Jak na karuzeli. „W szatni padły mocne słowa”

To było kolejne, świetne widowisko z udziałem piłkarzy Ruchu Radzionków. Tym razem „Żółto-Czarni” na karuzelę wsiedli z ekipą Szczakowianki Jaworzno. „Cidry” potrafiły odwrócić losy meczu, dowieźć wygraną do końca i wraz z liczną grupą fanów z Radzionkowa cieszyć się z kolejnych punktów zdobytych w gościach.

Pierwsze fragmenty nie zapowiadały „burzy”, jaka miała rozpętać się w dalszej fazie meczu. Spotkanie toczyło się w dość przeciętnym tempie, a po kwadransie przyjezdni objęli prowadzenie. – Za dużo było w nas spokoju. Być może nawet rywal taki miał plan, by nieco nas uśpić. Nie potrafiliśmy się napędzić, wykrzesać iskry. Objęliśmy prowadzenie, mieliśmy jeszcze bramkowe okazje, ale to rywal doprowadził do wyrównania i do końca próbował nas kąsać – przyznawał trener Marcin Dziewulski.

Szaleństwo w Jaworznie rozkręcił Adam Baran. Gol, którego zdobył po dośrodkowaniu Amine Bougduigi był dopiero pierwszym trafieniem doświadczonego pomocnika w barwach Ruchu. – Chłopaki śmiali się, że jest mi potrzebna nasza magiczna, złota łopata. Przywieźli ją na mecz i widocznie stała się moim amuletem – śmiał się Baran, który w końcu „odkopał się” ze strzeleckiej niemocy.

Mimo trafienia 32-latka Ruch na przerwę schodził przegrywając różnicą jednego gola. Najpierw do siatki Mateusza Szukały trafił Michał Chrabąszcz, później tą sztukę powtórzył Bartosz Marędowski. Gospodarze, mimo braku w składzie ich najlepszego strzelca – Jakuba Sewerina – nie zatracili skuteczności. – Po stracie gola na 2:1 nie byliśmy sobą. W szatni padły męskie słowa, chcieliśmy wrócić na swój rytm w zjednoczonym wydaniu, które przecież dobrze znamy. Taki był Ruch w drugiej połowie – zaznaczał trener Dziewulski. – Po pierwszym kwadransie wydawało się, że mamy ten mecz pod kontrolą, ale w kolejnych minutach zaczęliśmy popełniać indywidualne błędy skutkujące dwiema bramkami dla Szczakowianki. Do szatni schodziliśmy przegrywając. W przerwie padły właściwe słowa, nastąpiła odpowiednia motywacja i mimo, że straciliśmy jeszcze gola, kontrolowaliśmy przebieg meczu – potwierdzał Adam Baran.

Ruch drugą odsłonę zaczął wyraźnie odmieniony. Mimo braku kontuzjowanego Rafała Kulińskiego, akcje „Cidrów” w końcu zaczęły się kleić. Efektem było wyrównanie – w swoim polu karnym piłkę ręką zagrał Maksymilian Leś, a „jedenastkę” w pewnym stylu wykorzystał Bartosz Nawrocki. W 63. minucie swoje premierowe trafienie w dorosłym futbolu miał już na koncie 17-letni Szymon Matysek. Junior wykorzystał podanie Nawrockiego i dał „Cidrom” prowadzenie. Zespół tradycyjną kołyską gola zadedykował swojemu kapitanowi, Marcinowi Trzcionce, który w ubiegłym tygodniu został tatą. – Nasz wychowanek doczekał się gola. Pracował na niego bardzo ciężko, miał już okazje, ale nie mógł ich zamienić na bramkę. Dziś trafił w bardzo ważnym momencie. Było u niego widać łzę i radość w oczach – cieszył się z postawy Matyska szkoleniowiec Ruchu.

Radzionkowianie przeważali i niewiele zwiastowało ich kłopoty w dowiezieniu punktów do końcowego gwizdka. Byli jednak nieskuteczni, a w 80. minucie „nadziali się” na kontrę miejscowych, po której w polu karnym faulował Rafał Otwinowski, a Michał Chrabąszcz z „wapna” doprowadził do remisu. Ten rezultat utrzymał się jednak raptem dwie minuty. Zdeterminowany wicelider za sprawą rezerwowego Kamila Kopcia znowu objął prowadzenie.

Jednym z kluczy do wygranej były w sobotę zmiany dokonywane przez trenera Dziewulskiego. Matysek i Kopeć wpisywali się na listę strzelców, swoją rolę na boisku odegrał również wprowadzony po przerwie Tomasz Harmata. – Zmiany pomogły. Kamil zdobył decydującą bramkę. Na Tomka Harmatę czekaliśmy bardzo długo i był dziś bardzo ważnym ogniwem jeśli chodzi o pracę z tyłu. Trzeba pochwalić i docenić rolę Szymona Matyska. Cieszymy się, że w trudnym dla nas momencie potrafimy przechylić szalę na swoją korzyść, wybronić wynik i wywieźć zwycięstwo z bardzo trudnego terenu. W szatni było widać szczerą radość i uśmiech – chwalił zespół Dziewulski.