Na boiskowym zegarze w Wodzisławiu rozpoczynała się trzecia minuta gry, gdy w środku pola Marcin Dziewulski najpierw ograł pomocnika rywali, a później doskonale wypatrzył wychodzącego na pozycję „Pigiela”. Grający swój trzeci mecz na zapleczu ekstraklasy zawodnik przyjął piłkę, popatrzył w stronę bramki i kopnął jak rasowy napastnik. Michał Buchalik, golkiper Odry mógł tylko bezradnie śledzić jak piłka ląduje w jego bramce. – Rzeczywiście podanie „Dziewula” było wypieszczone i dobrze się stało, że już w pierwszej sytuacji „weszło”. Ten mecz wyszedł całej drużynie, nie stwarzaliśmy może wielu okazji pod bramką przeciwnika, ale większość udało się wykorzystać – relacjonuje Giel.
Większość, ale nie wszystkie. Dosłownie kilka minut po objęciu prowadzenia „Cidry” mogły podwyższyć rezultat. Przed szansą na zdobycie drugiego gola ponownie stanął Giel. – Na pewno powinienem uderzyć lepiej. Bramkarz miał mieć z tym strzałem co najmniej problem, a tymczasem piłka poleciała wprost w niego i dla Odry skończyło się na strachu – przyznaje napastnik, który ostatnie ligowe trafienie zanotował niemal jedenaście miesięcy temu.
Uroda i precyzja strzału z sobotniego spotkania zostały zauważone przez kibiców Ruchu. Wcześniej zwracali oni uwagę przede wszystkim na błędy które Gielowi się zdarzały. Kulminacyjnym momentem był mecz z Kolejarzem Stróże – wprowadzony z ławki zawodnik wrócił na nią po niespełna pięćdziesięciu minutach gry, czego domagali się często w niewybredny sposób fani „żółto-czarnych”. – Po bramce w Wodzisławiu chyba zeszło ze mnie ciśnienie. Wcześniej dwa tygodnie dochodziłem do siebie, dostałem wreszcie szansę na Odrze i w końcu udało się zagrać lepiej.
„Szansa” to słowo o sporej w tym wypadku wartości. Rafał Górak nie skreślił swojego podopiecznego, choć wielu trenerów pewnie nie postawiłoby na zawodnika, który dał się sprowokować trybunom i wyraźnie się podłamał. Za kolegą murem stanęła drużyna a trener uparł się, że Piotrka z tego „wyciągnie”. – Mam nadzieję, że przynajmniej w jakiś sposób tym golem się odpłaciłem, choć rzecz jasna przede mną jeszcze mnóstwo pracy. Wiem też, że są tacy kibice, którzy mnie wspierali i którzy stoją zawsze po mojej stronie. Niepotrzebnie puściły mi nerwy i mogę obiecać że był to pierwszy i ostatni raz. A krytykę też trzeba umieć wziąć „na klatę” – ocenia na chłodno tamte wydarzenia „Pigiel”, choć zachowanie części fanów w jego kierunku też najrozsądniejsze z pewnością nie było. – Piotrek w najlepszy sposób pokazał że nie spuścił głowy. Trener w niego wierzy, my w niego wierzymy i ta bramka to naprawdę efekt jego ciężkiej pracy na treningach i dobrej gry w Wodzisławiu. Ten gol tylko podkreślił świetną postawę w tym spotkaniu – mówił po meczu z Odrą zastępujący Jacka Wiśniewskiego w roli kapitana „Cidrów”, Marcin Dziewulski.