Trener Kamil Rakoczy:
Wiedzieliśmy, że Sarmacja to bardzo dobra i doświadczona drużyna, potrafiąca grać w piłkę. Wiedzieliśmy, że mecz z liderem i fakt, że z pewnością nie są zadowoleni z ostatnich wyników i ze zbyt niskiego zajmowanego miejsca w tabeli bardzo ich przeciwko nam zmotywuje. Tym bardziej, że grali na własnym stadionie. I mieliśmy rację, bo wszystko się to potwierdziło. Gospodarze postawili nam bardzo ciężkie warunki. Dominowali tak w pierwszej, jak i w drugiej połowie, byli groźniejsi pod bramką od nas. My zaś wpuszczaliśmy przeciwnika na własną połowę i próbowaliśmy wykorzystać nasze atuty w szybkim wyjściu do kontrataku. Jedną z takich akcji wykorzystaliśmy w pierwszej połowie, a mieliśmy także dobrą okazję na drugiego gola. W przerwie powiedzieliśmy sobie, że trzeba uspokoić ten mecz, ale jednak ustawiliśmy się za bardzo z tyłu, brakowało nam dziś zawodnika, który potrafiłby przetrzymać piłkę z przodu. Stąd wzięły się te nasze duże kłopoty, i stąd straciliśmy dwie bramki. Całe szczęście, że w samej końcówce drużyna potrafiła wspiąć się jeszcze na wyżyny i doprowadzić do wyrównania. Dlatego cieszymy się z tego punktu i bardzo go szanujemy. Mamy duże kłopoty z kontuzjami, i naprawdę z tego względu przy naszej wąskiej kadrze od kilku meczów ciężko jest wybrać optymalną pierwszą jedenastkę, a na boisku tak trudno nam sięgnąć po komplet punktów. Co mecz wypada nam kolejny zawodnik, i dziś także jeden zgłosił po meczu kontuzje, a drugi złapał czwartą żółtą kartkę. Tego obawialiśmy się bardzo przed rundą wiosenną, i to się potwierdza. Dobrze jednak, że dopiero w sytuacji, w której mamy te kilka punktów przewagi w tabeli. Kluczowe dla nas jest w tej sytuacji by jak najszybciej zapewnić sobie wygranie ligi i awans do baraży, ale by się do tego zbliżyć w następnym meczu u siebie musimy już koniecznie sięgnąć po trzy punkty.