Ruch Radzionków przed meczem z GKS-em Tychy był faworytem. Górować miał nad rywalami przede wszystkim świeżością, po środowej, niezwykle męczącej sto dwudziestominutowej pucharowej przeprawie gości. Jednak nie od dziś wiadomo, że derby rządzą się własnymi prawami. Remis w tym meczu nie krzywdzi żadnej ze stron.
Mecz od początku miał wyrównany przebieg, ale to radzionkowianie pierwsi spróbowali zagrozić bramce Suchańskiego. Stojący w bramce gości wychowanek Ruchu Radzionków nie był jednak w poważnych opałach. W 4 minucie z lewego skrzydła z rzutu wolnego centrował Adam Kompała, ale posłał piłkę zdecydowanie za wysoko dla wyskakujących do niej zawodników. Minutę później, tym razem z prawej strony, centrował kapitan Ruchu, ale górą w powietrznym pojedynku, mimo natarcia Adriana Mielca i Piotra Gierczaka był popularny „Suchy”, który pewnie złapał futbolówkę.
Tyszanie po raz pierwszy zaatakowali w 6 minucie, jednak strzał Furczyka z osiemnastu metrów otarł się o plecy Kompały i o kilka metrów minął bramkę Seweryna Kiełpina.
Sześćdziesiąt sekund później na prowadzenie mogły wyjść „Cidry”. Po akcji Pawła Giela piłka trafiła na środek pola karnego do Mielca, któremu jednak odskoczyła ona po chwili od nogi. Dobrze ustawiony był jednak Gierczak, który jednak, najwyraźniej zaskoczony sytuacją, w jakiej się znalazł, strzelił słabo i niecelnie.
W 10 minucie lewą flanką aż pod linię końcową w obrębie pola karnego przedarł się Żyła, jednak wrzucona przez niego przed bramkę piłka, minęła wszystkich zainteresowanych nią graczy. W 13 minucie znów zaatakował Żyła, tym razem decydując się na strzał z dystansu. Uderzenie to zablokował jednak Marcin Dziewulski.
Minutę później po raz pierwszy w dużych opałach znalazła się radzionkowska defensywa. Prawą stroną pola karnego przedarł się Bizacki, który wyłożył futbolówkę nadbiegającemu Żyle. W ostatniej chwili aktywnego tyskiego młodzieżowca powstrzymał jednak Dawid Domański.
W minucie 19, a jakże, znów Żyła próbował swoich sił strzałem sprzed linii pola karnego. Uderzenie to jednak zostało dobrze przyblokowane, i Kiełpin mógł spokojnie złapać lecącą za linię końcową piłkę.
Kiedy piłkę do rzutu wolnego około trzydzieści metrów od bramki w 21 minucie ustawiał Mielec, na trybunach wspominać zaczęto piękną bramkę tego piłkarza w meczu pucharowym z KSZO z mniej więcej tej samej pozycji. I było blisko powtórki. Mocny strzał przeszedł jednak minimalnie nad poprzeczką.
Ruch spróbował pójść za ciosem, i wreszcie zaczął nadawać ton grze. W 25 minucie strzelał z daleka Dziewulski, jednak bardzo niecelnie.
Ale w minucie 29 po koronkowej akcji Mielec zagrał do stojącego przed bramką Gierczaka, który od razu strzelił. Suchański mógł dziękować niebiosom, że piłka po odbiciu się od ziemi przeszła centymetry nad poprzeczką, bo w przeciwnym razie niechybnie wyciągałby ją z siatki.
I kiedy wydawało się, że faworyzowani gospodarze muszą w końcu dopiąć swego, zaatakowali goście, i to od razu skutecznie. W 30 minucie rzut wolny z lewego skrzydła wykonywał Furczyk, a wrzuconą na długi słupek piłkę pewnie do bramki skierował niepilnowany Kopczyk.
