Trener Kamil Rakoczy:
Z bardzo ciężkiego terenu przywozimy trzy punkty. Bardzo się z tego cieszymy, bo w ten sposób uciekamy trochę od strefy spadkowej, a naszym celem przed rundą wiosenną było właśnie dbać o to by utrzymywać się w bezpiecznej odległości od miejsc zagrożonych degradacją do czwartej ligi. Od meczu ze Stilonem zmieniliśmy sposób grania, i jak na razie daje to bardzo dobre rezultaty, bo notujemy drugie zwycięstwo z rzędu. Jednak w pierwszej połowie gra nam nie szła, nie potrafiliśmy w ogóle stworzyć sytuacji ofensywnych. W przerwie mówiłem zespołowi, że na pewno przyjdzie taki moment, kiedy otworzą się strefy między liniami przeciwnika, i to miał być ten punkt, który da nam sygnał, żeby powalczyć o pełną pulę. Tak się stało, choć na bramkę musieliśmy czekać do doliczonego czasu gry, kiedy po świetnym dośrodkowaniu Marcina Trzcionki Kevin Rocki dołożył głowę, dając nam trzy punkty. Inna rzecz, że była to praktycznie nasza jedyna tak dobra sytuacja w całym meczu. Trzeba to zrzucić na karb tego, że cały czas uczymy się nowego systemu gry, ale też, że jednak właśnie w liniach ofensywnych mamy największe braki kadrowe, i największe różnice personalne w porównaniu z tym, jak zaczynaliśmy zimowy okres przygotowawczy. To powoduje, że z przodu nie mamy pewności, ale z drugiej strony nie mam nic przeciwko temu, abyśmy w każdym meczu stwarzali jedną sytuację i wygrywali 1:0. Warto podkreślić, że to w lidze trzeci z czterech mecz, w którym gramy na zero z tyłu. Dziś Pniówek obstrzeliwał naszą bramkę, ale głównie uderzeniami z dystansu. To pokazuje, jak liga jest nieprzewidywalna, bo przecież po sparingach, w których traciliśmy hurtowo bramki, wieszano na nas psy za grę w defensywie.
Mikołaj Łabojko:
Gdy schodziłem z boiska przyznam szczerze, że myślałem, że naszym sukcesem będzie tutaj utrzymanie bezbramkowego remisu. Z tej perspektywy wyciągnęliśmy z tego meczu nie sto, a sto dwadzieścia procent. To był drugi mecz, w którym ustawiliśmy się bardzo nisko, zacieśniając obronę i licząc na kontrę. I drugi raz sięgamy po trzy punkty. Ktoś może powiedzieć, że mało stwarzamy sytuacji. To prawda, tutaj jeszcze wiele musi się poprawić. Ale najważniejsze, że nawet jak mamy tylko jedną sytuację, to potrafimy ją wykończyć. To bardzo cieszy.
Kevin Rocki:
Wchodząc na boisko dostałem zadanie, by konsekwentnie dbać o defensywę, odpowiednio przesuwać się, zabezpieczać. Myślę, że z tych zadań się wywiązałem, a to, że udało mi się strzelić zwycięskiego gola, to fajny dodatek. Przyznam szczerze, że gdyby nie bramkarz rywali na pewno nie sięgnąłbym centry Marcina Trzcionki. Na szczęście piłka przeszła po palcach bramkarza i spadła tak, że otworzyła mi prostą drogę do skierowania jej do siatki. Pniówek cały mecz nacierał, ale takie było nasze założenie by pozwolić im na to, a próbować szukać kontr.