Niektórzy wietrzyli w tym meczu niespodziankę, a pamiętając mecz z jesieni, zgodnie przez piłkarzy i trenera Ruchu Radzionków okrzyknięty najtrudniejszą przeprawą w pierwszej rundzie, rzeczywiście meczu z Walką Makoszowy można się było obawiać. Jednak nic z tego – „Cidry” zagrały jak na lidera przystało, pewnie „wypunktowały” rywala w derbowym spotkaniu.
Początkowy fragment pierwszej połowy to gra głównie w środku pola. Pierwszy sygnał do ataku dał w 5 minucie Piotr Giel, ładnie wpadając w pole karne z prawej strony, jednak wycofana przez niego piłka minęła tak obrońców Walki, jak i napastników Ruchu.
Zabrzanie odpowiedzieli w 7 minucie, kiedy wrzuconą z rzutu wolnego piłkę Buchcik głową posłał daleko od słupka.
W 8 minucie dwukrotnie prostopadłymi podaniami Radzionkowanie próbowali przechytrzyć obronę gości, najpierw jednak Piechota okazał się szybszy od Sebastiana Gielzy, po chwili do podobnie zagranej piłki nie zdążył Adam Kompała.
Na następną akcję przyszło poczekać aż do 17 minuty, jednak od razu była to akcja bramkowa. Z rzutu rożnego centrował Kompała, a Gielza głową posłał piłkę do bramki.
W 22 minucie Kompała zagrał długą piłkę na lewą stronę do Tomasz Stranca, który wpadając już w pole karne uderzył nad bramką. W 24 minucie dośrodkowywał Marcin Trzcionka, Gielza nie doszedł jednak do piłki.
Walka swoje okazje miała w 27 minucie. Dwukrotnie w ciągu niespełna sześćdziesięciu sekund defensywę Ruchu zaskoczyć próbowała dwójka Sosna – Dolny. Ten drugi po podaniach pierwszego najpierw nieczysto trafił w piłkę, a chwilę potem bardzo groźnie uderzał głową z bliska. Na miejscu był jednak Patryk Ciasnocha.
W 30 minucie Marcin Dziewulski uderzył niecelnie z dystansu, a cztery minuty później, po odegraniu głową przez Adriana Mielca, Gielza nie trafił w piłkę.
Nadeszła 35 minuta, kiedy piłkę w pole karne wrzucił Kompała, a Piechotę ładnym strzałem z pierwszej piłki pokonał Piotr Giel.
Stranc zagrał do Gielzy, który w dobrej sytuacji uderzył wprost w bramkarza, by za chwilę, po podaniu Piotra Giela, w sytuacji sam na sam, znów przegrać pojedynek z Piechotą. Była 38 minuta.
W 41 minucie spróbowała zaatakować Walka, z piłką wrzuconą w pole karne przez Sosną minął się Ciasnocha, na szczęście dla gospodarzy bez konsekwencji.
W samej końcówce pierwszej odsłony meczu dwukrotnie strzelał na bramkę Mielec, w 43 minucie z dystansu posłał piłkę z dala od spojenia słupka z poprzeczką, a w minucie 45 również niecelnie uderzał tuż sprzed linii pola karnego.
Początek drugiej połowy zdawał się wskazywać, że Walka ani myśli zakończyć w tym dniu serię dziesięciu meczów bez porażki. W 47 minucie, po szybkiej kontrze Dolny sprawdził wytrzymałość słupka. Zaś w 49 minucie Ciasnocha wyłapał strzał Gruchalskiego.
W 52 minucie kolejna z akcji duetu Stranc – Gielza. Strzał napastnika Ruchu po rękach bramkarza wyszedł jednak na rzut rożny. W 55 minucie, w linii prostej na wysokości pola karnego piłkę wymienili Piotr Giel z Kompałą, Kompała ze Strancem, ten ostatni jednak uderzył zbyt lekko.
Trzecia bramka padła w 57 minucie, trzeci raz asystował Kompała, a głową z bliska piłkę do bramki posłał Tomasz Rzepka.
W 59 minucie wprowadzony na plac gry parę chwil wcześniej Marcin Kocur o włos minął się z piłką w okolicach szesnastego metra.
W 66 minucie obrońcy Ruchu zablokowali uderzenie gości, a po chwili groźnie z dystansu strzelał Trzcionka – tuż nad bramką.
Walka ostatni raz zaatakowała w 73 minucie. Naciskany jednak przez obrońców Buchcik, po rzucie rożnym nie miał miejsca na celne uderzenie głową.
W 78 minucie mocno z linii pola karnego próbował uderzać Kocur, na posterunku był jednak Piechota. W minucie 82 w dobrej sytuacji w ostatniej chwili zablokowany został inny zmiennik, Marek Kubisz. Zaś w 87 minucie po akcji pomiędzy tymi dwoma rezerwowymi, z pierwszej piłki strzał Kocur, bramkarz Walki zdołał jednak futbolówkę odbić.
Na zegarku minęła już ostatnia minuta przepisowego czasu gry, kiedy Paweł Giel wpadł w pole karne, odegrał tuż przed bramkę do Kocura, który dopełnił formalności, zdobywając czwartego gola dla Ruchu.
Po ciekawym meczu Ruch Radzionków pewnie udowodnił kto jest faworytem ligi, sprawiając sporo radości około siedmiusetosobowej publiczności.