– Kiedy poznawaliśmy nazwiska piłkarzy, którzy dołączą do nowej drużyny Ruchu Radzionków z pewnością wielu kibiców szukało o nich informacji. Tymczasem wyszukując w Internecie nazwisko Tomasza Zdanowskiego nie można było znaleźć zbyt wielu danych, a na pewno wyraźnie mniej niż na temat niektórych nawet młodszych kolegów.
– To prawda, zbyt wiele informacji w sieci o mnie nie ma, bo też nie grałem w zbyt eksponowanych klubach i ligach. Ale gdy ktoś sprawnie posługuje się Internetem, z pewnością wpisując w wyszukiwarkę moje nazwisko jakieś materiały znajdzie, choćby w relacjach z meczów, w artykułach czy w bramkach wideo z różnych spotkań. Jestem wychowankiem Sarmacji Będzin, gdzie spędziłem niemal cały okres juniorski, z przerwą tylko na występy w Zagłębiu Sosnowiec, i właśnie w barwach Sarmacji zadebiutowałem w seniorach. Potem moje piłkarskie życie tak się potoczyło, że trafiłem do Źródła Kromołów, w barwach którego grałem w czwartej lidze przeciwko odradzającemu się po serii spadków Ruchowi Radzionków. Dalej były czwartoligowe ŁKS Łąka w drugiej grupie śląskiej, czy w małopolskiej Orzeł Balin. Powróciłem do Sarmacji, grałem trochę w Zielonych Żarki, by wreszcie przyszedł czas na trzecią ligę w barwach Myszkowa. Ostatnio była znów czwarta liga w barwach Unii Ząbkowice, skąd tego lata trafiłem do Radzionkowa, wracając do trzeciej ligi.
– Bezsprzecznie jest zatem w kadrze drużyny wielu piłkarzy, którzy w swojej karierze zahaczyli o wyższe ligi i większe kluby. Co zatem zadecydowało o wyborze Ciebie na funkcję kapitana drużyny?
– Muszę zaznaczyć, że swoją grę w piłkę traktuję wyłącznie w charakterze przygody, a nie kariery. Bo kariery piłkarskie to robią Robert Lewandowski czy Jakub Błaszczykowski. Natomiast jak to się stało, że zostałem kapitanem? Były wybory w szatni, głosowaliśmy na kilka nazwisk wytypowanych do rady drużyny, zarazem ten z największą ilością głosów zostawał kapitanem. I w ten sposób – wyborem szatni – padło na mnie.
– I jak to przyjąłeś?
– Zachowałem się po piłkarsku, przyjąłem ten wybór, uszanowałem go, postawiłem kolegom w podziękowaniu po piwie. A że mnie wybrali to chyba świadczy o tym, że mam zaufanie w drużynie, i że dostrzegli we mnie cechy predysponujące mnie do takiej roli. Tym bardziej to doceniam, że przecież był to wybór zupełnie od podstaw tworzącej się drużyny, w której większość zawodników się nie znała, a ja sam znałem się tylko z niektórymi, i to najczęściej tylko z występów przeciwko sobie na ligowych boiskach, więc tak naprawdę trudno tu mówić o znajomości, a jedynie o co najwyżej kojarzeniu się. Można zatem powiedzieć, że było to nie tyle zaskoczenie, co drobna, ale bardzo miła, niespodzianka.
– W takiej sytuacji, gdy tworzy się nowa drużyna, na kapitanie spoczywa większa rola niż zazwyczaj?
– Mamy w zespole sporą grupę bardziej doświadczonych zawodników, którzy już tą piłkę znają, i którym uwagi zwracać na pewno nie trzeba. Najwięcej uwagi muszę zatem poświęcać młodzieży, która jeszcze nie miała styczności z seniorską piłką, która musi dopiero poczuć klimat szatni, nauczyć się zupełnie innego grania niż to ma miejsce w juniorach. Mają oni więcej obowiązków, choćby w opiekowaniu się sprzętem. Ale to nie znaczy by był z nimi jakiś problem, absolutnie, moja rola polega tylko czasami na nakierowaniu na właściwe myślenie czy podpowiedzeniu czegoś. Poza tym moją rolą jest na pewno komunikacja z trenerem czy z prezesem, i załatwianie różnych spraw drużyny.
– I właśnie jeden z przedstawicieli tej młodzieży, o której mówisz, został Twoim partnerem na środku obrony Ruchu Radzionków. Jak się współpracuje na tej tak odpowiedzialnej pozycji z kilkanaście lat młodszym, niedoświadczonym w seniorskiej piłce Tomaszem Wandzikiem?
– W ogóle w tej naszej współpracy różnicy, o jakiej mówisz, nie widać. I naprawdę ta współpraca przebiega po prostu normalnie. A świadczą o tym wyniki, czy bardziej mała liczba straconych goli, bo same wyniki uważam, że mogły być trochę lepsze, i to w przypadku nawet kilku meczów. Aczkolwiek na sytuację punktową nie narzekamy, bo i tak jest dobrze. A że goli tracimy relatywnie mało, to wynik właśnie dobrej współpracy nie tylko z Tomkiem Wandzikiem, ale wewnątrz całej lini defensywnej drużyny. A myślę, że im dalej w las, tym będzie jeszcze lepiej.
