– Kluczbork miał kilka sytuacji do strzelenia gola ale trafia dopiero po Twoim zagraniu ręką w polu karnym. Były podstawy do podyktowania „jedenastki”?
– Była wrzutka, ktoś przedłużył tą piłkę i rzeczywiście dostałem w rękę, nie ma się co wypierać. Ale to nie było zagranie celowe, nie wykonałem żadnego ruchu w stronę piłki. W takiej sytuacji decyduje sędzia no i jego werdykt brzmiał: rzut karny. Widocznie miał rację, szkoda że po dwóch meczach w których strzelaliśmy w końcówce przyszły dwa spotkania kiedy przegrywamy w ostatniej fazie meczu.
– Ale gdyby udało dowieźć się remis do końca musielibyście porządnie odetchnąć. W tym meczu właściwie tylko rywal stwarzał sobie okazje do zdobycia gola.
– Nie ma się co oszukiwać, musielibyśmy mieć ogromne szczęście by pokusić się tu o trzy punkty, moglibyśmy być zadowoleni z remisu. Na samym rozbieganiu analizowaliśmy ile strzałów oddał MKS a ile my i trudno było nam się doszukać okazji z naszej strony. W końcówce głową próbował Kamil Szymura ale zagrożenia z tego nie było. Tymczasem rywale uderzali naprawdę często. Trudno – za trzy dni kolejny ciężki wyjazd, zespół walczący o utrzymanie i będzie się im trzeba przeciwstawić.
– Przed meczem macie takie założenia, by grać aż na tyle asekuracyjnie i tylko z rzadka próbować ataku?
– Nie, przed meczem trener uczulał nas żeby zaatakować większą ilością zawodników. Mecze tak się układają że póki co nie wychodzi. Z Polkowicami dyktowaliśmy warunki gry ale zabrakło skuteczności. W Kluczborku stanęliśmy nisko, chyba za nisko chociaż w obronie czuliśmy się pewnie i te ich długie piłki nam nie zagrażały. Kasowaliśmy co się dało, nie przypominam sobie przegranych pojedynków główkowych moich czy Kamila Szymury. W końcówce gdy wydawało się że wywalczymy ten punkt dostaliśmy bramkę z karnego i wracamy do Radzionkowa z pustymi rękami.
– Po sześciu punktach przywiezionych z poprzednich wyjazdów notujecie drugą przegraną. Nie ma obaw o to czy nie zabraknie wam pewności w kolejnych meczach a atmosfera “siądzie”?
– Na pewno musimy w szatni się uczulać by nie poddawać się jakiejś załamce. Tak to jest że po dwóch z rzędu przegranych człowiek siedzi i bez przerwy myśli co jest nie tak i dlaczego nie wychodzi. Ale trzeba patrzeć do przodu. Przegraliśmy dopiero dwa razy, dwa razy też wygraliśmy i tych punktów mamy w miarę dużo. Nie ma się co denerwować. Trzeba zacząć punktować by mieć bezpieczne miejsce w tabeli, staramy się tonować hurraoptymizm przede wszystkim mediów które liczą już czy mamy szanse na Ekstraklasę. My cały czas musimy myśleć przede wszystkim o utrzymaniu. Trzeba zachować spokojne głowy, nie podpalać się i jestem pewny że w końcu nasza ciężka praca przełoży się na dobrą grę i zdobywane punkty.
– Ruch potrzebuje czasu by się rozkręcić? Jesienią po pięciu meczach punktów było mniej, a z każdą kolejną grą łapaliście wiatr w żagle.
– Wszyscy po pierwszym meczu trochę się usprawiedliwialiśmy że rozkręcimy się tak jak pół roku wcześniej. Przywieźliśmy komplet punktów z dwóch wyjazdów i myśleliśmy że to już jest to. Zostaliśmy szybko sprowadzeni na ziemię, chociaż zwłaszcza w Polkowicach przegraliśmy pechowo. Byle teraz nie chodzić po kątach, nie patrzeć na siebie krzywo tylko wziąć się w garść i w następnym meczu powalczyć o trzy punkty.