Liczy się wynik, styl pójdzie w niepamięć.

Trener Marcin Dziewulski:
Ze zwycięstwa na trudnym terenie z czołową drużyną ligi bardzo się cieszymy. Jednak nie ulega wątpliwości, że zagraliśmy dziś przeciętnie, że nie zrealizowaliśmy na boisku tego, co sobie zakładaliśmy. Zabrakło nam przede wszystkim płynności gry. Być może to pokłosie środowego meczu pucharowego z Gwarkiem, którego wynik przecież ważył się do ostatnich sekund, który kosztował nas dużo sił. Przy naszych trybach pracy pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Na pewno jednak chwała chłopakom za wielkie serducho i zaangażowanie w kluczowych momentach, które pozwoliło nam zachować czyste konto, a graliśmy przecież z drużyną, która w poprzednich meczach zdobyła dokładnie tyle samo bramek, co i my. Z innej strony patrząc, to jednak duża sztuka wygrywać takie szarpane mecze, a nasza drużyna już nie pierwszy raz pokazuje, że potrafi to robić. Patrząc z większej perspektywy czasu to jednak muszę docenić pewien progres. Pamiętam w zeszłym sezonie, że po także bardzo zaciętym meczu pucharowym z Gwarkiem, w sobotę w meczu wyjazdowym z tak, jak i dziś czołową drużyną ligi, jaką była wtedy Unia Dąbrowa Górnicza wyglądaliśmy bardzo słabo, i w pełni zasłużenie wysoko wtedy przegraliśmy. Na pewno duży wpływ na przebieg dzisiejszego meczu miała bezmyślność zawodnika gospodarzy. Widać było od początku meczu, że Warta wyszła bardzo naładowana, zmobilizowana. Musimy być przygotowani, bo teraz każdy mecz będzie tak wyglądał. Każdy nasz następny rywal za punkt honoru postawi sobie wygrać z niepokonanym dotąd liderem. Jednak dziś nie powiedziałbym, że po czerwonej kartce dla przeciwnika grało nam się łatwiej. Wręcz przeciwnie – nie radziliśmy sobie z grą jedenastu na dziesięciu, rywal cały czas był groźny.

Marcin Trzcionka:
Czasami tak jest, że z przewagą jednego zawodnika gra się trudniej niż jedenastu na jedenastu. Uważam, że dokąd siły były dziś wyrównane to my byliśmy zespołem lepszym, a po czerwonej kartce mecz się wyrównał. W końcowym rozrachunku jednak to my wygraliśmy, to było dziś zdecydowanie najważniejsze. Nie straciliśmy też bramki, co też bardzo cieszy. Myślę, że za kilka dni nikt nie będzie już pamiętał o stylu, w jakim dziś zagraliśmy, będzie liczył się tylko wynik. Tak samo, jak po meczu pucharowym z Gwarkiem nikt nas nie chwalił za grę, a przecież w drugiej połowie długimi momentami prowadziliśmy grę, i mieliśmy dwie, trzy okazje na 2:0. Jeśli chcesz awansować, to liczy się tylko i wyłącznie wynik, wszystko inne jest drugorzędne. Dobrze, że teraz przed nami tydzień przerwy do następnego meczu, bo jednak kilku zawodników wraca po kontuzjach, kilku cały czas zmaga się z drobnymi urazami. Będziemy mogli spokojnie się przygotować i dojść do siebie. Wracając do dzisiejszego meczu muszę jednak tu powiedzieć – a byłem blisko tej sytuacji – że faul na Miłoszu Ćwielongu był bestialski, to w ogóle cud, że nic mu się nie stało. Bo gdyby przeciwnik trafił, jak chciał, to Miłosz miałby pewnie koniec gry do końca sezonu, albo nawet koniec kariery. Po prostu skandal.