Czołg jedzie do celu. Dwa lata prezesury Witolda Wieczorka

Wkrótce miną dwa lata, odkąd Witold Wieczorek zarządza Ruchem Radzionków. – Wszyscy siedzimy w jednym czołgu. Chodzi o to, by celować nim w to samo miejsce – zwykł mawiać sternik „Żółto-Czarnych”. Jak po prawie 24 miesiącach działalności sprawdzają się jego słowa i w którą stronę zmierza Ruch pod jego rządami?

Nieformalnie Witold Wieczorek za sterami klubu zasiadł wiosną 2020 roku. Nieformalnie, bo zmianę w fotelu prezesa „Cidrów” po rezygnacji złożonej przez ustępującego Marcina Wąsiaka uniemożliwił wówczas początek epidemii koronawirusa i związane z nim restrykcyjne obostrzenia.

Na „dzień dobry” pandemia

Wspomniana pandemia mocno pokrzyżowała zresztą plany, z jakimi swoją działalność w roli prezesa zamierzał wystartować Wieczorek. Pandemia, zawirowania gospodarcze przekładające się na kłopoty sponsorów, wstrzymanie działalności zarządzanego przez Ruch targowiska, wreszcie zawieszenie na kilka miesięcy ligowych rozgrywek – to wszystko mocno zabujało okrętem, który do celu zdecydował się prowadzić radzionkowski przedsiębiorca. – Jest bardzo ciężko. Mieliśmy plany na to, jak z tym wszystkim ruszyć, a stało się, jak się stało. Trzeba się zorganizować na nowo, nauczyć się żyć z koronawirusem i pokonać te wszystkie przeciwności – deklarował w kwietniu 2020 roku Wieczorek.

W czerwcu – już oficjalnie – Witold Wieczorek został wybrany prezesem Ruchu. – Siadłem z żoną do „okrągłego stołu”, powiedziałem, że chcę się zaangażować w klub. Dała mi zielone światło, więc zdecydowałem się na kandydaturę – żartował nowy sternik „Cidrów”.

„Żółto-Czarny” okręt szybko stał się czołgiem, którego załoga – zgodnie z powtarzanym przez nowego szefa sloganem – miała celować w ten sam punkt. Okres pandemii został przepracowany solidnie. Już za kadencji prezesa Marcina Wąsiaka Ruch spłacił swoje zadłużenie choćby względem ZUS, czy Urzędu Skarbowego, pod rządami nowego sternika udało się zasypać kolejne „dziury”, jednocześnie inwestując w jakość sportową. Problemów nie brakowało i wciąż nie brakuje, ale sezon 2020/21 można było rozpocząć w optymistycznych nastrojach.

Pierwszą decyzją było powierzenie misji budowania drużyny Marcinowi Dziewulskiemu – trenerowi, który jako piłkarz przez lata był związany z Ruchem. – Sprawdza się ogromne serce i tytaniczne zaangażowanie prezesa, które zobaczyłem na samym początku. To czuje każdy członek tej drużyny. Widać, że „staje na rzęsach”, by zrealizować wszystko, co jest potrzebne. Na „dzień dobry” deklarował, że chce budować zdrowy Ruch Radzionków i cały czas mam poczucie, że taki właśnie ten Ruch budujemy – mówi Dziewulski.

