Bartosz Naworcki: zanim zacznę strzelać, muszę się przystosować do seniorskiej piłki

– Jak scharakteryzowałbyś sam siebie jako zawodnik?
– Jestem wysoki, nieźle gram głową, przy tym jestem szybki. Nie jestem typem napastnika, który tylko siedzi w polu karnym, i czeka na piłkę, a staram się angażować w grę i także stwarzać innym okazje.

– W piłce juniorskiej imponowałeś bramkostrzelnością.
– Rzeczywiście, w juniorach zdarzało mi się seryjnie trafiać do siatki. Główna zasługa w tym jednak znakomitch partnerów, których w Stadionie Śląskim miałem za plecami, a którzy dogrywali mi takie piłki, że nie mogłem ich zmarnować. Tylko kilka z moich goli sam sobie wpracowałem.

– Kilku z tych asystentów ze Stadionu Śląskiego także i w Ruchu będziesz miał za plecami, wspartych doświadczonymi kolegami, którzy z pewnością wiedzą znakomicie jak zagrywać piłki napastnikom.
– To prawda. Jednak tak wprost przełożyć moje osiągnięcia juniorskie na piłkę seniorską z pewnościę się nie uda. Już po pierwszych treningach widzę, że bardzo dużo jest tu walki fizycznej, czego w juniorach praktycznie nie było. W juniorach dostając piłkę mogłem się spokojnie obrócić, rozejrzeć, a tutaj momentalnie mam dwóch gości na plecach. To duży przeskok. Do takiej gry będę musiał się najpierw jak najszybciej przystosować, zanim zacznę strzelać bramki.

– Jakiej spodziewasz się roli w nowej drużynie?
– Z pokorą podchodzę do swojej pozycji w drużynie. Wygrać rywalizację z Robertem Wojsykiem, który tyle lat już gra udanie w piłkę, i ma tak uznaną markę w tym klubie, będzie bardzo trudno. Myślę, że na razie będę zawodnikiem wchodzącym z ławki rezerwowych, a z każdej szansy, jaką dostanę od trenera, będę się bardzo cieszył i postaram się ją jak najlepiej wykorzystywać.

– W jednym ze sparingów oglądaliśmy Ciebie za placami napastnika. Jak czujesz się na pozycji numer dziesięć?
– W sparingu z Elaną Toruń faktycznie trener wystawił mnie z tyłu. Prawda jest jednak taka, że od trzech lat ani razu nie zszedłem z pozycji numer dziewięć, i było chyba widać w tym meczu, że byłem trochę zagubiony. Tak zdarzyło się dlatego, że i ja i Robert Wojsyk wchodziliśmy z ławki. Myślę, że na codzień jednak oboje będziemy rywalizować o to jedno miejsce na szpicy.