Trener Wojciech Osyra: zespół potrzebuje wzmocnień

– Czy można uznać zakończą rundę w naszym wykonaniu za udaną, biorąc pod uwagę także te dwa fatalne wyjazdowe mecze na jej zakończenie?
– Gdyby nie te dwa mecze na wyjeździe, jakie w bardzo słabym stylu wysoko przegraliśmy, uznałbym tą rundę może nie za w pełni udaną, ale na pewno za poprawną. Biorąc pod uwagę końcówkę także pozostanę przy tej ocenie, jednak przyznam, że wyniki te bardzo źle o nas świadczą, bo można przegrać, ale na pewno nie w takich rozmiarach.

– Czy gra defensywna była naszą najsłabszą stroną w tej pierwszej części sezonu?
– Nie. Mamy dwa przygotowane wariaty gry – w defensywie i w ofensywie. I jeśli chodzi o grę obronną, mierząc ją liczbą straconych bramek, to do momentu wyjazdu do Łazisk Górnych byliśmy jedną z czołowych drużyn w lidze pod tym względem. Ten obraz zupełnie zepsuło stracenie dziesięciu bramek w dwóch ostatnich wyjazdowych meczach. Zatem z obroną jest podobnie, jak z postawą całej drużyny. Gdyby oceniać ją bez tych dwóch meczów z pewnością powiedziałbym, że wygląda ona co najmniej przyzwoicie.

– Co się zatem stało w Łaziskach Górnych i w Czarnowąsach?
– Myślę, że dopadło nas rozprężenie. Przyszedł moment braku koncentracji. Mieliśmy w tej rundzie grupę dwunastu, trzynastu piłkarzy, którzy regularnie grywali w szesnastu meczach, nie mieliśmy za dużo piłkarzy wchodzących. Wydaje mi się, że dla wielu z nich była to pierwsza runda rozegrana na takiej intensywności, na takim poziomie rozgrywkowym, w takim wymiarze czasowym. Pewnie to też było przyczyną słabszej postawy w końcówce rundy, choć jednak brak koncentracji i rozprężenie wydają mi się najważniejszymi czynnikami, jakie były przyczyną tych dwóch wysokich porażek. Bo te dwie cechy przekładały się na to, że nie potrafiliśmy starannie realizować założeń taktycznych, że myśleliśmy, że spotkanie samo się jakoś ułoży. A nigdy nic się samo nie ułoży.

– Bezpośrednio przed meczem w Łaziskach Górnych było przecież bardzo dobre w naszym wykonaniu – być może nawet najlepsze – spotkanie z Ruchem II Chorzów, jeszcze wcześniej bardzo ważna wygrana wyjazdowa ze Startem Namysłów.
– Rzeczywiście, bardzo możliwe, że po tych dwóch meczach nabraliśmy trochę za dużo pewności siebie, za dużo wiary we własne umiejętności, a przez to nie podeszliśmy do ostatnich meczów, tak jak do wcześniejszych.

– Czy był też problem z utrzymaniem równej formy przez zespół? Przez całą rundę przeplataliśmy mecze dobre z meczami słabszymi, wygrane z porażkami.
– Ogólnie uważam, że pierwsze kolejki zagraliśmy na przyzwoitym poziomie. Ale biorąc pod uwagę całą rundę, to faktycznie trzeba stwierdzić, że te wahania naszej formy były zdecydowanie za duże. Nawet, gdy zagraliśmy dobry mecz, to potem najczęściej nie potrafiliśmy ustabilizować formy, i potwierdzić ją w kolejnych meczach grą i wynikami. Ale nawet wygrane przez nas mecze bardzo się różniły. Ruch wygrwający choćby z Piastem II Gliwice, a na przykład Ruch wygrywający ze Szczakowianką Jaworzno to też były dwie różne drużyny pod względem jakości. Ale na to, że tak się działo, składało się wiele czynników.

– Jednym z tych czynników na pewno był fakt, że ta drużyna budowana była od podstaw, a okres przygotowawczy trwał zaledwie przez dwa, trzy tygodnie.

– Dokładnie tak. Nawet z piłkarzami rozmawialiśmy, że chyba pierwszym meczem, gdy nasza piłkarska jakość spadła, to było spotkanie z Szombierkami Bytom, mimo, że to przecież mecze derbowy, bardzo ważny. Mimo tego zabrakło nam charyzmy, zaciętości, duszy, czyli radzionkowskiego charakteru. W poprzednich meczach, mimo różnych wyników, jednak te cechy były zawsze zauważalne. A to świadczy o tym, że mimo tych przeciwności na samym początku, jakimi był krótki czas na budowę drużyny, udało nam się szybko zaszczepić piłkarzom te najważniejsze cechy.

– A czy był taki moment, w którym zauważył Pan, że to już nie jest budowa drużyny, a praca z prawdziwą drużyną?
– Chwała chłopakom, że w większości meczów naprawdę stanęli na wysokości zadania. Za nami w tabeli są przecież na przykład Szombierki, Piotrówka czy Start, czyli zespoły o jednak ukształtowanych kadrach. My nie mieliśmy nic, zaczęliśmy od zera – z tej perspektywy trzeba powiedzieć, że piłkarze zdali egzamin, co jednak nie znaczy, że nie mogło być lepiej.  Mogło być lepiej, i w paru momentach wyszło to, że jesteśmy krótko ze sobą. Dlatego uważam, że to ciągle drużyna w budowie. Cztery miesiące to w budowie drużyny od zera wciąż mało. Na pewno kilka cegiełek musi zostać przemeblowanych, bezwzględnie zespół musi zostać wzmocniony.

– Celem dla drużyny miało być miejsce w pierwszej czwórce. Czy jest on jeszcze realny?
– Mamy do czwartego miejsca pięć punktów straty, a do zdobycia jest osiemnaście punktów. Z tego punktu widzenia jeszcze wszystko jest możliwe. Ale powtarzam – znakomicie byłoby być na co najmniej czwartym miejscu i w ten sposób bezpośrednio się utrzymać – ale celem nadrzędnym jest jednak nie czwórka, a utrzymanie. I nawet jak to uzyskamy nie będąc w grupie mistrzowskiej, to i tak będziemy bardzo zadowoleni. Aczkolwiek i to zadanie bardzo trudne.

– O tym czy czwórka jest realna powie już pierwszy mecz rundy wiosennej, w jakim zmierzymy się właśnie z wyprzedzającym nas o pięć punktów, czwartym w tabeli Piastem II w Gliwicach?
– Jak najbardziej tak. Ten mecz bardzo dużo nam powie. Ale tak naprawdę każdy mecz wiosną będzie wielkim sprawdzianem. Przypomnę, że aż cztery razy zagamy na wyjazdach, a tylko dwa meczem mamy u siebie, w tym z liderem, Skrą Częstochowa. Każdy mecz bardzo trudny, w każdym rywal bardzo wymagający. Przede wszystkim musimy wygrywać, gromadzić punkty, niezależnie do klasy rywala, a wtedy wszystko jest możliwe, bo przecież zespoły zainteresowane czwórką też będą grały mecze pomiędzy sobą i traciły w nich punkty.

– Wiemy już, że wiosną w drużynie nie zobaczymy piątki piłkarz z jesiennej kadry.

– Różne względy spowodowały to, że z usług Wierzbickiego, Twardawy, Sysiaka, Sobasa i Farkasa wiosną nie będziemy korzystać. Nie chciałbym tego rozwijać, ale naprawdę powody odejścia każdego z tych zawodników były inne. Powiem tylko, że na pewno z Farkasa nie chcieliśmy rezygnować, to była decyzja samego zawodników, który zapowiada zakończenie gry w piłkę nożną.

– W ich miejsce trzeba będzie sprowadzić nowych piłkarzy. A podobno kandydaci do gry w Ruchu Radzionków już od dawna sami zgłaszają się do klubu?
– To prawda, zgłaszają się. Teraz mamy czas by rozglądnąć się za tymi zawodnikami, bo musimy sprowadzić takich, którzy jakość zespołu podwyższą. Nie jesteśmy finansowymi krezusami, więc musimy też szukać piłkarz w naszych możliwościach finansowych. A potrzebujemy bramkarza, dwóch obrońców bocznych, środkowego pomocnika i dwóch napastników. Raz jeszcze podkreślę – szukamy wzmocnień, a nie uzupełnień składu. Jest to nam potrzebne także dlatego, żeby zwiększyć rywalizację w zespole. Jeśli chodzi o nazwiska, to rzeczywiście mamy pomysły, ale jeszcze zdecydowanie za wcześnie by o nich mówić. Na pewno w grach kontrolnych na przełomie stycznia i lutego przyjrzymy się nowym zawodnikom pod kątem ich przydatności do naszego zespołu. W Radzionkowie zresztą nie ma nazwisk, i z różnych względów myślę, że nie powinno ich być, także dlatego, że na spektakularne transfery nas nie stać. Ale myślę, że dołączą do nas piłkarze, którzy wzmocnią zespół, i nie będą mięli problemów z dopasowaniem się do naszej koncepcji.

– Proszę powiedzieć, jak będą wyglądały przygotowania drużyny do rundy wiosennej.
– Na razie zawodnicy pracują indywidualnie według rozpisek. 11 i 23 grudnia spotkamy się w klubie, potem będzie jedno takie spotkanie już w Nowym Roku – a nich zważymy się, sprawdzimy stan fizyczny, skonsultujemy się. Zawodnicy mają paski i zegarki więc jesteśmy w stanie ich dobrze monitorować. Na pierwszym treningu spotkamy się 16 stycznia. Tego dnia i następnego przejdziemy badania wydolności, mocy i siły. Potem od razu sparing z Tychami, a następnie już dziewięciotygodniowy cykl przygotowań, dokładnie trzy trzytygodniowe mikrocykle treningowe przed nami, w ich trakcie jeszcze dziesięć sparingów.