Młodość z jakością

Zdrowy z punktu widzenia sportowego Ruch to taki, który z jednej strony w dużej mierze opiera się o wychowanków, z drugiej – dzięki jakości zawodników pozyskiwanych z zewnątrz – jest projektem ambitnym, mającym dawać poczucie dumy kibicom i radzionkowskiej społeczności. Tę wizję póki co udaje się realizować zgodnie z założeniami. „Cidry” za półmetkiem trwających rozgrywek z rewelacyjnym dorobkiem są wiceliderem tabeli. W miniony weekend, ciesząc oczy zgromadzonych kibiców rozbiły trzeci w stawce MKS Myszków. A to wszystko przy udziale aż pięciu wychowanków miejscowej Szkoły Mistrzostwa Sportowego, współpraca z którą jest jedną z podstaw funkcjonowania piłki w Radzionkowie. – Młodzi zawodnicy dużo wyciągają z tego, że grają i trenują z takimi zawodnikami jak Bartek Gwiaździński, czy Rafał Kuliński. Cieszę się, bo uwielbiam, jak młodzi gracze wchodzą do zespołu, przepychają się do miejsca w drużynie, mają swój cel i chcą do niego dążyć. Sam staram się ich pobudzać do tego, żeby walczyli o swoje i nie zważali na to, że rywalizują z bardziej doświadczonymi piłkarzami – mówi wychowanek Ruchu, Marcin Trzcionka.

Wspomniani przez Trzcionkę Kuliński i Gwiaździński to jedni z kilku graczy, których zakontraktowano w Radzionkowie już za kadencji prezesa Wieczorka. Ściąganie do klubu mocnych zawodników jest bowiem drugim z filarów budowy sportowej jakości przy Knosały. – Prezes Wieczorek w pierwszym kontakcie wzbudził we mnie duże zaufanie. Nie było owijania w bawełnę i ale wystarczył jeden dzień, żebyśmy się dogadali. Tak jest do tej pory – to, co mi zadeklarowano, po prostu się spełnia – chwali pobyt w Radzionkowie Bartłomiej Gwiaździński, który wraz z Szymonem Cicheckim przeniósł się do „Cidrów” z bytomskich Szombierek jesienią 2020 roku.

Bez wciskania kitu

Takie, wcale nieodosobnione opinie sprawiły, że w środowisku piłkarskim „Żółto-Czarni” szybko zbudowali sobie renomę i zaufanie kolejnych graczy. – Szczerze mówiąc, przenosząc się do Radzionkowa słyszałem nawet od kilku kolegów, żebym tą decyzję przemyślał. Dziś opinia o klubie jest taka, że odbieram od nich telefony z pytaniem, czy znalazłoby się dla nich miejsce w zespole – śmieje się Gwiaździński.

Zaufanie do wizji budowania „Cidrow” wśród pracowników i członków drużyny jest niezmienne nawet wtedy, gdy nie wszystko układa się w różowych kolorach. – To, na co się umawiamy, jest realizowane. Nie chodzi tylko o sprawy finansowe. Po prostu – jesteśmy pewni, że jeśli jest dane słowo, to zostaje dotrzymane. Jesteśmy świadomi tego, że zdarzają się trudniejsze czasy, na wypłatę trzeba trochę zaczekać, ale wtedy po pierwsze sytuacja zostaje nam uczciwie przedstawiona i prostowana zgodnie z deklaracjami, a po drugie – każdy z nas może do prezesa zadzwonić i zasygnalizować swoje potrzeby. Nigdy nie zostajemy z tym sami – mówi kapitan Ruchu, Marcin Trzcionka. – Prezes Wieczorek nie wciska kitu, a mam już trochę doświadczenia w takich rozmowach. To jego ogromna zaleta. W żaden sposób nie wpisuje się w szablon stereotypowego szefa klubu na poziomie III, czy IV ligi – potwierdza słowa swojego kapitana Gwiaździński.