– A to, że trener Wojciech Osyra właśnie tak zestawia linię obrony może zaskakiwać? Na ławce zostają przecież Tomasz Twardawa i Łukasz Gad, czyli zawodnicy, którzy w swoich CV mają kilka większych klubów i występy w wyższych ligach.
– Faktycznie to piłkarze bardziej od naszej dwójki doświadczeni. Ale dlaczego taki jest wybór trenera to chyba nie mnie oceniać. To, że szansę dostał Tomek Wandzik to pewnie też pochodna tego, że jest on młodzieżowcem, a takich dwóch na boisku według przepisów być musi. Ale inna kwestia, że tą szansę w pełni wykorzystał. Ogólnie uważam, jak już mówiłem, że w defensywie radzimy sobie nieźle. Ale jak widać sytuacja jest dynamiczna, już pojawiają się pierwsze kontuzje, za moment mogą dojść kartki, i prędzej czy później zmiany w defensywie, także na naszych pozycjach będą. A dwaj wspomiani zawodnicy będący jak na razie na ławce, wcale nie są słabsi od naszej grającej dwójki, i na pewno wchodząc do składu są w stanie szansę wykorzystać i skłonić trenera do stawiania na nich dalej. Zatem różnie jeszcze może być. Na razie trener tak zestawia linię obrony, jak zestawia, i nie ukrywam, że się z tego cieszę, bo jest w niej również miejsce dla mnie.
– Ale pierwsze dwa mecze w lidze nie zaliczysz chyba do udanych?
– Rzeczywiście, w spotkaniu ze Startem Namysłów nie dogadałem się z Mariuszem Korzeniowskim, i piłka przelała mi się po nodze, trafiając do przeciwnika, który skorzystał z prezentu i zdobył bramkę. W Chorzowie nie miałem już nic do powiedzenia, piłka po prostu po odbiciu się od słupka trafiła w moje nogi i samobójczo wpadła do siatki. W pierwszej sytuacji błąd, w drugiej pech, bo przecież gdyby piłka ciut inaczej się odbiła, to pewnie poszłaby nie w światło bramki, a w aut. Ale nie takie rzeczy już w piłce widziałem, o wiele większym ode mnie obrońcom przytrafiały się podobne sytuacje. Wtedy rzeczywiście nie były to dla mnie dobre chwile, ale przyjąłem to. Teraz sobie myślę, że to jednak dobrze się stało, że padło na mnie – kapitana i doświadczonego piłkarza – a nie na przykład na Tomka Wandzika, który jest młodzieżowcem, i którego mogłoby takie coś przytłoczyć i później paraliżować. A wierzę, że limit błędów i pecha już wyczerpany, choć przecież są czasami w piłce rzeczy, na jakie nie ma się do końca wpływu.
– Później, i to nie tylko w linii defensywnej, było już o wiele lepiej. Jakie są możliwości tej drużyny?
– My naprawdę z meczu na mecz, z każdym zdobytym punktem się rozkręcamy. Mecz ze Swornicą oby był tylko wypadkiem przy pracy, bo na porażkę na pewno w nim nie zasłużyliśmy. A gdy wygrywamy i gdy nie tracimy bramek, to nasze morale na pewno wzrasta, i to całej drużyny. A gdy wygrywamy z silnymi drużynami, jak z Polonią Łaziska Górne, która była w czubie w tamtym sezonie, czy Piastem II Gliwice, teraz będącym w tabeli bardzo wysoko, to pewność siebie w każdym z nas i w całej drużynie się zwiększa, a same te zwycięstwa zdradzają potencjał drzemiący w tym zespole. Myślę zatem, że jak najbardziej uzasadnione jest patrzenie z optymizmem w przyszłość, i mierzenie w zakończenie pierwszej rundy w czwórce dającej awans do grupy mistrzowskiej chyba leży w zasięgu naszych możliwości. Aczkolwiek tak myśli jeszcze kilka drużyn, więc spokojnie.
– Jak będzie w sobotę w Częstochowie w starciu z tak wyraźnym liderem, naszpikowanym gwiazdami ligi?
– Jak już powiedzieliśmy, z meczu na mecz się rozkręcamy. I wierzę, że będzie to widać także w Częstochowie, tym bardziej – jak także powiedzieliśmy – że z tymi mocnymi gra nam się jak na razie nieźle. Choć Skra to rzeczywiście najwyższy pułap w tej lidze, wyraźnie wyższy od innych. Ale mierzyliśmy się już na wyjeździe z silnym Ruchem II Chorzów, i z tego meczu musimy wyciągnąć wnioski. Bo gdy graliśmy tam defensywnie to przeciwnik nas bardzo zdominował. A że to był zły pomysł, pokazała druga połowa, na którą wyszliśmy ofensywniej, wyżej ustawieni, i od razu gra zdecydowanie lepiej wyglądała. No ale niestety ta pechowo stracona bramka, i nie wykorzystanie kilku naszych bardzo dobrych okazji, zepsuło ten obraz. Myślę więc, że w Częstochowie nie powinniśmy się bronić, tylko grać w piłkę, ale prezentując lepszą skuteczność pod bramką przeciwnika. Chcemy grać w piłkę, chcemy strzelać bramki, chcemy zdobywać punkty, a znanych nazwisk na pewno się nie przestraszymy, co udowodniliśmy choćby w meczu z Piastem II Gliwice, w którego składzie kilku takich piłkarzy też było. Jestem pewny, że Skrze wcale nie będzie z nami łatwo, choć bezsprzecznie to ona będzie faworytem meczu.