Rozmowa z Andrzejem Piecuchem

To Twoje trzecie podejście do Ruchu Radzionków…
Tak, choć nieco inaczej na to patrząc, mógłbym powiedzieć, że nawet czwarte… Znam dobrze trenera Marcina Dziewulskiego, mam do niego zaufanie, i wiem, że on do mnie również. Dlatego zdecydowałem się ponownie spróbować swoich sił w Ruchu Radzionków.

Z jakimi nadziejami otwierasz swój kolejny radzionkowski rozdział?
Patrzę na to wszystko – i na swoją rolę w drużynie, i na potencjał naszego zespołu – naprawdę pozytywnie. Czas pokaże oczywiście jak będzie, ale wierzę i w to, że jako drużyna będziemy walczyć o najwyższe cele, i że dla mnie indywidualnie będzie się znajdowało miejsce na boisku.

Odchodziłeś stąd zaledwie pół roku temu, bądąc z pewnością bardzo rozczarowanym ilością minut, które dostawałeś.
To prawda, grałem zdecydowanie mniej niż oczekiwałem. Głowa była gorąca, byłem bardzo niecierpliwy. Przekładało się to na to, że nie potrafiłem wykorzystywać tych nielicznych szans, jakie otrzymywałem. Dlatego zdecydowałem się na odejście do Sarmacji Będzin, licząc tam na regularną grę i odzyskanie dobrej dyspozycji. Przez pandemię koronawirusa jednak nie udało się tam mi rozegrać nawet jednego meczu… Gdy te obostrzenia zaczynały być luzowane, dotarła do mnie oczywiście informacja, że trenerem Ruchu został Marcin Dziewulski, co przyjąłem bardzo dobrze. Dlatego gdy wkrótce potem trener zadzwonił do mnie z propozycją, nie musiałem się długo zastanawiać. Wracam by walczyć o pierwszy skład.

Co przez te kilka miesięcy bez gry się zmieniło?
Mam w domu hantle oraz rower stacjonarny i to na pracy z nimi opierałem swój indywidualny trening. Czasami wychodziłem pobiegać po parku, choć wiedziałem, że jest to zabronione. Jak mogłem, na co pozwalały mi warunki, robiłem wszystko, by utrzymać formę fizyczną. To, co się zmieniło w tym czasie, to na pewno moje patrzenie na niektóre sprawy, na pewno też czuję po tak długiej przerwie duży głód piłki.

W sparingach grasz regularnie, dochodzisz do sytuacji strzeleckich, dwa razy trafiałeś do siatki.
I bardzo mnie to cieszy, że piłka znowu zaczyna siedzieć na nodze, i że bramki wchodzą. Jednak co do samej gry, to jestem świadomy, że mam ciągle bardzo dużo do poprawy, że czeka mnie dużo pracy. Mam jednak nadzieję, że i na Szombierkach i potem w kolejnych meczach będę dostawał szanse gry, i że w ten sposób szybko dojdę do lepszej dyspozycji. A jeśli po drodze uda mi się trafić do siatki, to tylko może mnie to jeszcze podnieść.