Zdrowie na pierwszym miejscu

Budowanie budżetu nie jest sprawą prostą. W Radzionkowie wciąż pracuje się nad tym, by zamiast martwić się o „tu i teraz” finanse klubu stały się bezpieczniejsze i bardziej przewidywalne. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy Ruch czyni jednak wyraźny postęp. Szuka źródeł dochodu w postaci wykonywania zleconych prac, dba o dobre relacje z Urzędem Miasta, pozyskał wsparcie i zaangażowanie głównego sponsora – firmy Job Center Mega-Invest Poland, buduje pozytywne kontakty z kolejnymi osobami i firmami, które coraz przychylniejszym okiem spoglądają na działalność klubu. Ruch ma bowiem swoje ambicje, a jego kibice trwają w poczuciu, że historia i tradycja „Stulatka” zobowiązuje do walki o wyższe niż IV liga miejsce w futbolowej hierarchii. – Odkąd się poznaliśmy prezes deklaruje, że jego celem jest III liga i znając go wiem, że nie odpuści, dopóki tego celu nie zrealizuje – uśmiecha się Marcin Trzcionka. – To wszystko cały czas dzieje się we właściwy sposób i wpisuje się w budowę „zdrowego” Ruchu Radzionków. Chcemy stawać się mocniejsi i poukładani. Od pierwszego momentu zależało mi na tym, by ludzie wokół klubu – od zawodników, przez pracowników, po osoby będące blisko Ruchu – zawsze czuli się ważni, traktowani poważnie i potrzebni – przedstawia receptę, zgodnie z którą rozwija się klub trener Dziewulski.

Aby tak było, potrzebne są nie tylko pieniądze, ale przede wszystkim dobre relacje między zespołem, a klubowym zarządem. Papierkiem lakmusowym w tym kontekście bywają kłopoty zdrowotne zawodników i wsparcie, które w trudnych chwilach dostają zawodnicy. – Akurat kiedy prezes zaczynał swoją pracę z klubem sam miałem problemy zdrowotne. Trochę ociągałem się z wizytą u lekarza, bo to nie są tanie sprawy. Prezes sam „dusił mnie” i wypychał, by zająć się swoim zdrowiem. Udało się to zrobić. Pod względem opieki medycznej i traktowania kontuzjowanych zawodników, czujemy się w klubie bezpiecznie. Mamy poczucie, że nasze zdrowie jest najważniejsze, a w razie problemów nie zostajemy bez pomocy – przyznaje Marcin Trzcionka. Jego słowa potwierdzają zresztą choćby wypowiedzi Roberta Wojsyka (czytaj tutaj), czy wciąż wracającego do pełni sił Szymona Cicheckiego (czytaj tutaj)

Wersja niegarniturowa

Witolda Wieczorka nie zawsze – a nawet rzadko – da się znaleźć w klubowym gabinecie. Z reguły jest w drodze, czy to na spotkania z potencjalnym sponsorem, czy w sprawach organizacyjnych, czy po prostu fizycznie pomagając w codziennych pracach związanych choćby z organizacją meczów. Poza tym nie boi się rozmów z kibicami, których zdanie w klubie zawsze bierze się pod uwagę. – Nieraz widzieliśmy prezesa w wydaniu codziennym i „niegarniturowym”. To trafia do zawodników i wszystkich nas jednoczy. Dbanie o drużynę to nie jest mały koszt. Prezes Wieczorek w trudnym momencie wziął na siebie naprawdę dużo. Widzimy, że wraz z zarządem ciężko pracuje na to, by składać to wszystko w całość. Wiemy ile godzin pracuje, ile poświęca czasu i sił dla Ruchu. To na pewno trudne i zasługuje na wyrazy uznania. Poza tym potrafi usiąść z nami w szatni, każdego wysłuchuje, zawsze jest dla nas dostępny i nie boi się trudnych tematów – zauważa trener Marcin Dziewulski.

Wszystko to, co dzieje się w „piłkarskim” Radzionkowie, ma duży wpływ również na to, jak w środowisku postrzegana jest cała społeczność naszego miasta. Potrzebuje jednak również jej wsparcia. Atmosfera wokół klubu w coraz większej mierze udziela się mieszkańcom miasta i buduje ich wizerunek poza granicami gminy. Dziś sportowe „Cidry” kojarzy się nie tylko z legendą drużyny Mariana Janoszki oraz późniejszymi kłopotami organizacyjnymi, ale też z charakterem, ambicją i odwagą, będącymi nieodłącznymi cechami radzionkowian. Załoga „czołgu” inspiruje, staje się silniejsza, a przyświecający jej cel na horyzoncie rysuje się w coraz bardziej wyraźnych kształtach.

Autor: Łukasz Michalski