– Decyzja o transferze do Ruchu Radzionków obok aspektu piłkarskiego, miała dla Ciebie także ten życiowy?
– Tak, można powiedzieć, że to dwa w jednym. Żyjąc poza granicami Polski czułem się wraz z żoną i małą córeczką samotnie. Bardzo brakowało nam bezpośredniego kontaktu z rodziną, ze znajomymi. To był na pewno pierwszy impuls do pomyślenia o powrocie w rodzinne strony. Cieszę się bardzo, że to mi się udało, i także z tego, że mogę tutaj dalej grać w piłkę i to na pewnym poziomie, bo trzecia liga to rozgrywki na pewno stwarzające możliwość pokazania się i być może zawalczenia o wyższe cele.
– Co zdecydowało o tym, że wybrałeś właśnie “Cidry”?
– O tym, że zdecydowałem się na grę w Ruchu Radzionków zadecydowała nie tylko trzecia liga, ale fakt, że bardzo dobrze wspominam swoją współpracę z trenerem Kamilem Rakoczym, i że dobrze znam kilku chłopaków z kadry, z którymi wspólnie grałem wcześniej w Bytomiu, czy to w juniorach, czy nawet w pierwszej drużynie Polonii jak w przypadku Kamila Banasia. Słyszałem już wcześniej dużo dobrego o tym klubie, choćby od byłych piłkarzy Ruchu Radzionków, których spotkałem grając przez pół roku tuż przed emigracją w Piotrówce. Więc jak mi chłopaki z drużyny potwierdzili, że w szatni tutaj nadal panuje znakomita atmosfera, to decyzja była prosta – spakować się, kupić bilet na prom i wracać do Polski.
– W mediach Victorii Londyn napisano, że odchodzi ich najlepszy zawodnik. Ja chciałbym jednak zapytać czy można porównać treningi w Londynie z tymi w Radzionkowie?
– Cieszę się bardzo, że określono mój transfer do Ruchu jako odejście najlepszego zawodnika. Mocno na taką opinię pracowałem. Praca na treningach w Polsce jednak różni się od tej, której się poddawałem przez dwa lata w Londynie. Tam trenowaliśmy dwa, trzy razy w tygodniu. W Ruchu treningi są codziennie. Londyn jest olbrzymią metropolią, a zawodnicy dojeżdżali z różnych dzielnic. Mnie na przykład dojazd tylko w jedną stronę zajmował godzinę i czterdzieści minut. Tutaj dotarcie na trening to w porównaniu z tamtym doświadczeniem chwilka. W Londynie mieliśmy kadrę złożoną z około trzydziestu ludzi. Wiadomo, że tam przyjeżdża się żeby zarabiać pieniądze, i wiele osób często nie miało możliwości albo sił dotrzeć na treningi po pracy. Dlatego skład, w którym trenowaliśmy potrafił bardzo się zmieniać. Tutaj w Ruchu oczywiście jest stała grupa piłkarzy, obecna na każdym treningu. Jedno na pewno jest takie samo – i tam i tu wszyscy na treningach dają z siebie sto procent.
– Odczułeś na początku tę różnicę w ilości treningów? W pierwszym sparingu z Pniówkiem widać było u Ciebie ciężkie nogi. W drugim w Zdzieszowicach było już zdecydowanie lepiej.
– To prawda. Wiadomo, że po sezonie w Anglii był odpoczynek, że musiałem się skoncentrować na przeprowadzce, i faktycznie wejście w treningi na większych obrotach niż w Londynie początkowo troszkę mnie kosztowało. Ale szybko przywykłem, i tak jak mówisz, w Zdzieszowicach już czułem się dużo lepiej, a z każdym tygodniem będzie jeszcze lepiej. Do ligi – jestem przekonany – będę w pełni przygotowany.
– Atutem Ruchu Radzionków ma być wyrównana kadra. Jak widzisz swoje miejsce w tej drużynie?
– Bardzo się cieszę na rywalizację. Widzę, że jest ona bardzo wyrównana, i sądzę, że trener może mieć naprawdę pozytywny ból głowy z wyborem wyjściowej jedenastki na pierwszy mecz. Rywalizacja powoduje, że nie można być pewnym miejsca w niej na kolejne spotkanie, a co za tym idzie trzeba mocno pracować na treningach i w ten sposób przed każdym meczem na nowo przekonywać trenera. Po to się trenuje żeby grać, ale miejsc na boisku jest tylko jedenaście. Ja mam zamiar dać z siebie wszystko w każdym najbliższym treningu, aby zasłużyć na szansę. A gdy to się stanie postaram się wnieść swój pozytywny wkład w grę całej drużyny, i mam nadzieję tym wywalczyć sobie miejsce w wyjściowej jedenastce na stałe.