Futbol potrafi być niesprawiedliwy. Bo niesprawiedliwym jest, gdy lepsza drużyna schodzi z boiska pokonana, tracąc w dodatku bramkę w ostatniej akcji meczu. A tak właśnie stało się w tym spotkaniu.
Do osiemdziesiątej minuty meczu grze gospodarzy towarzyszyły okrzyki niezadowolenia kibiców, przechodzące z czasem w gwizdy. Ale to właśnie w osiemdziesiątej minucie Zagłębie zaatakowało, oddając wtedy bodaj pierwszy celny strzał na bramkę Ruchu, za chwilę skiksował Piotr Mazur o mało nie kierując piłki do własnej bramki, jeszcze zdążyło się raz w polu karnym „Cidrów” zakotłować, jeszcze jeden z sosnowieckich zawodników po rzucie rożnym przeniósł piłkę nad poprzeczką, aż wreszcie minęła już ostatnia minuta przepisowego czasu gry. I to wtedy właśnie rzut wolny z prawej strony wykonywało Zagłębie – dośrodkował Łuczywek, a Marek przedłużył tylko piłkę, kierując ją do bramki bezradnego Mirosława Kuczery. Sędzia mógł już tylko zakończyć spotkanie.
Ale do osiemdziesiątej minuty, a szczególnie w drugiej połowie zdecydowanie dominowali piłkarze Ruchu Radzionków. W pierwszej połowie przewaga żółto-czarnych nie była jeszcze tak widoczna, „Cidry” owszem dłużej utrzymywały się przy piłce, ale częściej piłka wędrowała jednak w pole karne Ruchu. Inna sprawa, że liczne stałe fragmenty gry, liczne wrzutki nie przynosiły Sosnowiczanom żadnych sytuacji strzeleckich. Dopiero w końcówce pierwszej połowy nacisnął mocniej Ruch. Ładna kontra, zwieńczona padaniem Piotra Giela na wolne pole do Sebastiana Gielzy powinna zakończyć się golem, gdyby napastnik Ruchu lepiej trafił w piłkę. Za chwilę znów niepilnowany Gielza na kilkunastu metrach dostał futbolówkę, z powietrza uderzył jednak wprost w Gostomskiego. To również powinien być gol.
Po zmianie stron piłkarze z Radzionkowa nierzadko zamykali drugoligowca na jego połowie. Strzelał, raz z lewej, raz z prawej strony Marek Kubisz, raz jednak bronił Gostomski, a raz piłka przeszła obok słupka. Zza pola karnego uderzał najpierw Marcin Kocur, potem Paweł Giel, dwukrotnie na posterunku był Masarczyk. Po ładnej centrze Marcina Kowalskiego, potem po podaniu Pawła Giela blokowany przez obrońców był Kubisz. I jeszcze Kowalski uderzał z dystansu, ale o metr obok słupka. Aż wreszcie przyszła ta osiemdziesiąta minuta.
Dla Ruchu Radzionków to był pierwszy tej zimy występ na trawie, dotąd mecze sparingowe i treningi odbywały się jedynie na sztucznej nawierzchni. Trener Rafał Górak nie szukał jednak w tym usprawiedliwienia: „Faktycznie, graliśmy na takim boisku, a nie innym. To był nasz pierwszy mecz na trawie, ale jestem takim człowiekiem, który nie chcę mówić o dyrdymałach, nie chcę się nimi usprawiedliwiać. Dziś powinniśmy wygrać, byliśmy lepsi – tyle o tym meczu mogę powiedzieć. Nie mogę jeszcze nikogo skreślać, bo jeszcze wiele może się w tygodniu wydarzyć, ale przyznam, że jedenastka na pierwszą połowę meczu z Orłem już w mojej głowie siedzi.”