Zaskoczony stratą gola Ruch przedarł się pod bramkę gości dopiero w 38 minucie. Damian Kaciczak zakręcił w lewym narożniku pola karnego obrońcami Tychów w stylu, jakiego nie powstydziłby się Cristiano Ronaldo, ale nieskutecznie dośrodkował, bowiem przerzucił futbolówkę za plecy czekających na nią zawodników.
W 40 minucie centra z prawego skrzydła Kompały trafiła wprost na głowę Piotra Mazura. Znakomicie interweniował jednak Suchański.
Przed szansą na gola z rzutu wolnego w 43 minucie stanął znów Mielec. Tym razem było ciut bliżej bramki, ale piłka zahaczyła o mur i padła łatwym łupem tyskiego bramkarza.
Zamiast wyrównującego gola, na chwilę przed gwizdkiem na przerwę futbolówka po raz drugi zatrzepotała w siatce Ruchu. Z rzutu wolnego z prawej flanki piłkę w pole karne, na krótki słupek wstrzelił Bizacki. Przedłużający ją Ankowski był jednak zdaniem sędziego bocznego na pozycji spalonej.
Zgodnie z przewidywaniami od początku drugiej połowy do przodu ruszyli gospodarze, jednak z ogromnym trudem przychodziło im przebicie się przez szczelną defensywę Tychów. W 49 minucie w starciu z obrońcami padł w polu karnym Gierczak, sędzia jednak gwizdnął w drugą stronę, uznając, że najskuteczniejszy strzelec Ruchu symulował.
W minucie 50 znów groźnie pod bramką żółto-czarnych było po rzucie wolnym z boku boiska. Wrzuconą z lewej strony piłkę przedłużył Bizacki, jednak wprost w ręce Kiełpina.
Z boiska wiać zaczęło na długie minuty nudą. I tylko w 56 minucie interweniować musiał Suchański, który wyłapał futbolówkę w zamieszaniu pod jego bramką.
Mecz trochę ożywił się kwadrans po przerwie, kiedy najpierw przedarł się pod pole karne Mielec i strzelił celnie z linii szesnastu metrów. Wyraźnie jednak za słabo by sprawić jakiekolwiek kłopoty Suchańskiemu. W odpowiedzi na strzał z daleka zdecydował się Bizacki, ale uderzenie to zostało zablokowane.
W 70 minucie mogło być 0:2. Po szybkiej kontrze gości Babiarz zagrał do Bizackiego, który stojąc kilka metrów przed bramką huknął z woleja. Gospodarzy uratował jednak szczęśliwą interwencją Kiełpin.
Z myśl zasady, że niewykorzystane sytuacje się mszą, sześćdziesiąt sekund później mogło dojść do wyrównania. Gierczak dobrze wypatrzył Sebastiana Gielzę, który jednak nieczysto trafił w piłkę.
Ruch dopiął w końcu swojego w 76 minucie. Minutę wcześniej Odrobiński popchnął w polu karnym szarżującego Marcina Kowalskiego, a ku zaskoczeniu wielu do ustawionej na jedenastym metrze piłki podszedł Dziewulski. I nie dał szans Suchańskiemu.
Gospodarze nie poszli jednak za ciosem. Akcja Piotra Giela w 83 minucie, po której futbolówka trafiła pod nogi tyskiego obrońcy, i zablokowany strzał Dziewulskiego z linii pola karnego minutę później, to było za mało.
Decydujący cios mogli więc zadać Tyszanie. W 85 minucie z wolnego strzelał Furczyk, jednak wysoko nad poprzeczką. Już w doliczonym czasie gry Furczyk spróbował się poprawić, z linii pola karnego uderzył płasko i celnie, jednak wprost w ręce Kiełpina.
Schodzący do szatni trener Ruchu, powstrzymywany przez szkoleniowca gości i swojego asystenta, Artura Skowronka, wdał się w pyskówkę z jednym z rozgoryczonych stratą punktów kibiców. I to ta sytuacja na pomeczowej konferencji prasowej bardziej interesowała zebranych dziennikarzy niż sam mecz. I to najlepiej świadczy o tym, że derbowy pojedynek, choć pełen walki, jednak rozczarował.