Koszarawa Żywiec – Ruch Radzionków (zapowiedź)

Odczarowana bramka, odczarowany stadion.
Stało się to w najgorszym możliwym momencie, bo tuż przed gwizdkiem sędziego na przerwę. Bo tzw. bramki do szatni potrafią szczególnie „podciąć skrzydła”. Stało się to w najgorszym z możliwych meczów. Bo w pierwszym spotkaniu barażu o awans do trzeciej ligi. Po przerwie, mimo ambitnej gry, strat już nie udało się wyrównać. Bramka Ruchu oraz stadion Ruchu zostały odczarowane w najgorszym możliwym momencie.
Gol zdobyty przez Krzysztofa Bizackiego w 44 minucie spotkania zakończył przepiękną serię „Cidrów” bez strat w lidze. W chwili, gdy piłka wpadała do siatki obok bezradnego bramkarza gospodarzy, mijało właśnie wraz z doliczanym czasem gry w poprzednich meczach 795 minut od utraty przez Ruch Radzionków ostatniej bramki, co miało miejsce w 22 kolejce rozgrywek podczas wyjazdowego meczu z Victorią w Częstochowie, zakończonego zresztą ostatnią ligową porażką Radzionkowian. Kto wie, czy Jacek Jankowski oraz Dariusz Poturalski, który wystąpił w jednym spotkaniu, nie pobili klubowego rekordu. Szkoda, że nikt takich statystyk dotąd nie prowadził…
Abstrahując od wagi meczu, szkoda tej bramki tym bardziej, że Jacek zapewne życzył sobie na urodziny, które obchodził pięć dni przed meczem, w poniedziałek 11 czerwca, przedłużenia tej pięknej serii na baraże, a życzenia urodzinowe winny się przecież spełniać…
Zwycięstwo Koszarawy na stadionie w Radzionkowie (a właściwie w Bytomiu-Stroszku) zakończyło imponującą serię Ruchu Radzionków bez porażki na własnym stadionie. Zwycięstwo nad Ruchem w Radzionkowie odniosła ostatnio Walka Zabrze, a w sobotę mijało od tego czasu 433 dni. Ponad czternaście miesięcy potrzebowali więc rywale naszego klubu aby w końcu zdobyć „Twierdzę Radzionków” i wywieźć z niej komplet punktów.
Tym samym skończyła się też seria ośmiu kolejnych ligowych zwycięstw gospodarzy sobotniego meczu.

Na razie górą doświadczenie… przyszłość jednak w młodości.
Po meczu kibice żałowali. Gdyby przed przerwą „Davor” wykorzystał swoją sytuację, mecz zapewne mógłbym potoczyć się zupełnie inaczej. Marek Suker – jedyny piłkarz Ruchu Radzionków, który ma na swoim koncie bramkę w Ekstraklasie, zresztą zdobytą nie byle gdzie, bo przy ulicy Łazienkowskiej w Warszawie, w przegranym przez Ruch Chorzów 1:2 meczu w 2002 roku – mając jednak piłkę „na nosie” kilka metrów przed bramką, nie potrafił pokonać bramkarza gości. Zabrakło „zimnej krwi”, może jeszcze doświadczenia. Kilkanaście minut później rutyniarz Krzysztof Bizacki, któremu w zapowiedzi pierwszego meczu „chochlik” dodał 3 lata (w rzeczywistości Pan Krzysztof 7 kwietnia skończył 34 lata), będąc tuż przed bramką Jankowskiego pokazał jak wykorzystuje się takie „prezenty”, pewnie, jak profesor kierując piłkę do siatki, a wcześniej ogrywając obrońcę Ruchu, który popełnił szkolny błąd w kryciu. Powiedzieliby złośliwi o defensorze z Radzionkowa – „zachował się jak junior”.
Tyle tylko, że tym obrońcą był… właśnie junior. Marcin Żmuda jest bowiem najmłodszym członkiem kadry Ruchu Radzionków, nie ma skończonych jeszcze nawet osiemnastu lat, jednocześnie był najmłodszym piłkarzem przebywającym w tym meczu na murawie, a ten, który tak go bezlitośnie ograł, by w konsekwencji zdobyć gola, jest od niego blisko dwa razy starszy.
Obok Bizackiego, prym w pierwszym meczu w drużynie Koszarowy wiódł „wszędobylski” Rafał Jarosz – były czołowy zawodnik Ruchu, bardzo ciepło przyjęty zresztą przez kibiców. Świetnie spisywała się obrona rywala, wśród której nie tylko kolorem skóry wyróżniał się Salah Sibouih. Trzej czołowi zawodnicy z Żywca to piłkarze już ponad trzydziestoletni, z bogatą przeszłością, prawdziwe gwiazdy, jak na warunki czwarto, a nawet trzecioligowe, bo przecież o trzecią ligę toczy się tu gra. Na razie górą było doświadczenie, górą była rutyna.
Nikt jednak nie może mieć wątpliwości, że ci trzej wspomniani zawodnicy zbliżają się już powoli do końca swoich karier. Nikt nie może też mieć wątpliwości, że przyszłość należeć będzie do takich ludzi, jak Marcin Żmuda właśnie. To nic, że wychowankowi Ruchu Radzionków pierwszy mecz nie wyszedł. „Władzio” był jednym z objawień rundy wiosennej tego sezonu, bardzo pewnie wprowadził się do zespołu, już od pierwszego swojego meczu pokazywał się z jak najlepszej strony, niczym nie ustępował starszym kolegom z obrony, w końcu wywalczył sobie miejsce w wyjściowej jedenastce Ruchu Radzionków. A ponoć już wcześniej, podczas przerwy zimowej, imponował w trakcie odpowiednich badań fantastyczną wytrzymałością i tzw. motoryką.
To nic, że być może młody zawodnik Ruchu „spalił” się w tym meczu, bo pewno pierwszy raz przyszło mu grać przed tak liczną i tak wymagającą widownią, przed tyloma osobowościami zgromadzonymi na trybunach, być może pierwszy raz przy tak gorącym i głośnym dopingu, na pewno pierwszy raz o tak wysoką stawkę. Ale być może w ten sposób zdobył to cenne doświadczenie, i być może już w Żywcu ono zaprocentuje, i to on, a nie Krzysztof Bizacki będzie tam górą! Bo ten moment, kiedy młodzież prześcignie „starych wyjadaczy” kiedyś na pewno nadejdzie. Dlaczego Marek Suker miałby nie wykorzystać swoich, skromnych, bo skromnych, ale jednak pierwszoligowych doświadczeń?! Dlaczego nie miałoby to być już w środę?!

Do przerwy 0:1. Walczymy!
Wynik pierwszego meczu bardzo piłkarzy, trenerów i kibiców Ruchu Radzionków rozczarował. Jednak to dopiero połowa tej rywalizacji.
Na razie zdecydowanie bliżej awansu jest zespół z Żywca, który wywiózł z pierwszego meczu w Radzionkowie cenne trzy punkty. To w drużynie Koszarowy wszyscy upatrują faworyta. Rywalizacja ta jednak na pewno nie jest jeszcze rozstrzygnięta, i choć sytuacja Ruchu jest bardzo trudna, „Cidry” na pewno są w stanie uzyskać w Żywcu korzystny rezultat, są wstanie przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Bo też na pewno w pierwszym spotkaniu Radzionkowianie nie pokazali pełni swoich umiejętności, nie pokazali pełni swojego charakteru, który pozwalał im nawet w ostatnich minutach meczu odwracać losy pojedynku. Trzeba tylko uwierzyć w siebie, odrzucić nerwy. W pierwszym spotkaniu bowiem część młodych zawodników Ruchu wyraźnie nie udźwignęła ciężaru tego meczu. W Żywcu powinno być o to łatwiej…
Zgoda – bardzo trudno będzie wyrwać gospodarzom rewanżu zwycięstwo na ich terenie. Zgoda – to rywale będą mięli przewagę psychiczną, to oni będą czuli się pewniej, to oni wyszli z pierwszego meczu wzmocnieni. Ale piłka nożna jest grą nieobliczalną. Nieraz „Dawid” pokonuje „Goliata”, a tu przecież nie będzie aż takiej różnicy sił. Spotkają się przecież dwaj mistrzowie swoich grup. W tych meczach każdy wynik jest możliwy.
Co przemawiać może za Ruchem?
Na stadionie Koszarawy jednak zniknie ta presja, jaka towarzyszyła zawodnikom w pierwszym meczu. Gra u siebie, przed własną wymagającą publicznością i o tak wielką stawkę wyraźnie sparaliżowała część młodych piłkarzy Ruchu. W Żywcu pod presją będzie zespół gospodarzy, Ruchu już nie będzie „musiał”, Ruch będzie „mógł”. Tym razem to Koszarawa będzie „musiała”…
Nawet mając tak korzystny rezultat, gra przed własną publicznością zobowiązuje. Koszarawa na pewno nie będzie się tylko bronić w środowym spotkaniu. W ten sposób być może stworzy się dla graczy Ruchu więcej miejsca na boisku, stworzą się warunki do gry z kontry. W Radzionkowie tego miejsca rywale zostawili gospodarzom bardzo mało.
A przecież właśnie na to wszyscy komentatorzy zwracali uwagę po pierwszym spotkaniu. Zdenerwowanie oraz brak przestrzeni do gry, to były te przyczyny, które w dużej mierze zadecydowały o niepowodzeniu Ruchu Radzionków.

