadziałało i przez dłuższy czas funkcjonowało. I to nam dało tak znakomitą serię zwycięstw na początku, i w pewnym sensie naturalnym było to, że do końca rundy bardzo trudno będzie nam utrzymać aż tak dobrą dyspozycję.
– Jak odbieraliście to, że tak stosunkowo łatwo wygrywacie od początku mecz za meczem?
– Naprawdę było to dla nas zaskoczeniem. Nie powiem absolutnie, że łatwo nam to piłkarsko przychodziło, bo wszyscy przeciwnicy, przynajmniej do momentu straty pierwszej bramki, naprawdę stawiali nam wysokie warunki. Ale te dobre wyniki rzeczywiście stawały się naszym udziałem tydzień po tygodniu, raz po lepszym, raz po trochę gorszym meczu. Wygrać tyle meczów z rzędu nie tylko w czwartej lidze, ale i na niższych poziomach, to wcale nie jest takie łatwe, jak to się może z zewnątrz wydawać. Słyszeliśmy, że przy okazji pobiliśmy kilka klubych rekordów – w najlepszym początku ligi, w najdłuższej serii zwycięstw, potem jeszcze uzyskaliśmy bodaj najwyższą wygraną ligową – i to bardzo cieszy, choć nie jest dla nas w żadnym wypadku najważniejsze. Bo najważniejszy będzie drugi mecz barażowy, po jakim chcemy świętować. Tylko pod warunkiem, że to nam się uda, to wszystko, co miało miejsce wcześniej, będzie miało jakieś znaczenie.
– Możemy się spodziewać zmian w drużynie w przerwie zimowej?
– Tak, za nami już spotkanie z prezesem, na jakim omówiliśmy temat rekonstrukcji drużyny. I można się spodziewać kilku zmian, choć będą one raczej kosmetyczne, a nie rewolucja czy nawet przewietrzenie składu. Choć szukamy piłkarzy na konkretne pozycje. Przede wszystkim w formacji ofensywnej, w ataku. Jednak największym naszym zimowym wzmocnieniem powinnien być powrót na boisko Adama Giesy.