– Bardzo we znaki dała się Wam gra w tak trudnych warunkach atmosferycznych przed przerwą?
– Pierwsza połowa była bardzo trudna do rozegrania dla nas właśnie ze względu na warunki atmosferyczne. Wiatr, który chyba najbardziej mnie dał się we znaki, skutecznie przeszkadzał nam w normalnym wyprowadzaniu piłki z własnej połowy. Dlatego pierwsza połowa niewiele miała wspólnego z grą w piłkę nożną.
– Bramki jednak padały nie wtedy, a w końcówce gry, kiedy już natura żadnej z drużyn nie utrudniała życia. Dlatego wydaje się, że porażki można było uniknąć.
– Stare piłkarskie powiedzenie mówi, że jeśli nie możesz wygrać meczu to go zremisuj, a wczoraj tego nam zabrakło. Mieliśmy problemy z oddaniem celnych strzałów na bramkę przeciwnika, a wiadomo, że bez tego nie da się wygrać meczu. Można było go też nie przegrać, nie popełniając tak prostych błędów, jakie nam się przytrafiły. Boli to, że w meczu, w którym spokojnie mogliśmy wywieźć choćby jeden punkt – wracamy z zerowym dorobkiem.
– Pierwsza bramka, która otworzyła wynik, padła w sposób wprost kuriozalny.
– Dokładnie tak. Gwoździem do trumny okazał się tragicznie w skutkach rozegrany przez nas rzut rożny. Wisła przejęła piłkę i ruszyła z kontrą… Co też niestety warte podkreślenia, zespół nie pomógł i nie naprawił popełnionego przy rzucie różnym błędu kolegów. Druga bramka to już tylko konsekwencja tego, że z całych sił chcieliśmy ratować choćby ten jeden punkt. Ruszyliśmy całym zespołem do przodu i gospodarze przytomnie, choć przy pomocy sędziego, bo był tam ewidentny spalony, i przy odrobinie szczęścia jednak zdołali to wykorzystać.
– Przed Wami teraz seria trzech prestiżowychy meczów u siebie.
– Postaramy się szybko wyciągnąć wnioski z Płocka i z Arką zagrać bardziej konsekwentnie i przytomnie, bo na razie na tym meczu się skupiamy. O Polonii Bytom i Pogonii Szczecin myśleć będziemy w swoim czasie. Teraz najważniejsze by odrobić w następnym meczu stracone w sobotę punkty.