Trener Kamil Rakoczy:
Mnóstwo zdrowia chłopcy zostawili dziś na murawie, wyszarpali to zwycięstwo. Spotkanie to od początku zupełnie nam się nie układało, nie realizowaliśmy w ogóle naszych planów. Mnóstwo nerwowości, niecelnych podań, zbyt długie prowadzenie piłki. Widać było, że od początku byliśmy spięci, zdenerwowani. Chciałem przed meczem zdjąć presję z chłopaków, ale jednak świadomość tego, że to jest pierwszy od lat mecz w Radzionkowie, który przejdzie do historii, siedział mocno w ich głowach. Na szczęście w przerwie udało się to trochę opanować, i od razu lepiej wyglądaliśmy na murawie. W końcu zaczęliśmy robić, to co chciałem, czyli często zmieniać strony, zagrywać piłki między strefy. To nas napędzało. Dobrze wyglądała też kontra. Po niej wywalczyliśmy rzut rożny, po którym padł pierwszy gol, po niej zdobyliśmy drugiego gola. A powinniśmy jeszcze jedną, dwie kontry lepiej rozwiązać, i być może nawet strzelić trzecią bramkę. To był nowy sposób naszej gry, dopiero od tygodnia nad nim pracowaliśmy, i nic dziwnego, że jeszcze wiele szwankowało. Ale były też dobre symptomy, więc będziemy to kontynuować. Cała nasza gra w defensywie zasługuje dziś na uznanie, bo choć Stilon dominował, dużo strzelał, to jednak głównie z dystansu. Chyba tylko raz pozwoliliśmy rywalowi stworzyć naprawdę groźną sytuację pod naszą bramką. Poza tym dobrze staliśmy, dobrze się przesuwaliśmy, a gra na zero z tyłu była podstawą wywalczenia tego dobrego wyniku. Nieco gorzej było z przodu, gdzie mamy największe braki kadrowe. Liczyłem tam na Dawida Krzemienia, że to pociągnie, i cieszę się, że uniósł on to zadanie. Na pewno wielkie słowa uznania trzeba skierować do kibiców. Ten mały stadionik wypełnił się do ostatniego miejsca, by nie powiedzieć, że był nadkomplet, doping dobrze się też tu niesie. Bądźcie z nami, wspierajcie nas dalej, razem obronimy trzecią ligę dla Radzionkowa!
Trener Kamil Michniewicz (Stilon Gorzów Wielkopolski):
Niestety straciliśmy pierwsze punkty na wiosnę, i czujemy w związku z tym dużą złość. Paradoksalnie jednak przegrywamy po naszym najlepszym meczu w tej rundzie. To my przeważaliśmy prawie cały mecz, to my kreowaliśmy grę, i to my stwarzaliśmy naprawdę mnóstwo okazji, raz po raz strzelaliśmy na bramkę rywala. Zabrakło nam jednak precyzji w fazie strzałów, łatwiejszych rozwiązań, skuteczności. Gospodarze niesieni falą dopingu, atmosferą otwarcia nowego stadionu, wyprowadzali nieliczne kontrataki. Już pierwszy z nich w drugiej połowie skończył się od razu bramką. Kiedy odkryliśmy się całkowicie dążąc do wyrównania, nadzialiśmy się na drugą kontrę, i straciliśmy drugiego gola. I niestety tak się ten mecz skończył. Nie usprawiedliwia nas na pewno to, że graliśmy bez czterech podstawowych zawodników, bo po to zbudowaliśmy kadrę dwudziestu dwóch zawodników, by każdy z nich umiał wziąć odpowiedzialność. I dziś zagrali naprawdę dobrze. Przegraliśmy jednak. Trudno. W następnym meczu musimy wrócić na drogę zwycięstw.
Kamil Banaś:
Na pewno było to dla nas bardzo ważne spotkanie. Ale nie tylko dla nas, ale i dla całej społeczności radzionkowskiej. Mocno przeżyliśmy to, że zburzono nam stadion przy Narutowicza, i od tego czasu cały czas wypatrywaliśmy dnia, kiedy w końcu zagramy w Radzionkowie. Mamy jednak młodą drużynę, dziś graliśmy bez dwójki naszych liderów, i widać było, że ta cała otoczka w pierwszej połowie nas paraliżowała. Na tym boisku trenujemy dopiero trzy tygodnie i było to dla nas niewiadomą, jak się dziś zaprezentujemy. Z czasem na pewno w pełni do niego przywykniemy, i liczę, że uda się nam zbudować tutaj twierdzę. Początek bardzo dobry. Nie był to na pewno wielki mecz. Zagraliśmy zgodnie ze starą piłkarską zasadą – podpuścić i skasować.
Daniel Skalski:
Duże przeżycie. Pierwszy mecz w Radzionkowie za nie tylko mojego, ale i wszystkich chłopaków z drużyny życia. Wspaniała otoczka, mnóstwo kibiców, doping, który nas niósł, i który robił wrażenie. Trybuny bardzo nam pomogły wytrzymać napór przeciwnika. Byliśmy cierpliwi w oczekiwaniu na kontry, a gdy się otworzyły przestrzenie do ich rozegrania, wyprowadziliśmy dwie skuteczne. Styl naprawdę nie był dziś ważny, liczyły się tylko trzy punkty. Gdybyśmy nie wygrali nasza sytuacja w tabeli byłaby bardzo trudna. Tak jest trochę lepsza, choć jeszcze wiele zwycięstw potrzebujemy, żeby się utrzymać. Dlatego w szatni przed meczem powiedzieliśmy sobie, że wrażenia artystyczne muszą zejść na dalszy plan, a najważniejsze to przełamać się i wręcz wyszarpać trzy punkty. Właśnie tak ten mecz wyglądał, i bardzo się cieszymy, że tak się właśnie stało.
Dawid Krzemień:
Przede wszystkim cieszy to, że wygraliśmy ten mecz i w ten sposób odskakujemy trochę od czerwonej strefy. A te dwie moje bramki to taka wisieńka na torcie. Nie jestem jednak z mojej postawy w pełni zadowolony, bo skuteczność miałem na poziomie pięćdziesięciu procent. W pierwszej połowie oddałem dwa niecelne strzały. W drugiej dwa razy trafiłem już w bramkę, i oba uderzenia przyniosły nam gole. Ważne zwycięstwo, bo długo czekaliśmy na nie. Ważne bramki, bo też długo ich oczekiwaliśmy. Mamy swoje problemy ze zdrowiem w ostatnim czasie, mnie też do dosięgło. Ale wydaje się, że sytuacja powoli wraca do normy. Graliśmy dziś bez dwóch naszych podstawowych napastników, ale pokazaliśmy, że ciężar zdobywania goli mogą na siebie wziąć też inni, aczkolwiek bardzo oczekujemy ich powrotu. Muszę przyznać, że ja uwielbiam takie mecze, kiedy trybuny są pełne i żyją. A jeszcze lepiej, jak są metr od linii. W Anglii podobały mi się najbardziej właśnie te stadiony, gdzie trybuny są bardzo blisko boiska, i podczas meczów kibic żyje z zawodnikiem, a zawodnik z kibicem. Muszę się jednak przyznać, że sztuczne murawy to dla mnie najgorsze nawierzchnie, źle się na nich czuję. Ale to schodzi na drugi plan. Najważniejsze, że mamy gdzie trenować i gdzie rozgrywać nasze mecze.
Sponsorem meczu była firma: