Wypowiedzi po długo wyczekiwanym zwycięstwie

Trener Kamil Rakoczy:
Uczulałem drużynę, że Piast to bardzo mocny rywal, który przyjechał tutaj wygrać. Straciliśmy gola do szatni, ale uważałem, że z przebiegu pierwszej połowy nie zasługiwaliśmy na to, i że w drugiej śmiało możemy powalczyć o zwycięstwo. Jednak znów w te kilkanaście pierwszych minut po przerwie wkardła się dekoncentracja w szeregach defensywnych, i sami sprezentowaliśmy rywalowi drugiego gola. Na szczęście to zmobilizowało nas do tego, aby zaatakować, a byliśmy tego dnia dobrze dysponowani w ataku. Gra zaczęła wyglądać tak, jakbym sobie tego życzył, i dwa szybie gole dały nam prowadzenie. Duża w tym zasługa wracającego po kontuzji Dawida Krzemienia, który ruszył grę z przodu, i przede wszystkim z zimną krwią wykorzystał swoje dwie okazje. Na to w jego wykonaniu mocno liczyłem, bo jest to zawodnik na tą ligę mogący robić różnicę. Na pewno z pierwszej połowy żal niewykorzystanego karnego. U nas nie ma zawodników wyznaczonych do wykonywania jedenastek, a piłkę po prostu bierze ten, kto się w danej chwili czuje najlepiej. Swoją gotowość zgłosił Sadzik, ale za pudło nie obwiniam go, bo to zawsze może się zdarzyć. Tym bardziej, że cały mecz zakończył się dla nas pomyślnie. Po długiej przerwie w końcu wygrywamy i liczę, że wszystko, co złe, to już za nami. Na pewno pomogło to, że wróciliśmy od meczu z Wartą Gorzów do gry z czwórką z tyłu. Jednak w tym ustawieniu zawodnicy czują się lepiej, szczególnie w ofensywie. I to daje nam możliwość przesunięcia do przodu Marcina Trzcionki, który ma wielkie doświadczenie i spokój w rozegraniu, co znakomicie potrafi wykorzystać posyłając prostopadłe piłki do napastnika. Dziś w ten sposób zaliczył dwie asysty.

Mateusz Hermasz:
Prowadziliśmy po bramce, którą udało mi się strzelić głową, co ostatnio zdarzyło mi się w czwartej lidze w meczu z rezerwą GKS-u Katowice. Ale takie dośrodkowanie z dużego palca Marcina Trzcionki, który przeleciało nad wszystkimi nie mogłem nie wykorzystać. Jednak potem na własne życzenie zrobiło się 1:2. Absolutnie nie czułem z boiska by rywal był od nas lepszy, a te tracone bramki były raczej sumą przypadków, dekoncentracji, drobnych błędów, niż jakiś dobrych akcji Piasta. Na szczęście na drugiego gola szybko odpowiedzieliśmy przepiękną bramką wyrównującą, a po chwili uzyskaliśmy prowadzenie, i już wtedy wiedziałem, że będzie dobrze. Czwarty gol w końcówce tylko to potwierdził.