Trudne, ale nie niemożliwe.
Koszarawa w bieżącym sezonie prezentowała mniej więcej podobną formę na własnym stadionie, jak i na wyjazdach, zachowują wszelkie proporcje. U siebie zwykle zwyciężała, tylko czterem zespołom udało się wywieźć z Żywca punkty. Ostatnią porażkę na własnym stadionie gospodarze środowego meczu zaznali w listopadzie ubiegłego roku w potyczce z Victorią Jaworzno, a w rundzie wiosennej tylko jednemu zespołowi – BKS’owi Stal Bielsko-Biała – udało się „wyrwać” z tego obiektu punkty. Wiosną więc drużyna Koszarawy miała na własnym stadionie dokładnie taki sam bilans meczów, jaki miał i Ruch Radzionków na stadionie przy ulicy Narutowicza.
Jeśli jednak przyjrzeć się markom zespołów, które wygrywały w Żywcu, to można dojść do takiej konkluzji, że niezależnie od miejsca w tabeli udawało się to jedynie klubem o przeszłości w wyższych ligach, czyli takiej, jaką legitymuje się i Ruch Radzionków. Obok Victorii Jaworzno, która w końcowej tabeli sezonu był dopiero trzynasta, a która przecież grała w przeszłości w drugiej lidze, trzy punkty w Żywcu zdobył także zespół ROW-u Rybnik. A jeśli do tego dodamy wspomnianą Stal Bielsko-Biała, która zdobyła tam punkt, obraz ten się dopełnia.
Marcin Brosz – trener Koszarawy Żywiec – stwierdził po pierwszym meczu, że drużyna „Cidrów” była najtrudniejszym rywalem, z jakim grał w tym sezonie jego zespół. Być może to tylko kurtuazja, ale jeśli trener rywali wypowiadał te słowa szczerze… Wiemy bardzo dobrze, że w sobotnim spotkaniu nasi piłkarze nie pokazali pełni swoich umiejętności.
Ruchowi jednak na wyjazdach nie grało się łatwo, a na pewno dużo trudniej niż u siebie. O ile ze słabeuszami Radzionkowanie sobie zwykle pewnie radzili, o tyle wyjazdy do czołowych drużyn ligi prezentowały się nienajlepiej – remis w Tychach, porażki z czwartą w tabeli Victorią Częstochowa, z piątą Slavią Ruda Śląska, z szóstym Źródłem Kromołów oraz remis z siódmym ŁTS-em Łabędy. Z drużyn czołówki ligi „Cidrom” udało się wygrać jedynie w Wesołej.
Ale skoro w pierwszym meczu tego barażu przełamany został stereotyp, że Ruchu nie można pokonać na jego własnym boisku, to dlaczego teraz nie miałby paść drugi mit – że Radzionkowienie generalnie nie radzą sobie na wyjazdach z mocnymi drużynami?! Dlaczego, skoro zawsze w tych barażach wygrywała drużyna, która pierwszy mecz grała na wyjeździe, tym razem nie miałby być odwrotnie?!

Jesteśmy z Wami!
„Jesteśmy z Wami!” – długo w końcówce spotkania i po meczu skandowali w Radzionkowie fani Ruchu. Choć żal i rozczarowanie po meczu były spore, szybko w większości głów przemieniły się one w zdrową, sportową złość. „Karawana” żółtych koszulek, jaka bezpośrednio po meczu ciągnęła do Radzionkowa na odbywające się tam święto tego miasta, mimo porażki rozśpiewana, pokazała, że wiara w awans jeszcze nie zginęła. Na pewno za swoją drużyną wyruszą do Żywca liczni kibice, na pewno wspomogą swoją drużynę głośnym dopingiem, na pewno przekrzyczą miejscowych widzów.
A Ty, Drogi Kibicu, jeśli masz wątpliwości po wyniku pierwszego meczu, naprawdę uwierz, daj się przekonać! „Wiara góry przenosi”. Przypomnij sobie rok 1996, jakie pesymistyczne nastroje panowały wtedy przed ostatnią kolejką trzecioligowych zmagań – wszystko miało być już przegrane. Wystarczyło jednak dziewięćdziesiąt minut, aby ta niewiara zamieniła się w pełną euforię. Nie dość, że Ruch pewnie wygrał z mocną drużyną Górnika MK w Katowicach, to jeszcze z innych boisk, szczególnie z Częstochowy nadeszła wiadomość o korzystnym dla Cidrów rozstrzygnięciu. Od tego wydarzenie rozpoczął się przepiękny marsz Ruchu Radzionków do wielkiej piłki. Kto przed meczem by wówczas w to uwierzył?! I dlaczego historia nie miałbym się teraz powtórzyć?!
Wszyscy do Żywca!