Artur Golański (napastnik ŁKS) – Przez całe spotkanie byliśmy dziś drużyną lepszą, większość czasu to my prowadziliśmy grę. Ruch był nastawiony na kontraataki, ale bramki zdobył w momencie, w którym niepotrzebnie się rozluźniliśmy. To spowodowało, że była mała nerwówka w końcówce. Najważniejsze, że wynik 4:2 dotrzymaliśmy do końca i trzy punkty zostają w Łodzi. Przy golu samobójczym (Marcina Kowalskiego – red.) pewnie zdążyłbym do piłki gdyby rywal nie interweniował, ale na pewno nie byłbym w czystej sytuacji. Złapałbym futbolówkę przy końcowej linii i był zmuszony zagrywać do środka stąd cieszę się, że naciskany obrońca popełnił błąd i skierował piłkę do własnej bramki.
Kamil Szymura (obrońca Ruchu) – Mieliśmy dziś nie bać się grać piłką, takie były założenia trenera. Tymczasem od pierwszych minut nie potrafiliśmy się przy piłce utrzymać, trudno było utrzymać się przy niej Dawidowi Jarce, bo z przodu nie mógł za dużo zrobić sam. Te nasze dwa gole z końcówki meczu mogą sprawić, że gdy spojrzy się na wynik można będzie pomyśleć, że była dziś jakaś walka. Prawda jest taka, że byliśmy dziś tylko tłem dla ŁKS-u, na boisku widać było jak grali piłką, jak pokazują się na pozycjach. My z kolei wyglądaliśmy zupełnie odwrotnie – wyszliśmy na boisko jakby ospali i to było głównym podłożem naszej dzisiejszej porażki. Przed meczem czuliśmy się mocni, dlatego nie jestem w stanie powiedzieć co się stało. Nie potrafię powiedzieć dlaczego z dnia na dzień, po serii niezłych meczów nie potrafimy w Łodzi zrobić sztycha. To, że w końcówce za sprawą pięknej bramki „Davora” i trochę przypadkowej Tomka Rzepki zdobyliśmy dwa gole, to tak naprawdę więcej niż zasłużyliśmy. Mecz na pewno zanalizujemy, wyciągniemy wnioski bo na pewno błędów było dziś sporo. W następnych meczach dalej będziemy starali się grać swoje, to co do tej pory. Cały zespół musi z powrotem dobrze pracować w obronie i myślę, że ten mecz był tylko jednorazową wpadką.
Seweryn Kiełpin (bramkarz Ruchu) – Odkąd jestem w Radzionkowie nie zdarzyło mi się jeszcze wyjmować piłki z siatki aż cztery razy. Trzeba dziś otwarcie powiedzieć, że ŁKS był drużyną lepszą. Nie pozwolił nam na zbyt wiele – w pierwszej części gry mieliśmy może ze dwie akcje w ofensywie, głównie się broniliśmy. Rywal miał tych sytuacji sporo, do przerwy strzelili raz, a po przerwie posypały się następne gole. Założenia jakie mieliśmy nakreślone przed meczem były inne – to my mieliśmy grać piłką, nie dać się zepchnąć do defensywy. Nie udało nam się tego zrealizować, daliśmy rywalom rozwinąć skrzydła a ŁKS to taka drużyna, której jeśli da się pole do gry to wykorzystuje to bezlitośnie. Przy czwartej bramce krzyknąłem Marcinowi „moja”, ale było dużo kibiców, było głośno i chyba nie usłyszał – to było nieporozumienie. Trudno – to jest piłka i takie mecze się zdarzają. Nie ma co się przejmować, tylko wziąć się w garść i zdobyć trzy punkty w meczu z KSZO u siebie.