Temat tygodnia: Fair, czy play?

Gra na czas i wywracanie się z byle powodu dla zaoszczędzenia upływających minut to jedna z bardziej irytujących piłkarskich tradycji. Przyjęło się, że na widok leżącego rywala będący w posiadaniu piłki zawodnik wybija ją poza pole gry, by umożliwić reakcje sztabom medycznym. Gest fair-play coraz częściej zostaje jednak wykorzystywany do ukradnięcia rywalowi czasu na poprawę wyniku. – Dlatego uważam, że od decydowania o przerwach w grze jest sędzia – twierdzi Rafał Górak, trener „Cidrów”. – Jest trzech arbitrów i oni powinni wyczuć czy taka interwencja jest konieczna. Oczywiście może to czasem nie zdać egzaminu, ale w większości sytuacji powinno pomóc w zniechęceniu do symulowania danego zawodnika – ocenia szkoleniowiec.

Rafał Górak od dłuższego czasu wymaga od swoich podopiecznych tego, by nie dali się oszukiwać w takich sytuacjach. Gest fair play kończy się bowiem w najlepszym wypadku odzyskaniem piłki w okolicach własnego pola karnego, i żmudną budowę ofensywnej akcji zaczynać trzeba od zera. – Bo na razie to jest tak, że ta boiskowa lojalność każe zawodnikom wybijać piłkę z byle powodu, by po chwili wznowić grę gdzieś w okolicy chorągiewek na własnej połowie. I całe fair play idzie wiadomo gdzie… – denerwuje się Górak. Przykładem, w którym jego zawodnicy nie zareagowali na teatralne okrzyki leżącego rywala był mecz w Wągrowcu z ubiegłego sezonu. Gola w doliczonym czasie gry dzięki stalowym nerwom zdobył wtedy Adam Kompała. Z trybun na ekipę „żółto-czarnych” posypały się gromy i gwizdy. – A przecież doskonale wiedzieliśmy, że facet najpierw faulował Piotrka Gierczaka, a później gdy widział że piłkę i tak stracił położył się i wzywał pomocy – irytuje się Tomasz Rzepka. Presja rywala i trybun, zwłaszcza w meczach wyjazdowych, też sprzyja podatności na „wyłudzanie” honorowych gestów. – To sobie zatyczki do uszu trzeba zakładać. Nie ma wybij! – denerwuje się trener żółto-czarnych, który niejednokrotnie w czasie meczu z ławki pokrzykuje na swoich zawodników gdy widzi ich zamiar „zlitowania się” nad leżącym rywalem. Zgadzają się z tą opinią piłkarze.

– Odchodzi się od tego gestu, gdy przy korzystnym wyniku ktoś przewraca się z przysłowiowego głodu – mówi Rzepka. – Wiadomo, że czasem są urazy i wybicie jest na miejscu, ale myślę, że duża rola arbitra w tym by wyczuć co się dzieje na boisku. Przykładem jest Świnoujście. Z byle powodu gra była przerywana na krzyk, notorycznie piłkę oddawano nam pod końcową linią naszej połowy bo i piłkarze w pewnym momencie wiedzą na co mogą sobie pozwolić – przyznaje „Rzep”.

Inna sprawa, że czasem na widok leżącego zawodnika przeciwnej drużyny ligowcy wybijają piłkę niemal odruchowo. – To efekt przyzwyczajenia i trzeba nad tym zapanować – radzi Górak. Przykładem na takie zachowanie było w minioną sobotę wybicie piłki na widok leżącego Arifovicia przez Tomasza Foszmańczyka, po którym to geście Bośniak niemal natychmiast wyzdrowiał. – Tomek sam przyznawał, że niepotrzebnie dał się oszukać. To zresztą ciekawa kwestia, coraz częściej poruszana przez sędziów. Oni sami wychodzą z założenia, że decyzja o przerwaniu gry należy do arbitra. I wiedzą, że w 90 procentach takie wybicie piłki jest po prostu bez sensu – mówi Górak.

Z drugiej jednak strony niejednokrotnie i jego drużyna występuje w roli tej, której zależy na szybkim zakończeniu meczu przy korzystnym dla siebie wyniku. – Dlatego ja nie mam pretensji do Arifovicia czy do kogokolwiek korzystającego z takich a nie innych okoliczności. To gra o pieniądze, o prestiż, o utrzymanie się na danym poziomie. Chociaż szczerze mówiąc nigdy nie namawiałem i nie pochwalałem u swoich graczy takich zachowań – wręcz przeciwnie, ja akurat twierdzę, że jak ktoś leży, a później musi na chwilę opuścić boisko to też w pewnym sensie na tym tracimy. Trzeba wstawać i zapieprzać – ocenia trener „Cidrów”.

Pamiętne przerwanie gry przez Paolo DiCanio w meczu Premiership udowadnia ile piękna jest w gestach fair play. Poddawanie się marnym aktorskim popisom na ligowych boiskach dewaluuje jednak ideę tego typu zachowań. Wybijanie piłki kilkanaście razy w ciągu meczu kojarzy się bowiem nie z honorem, lecz z zupełnie innymi cechami. Tak naprawdę wartość zagrania fair poznajemy po tym, kogo zapamiętuje się po danej sytuacji – wybijającego piłkę, czy leżącego na murawie. Niestety częściej bohaterami zostają ci, którzy oszczędzili kilka sekund, niż ci, którzy w imię zasad pomogli kontuzjowanemu rywalowi.