Ruch – Zawisza Bydgoszcz 4:1

Dlatego rację mięli ci, którzy spodziewali się dziś wielkich emocji, a którzy wybrali się na trybuny stadionu w Bytomiu-Stroszku. Od początku bowiem na murawie trwała wyrównana, zacięta walka. Nie brakowało także efektowych akcji, strzałów.

Znakomicie spotkanie rozpoczęli radzionkowianie. Ich pierwszy wypad pod bramkę przeciwnika zakończył się golem. Prostopadłe podanie Piotra Łopucha na bramkę zamienił Idrissa Cissé, lobując bramkarza przeciwnika.
Zawisza ruszył do ataku, długo utrzymywał się przy piłce. Ale to pod jego bramką w pierwszej połowie działy się rzeczy ciekawsze. W znakomitych sytuacjach nie trafiali Adam Giesa, Sebastian Radzio, efektownie atakował senegalski napastnik.
Zawisza pierwszy raz poważniej zagroził bramce Seweryna Kiełpina w doliczonym czasie pierwszej połowy, kiedy minimalnie pomylił się Zawistowski.

To zwiastowało frontalny atak gości po przerwie, i rzeczywiście tak było. Raz po raz swoimi umiejętnościami popisywać musiał się Kiełpin, kilka razy w ostatniej chwili ratowali go obrońcy.
Ruch wyczekiwał kontr. Najpierw Piotr Rocki źle podawał do Cissé. W 65 minucie dobrze zrobił to Giesa, a wypożyczony z Piotrówki napastnik ponownie wpisał się na listę strzelców. Na 3:0 podwyższyć mógł pędzący sam na sam z Peykovem Rocki.
Zamiast tego kontaktowego gola zdobyli przyjezdni. W 81 minucie piłkę wyłuskał Gevorgyan i wpakował ją z bliska do siatki.
Widząc ataki gości, kibice obawiali się powtórki z ostatnich meczów pomiędzy tymi zespołami, kiedy Ruch zawsze tracił bramki w samej końcówce. Tymczasem niespodziewanie to radzionkowianie w ten sposób ukłuli rywala. W doliczonym czasie gry dwa razy do bydgoskiej bramki piłkę kierował wprowadzony po przerwie Łukasz Tumicz, dwa razy doskonale obsłużony przez Giesę, który tam samym zanotował tego dnia aż trzy asysty.