– Gratulacje z powodu wyboru na trzecią kadencję! Wielu twierdzi, że zapowiada się ona trudniej niż poprzednie.
– Cieszę się bardzo, że Członkowie Klubu ponownie obdarzyli mnie tak wielkim zaufaniem, powierzając mi po raz trzeci tą zaszczytną, ale też niezwykle odpowiedzialną funkcję. Mam nadzieję, że za dwa lata będę mógł stanąć i sam przed lustrem i wobec Członków Klubu i móc powiedzieć, że nie zawiodłem, że sprostałem oczekiwaniom. Przede wszystkim mam nadzieję, że klub będzie się krok po kroku rozwijał, choćby to miałyby być tylko małe kroki, ale jednak cały czas w stronę rozwoju. Cieszę się bardzo, że od tych trzech lat, odkąd jestem Prezesem, właśnie tak to wygląda. Sytuacja klubu jest dziś pod każdym względem o wiele lepsza niż było to dwa lata temu. Bo z tym, co było trzy lata temu, kiedy po Prezesie Tomaszu Baranie przejmowałem prezesurę na niepełną kadencję, to w ogóle nie ma porównania. I dlatego też uważam, że ta trzecia kadencja wcale nie musi być najtrudniejsza z dotychczasowych. Jestem przekonany, że nadal będziemy podążać tą ścieżką, robiąc krok po kroku w przód w kwestiach organizacyjnych, marketingowych i finansowych. Mam nadzieję, że w sportowych również. Wiem, że wielu twierdzi, że z powodu spadku przed rokiem, a teraz braku awansu, stoimy w miejscu, albo wręcz zrobiliśmy krok w tył. Jednak wynik sportowy to jest czynnik w małym stopniu zależny od Prezesa, bo niemożliwym jest go zaplanować i przewidzieć. Można i trzeba robić oczywiście wszystko, by umożliwić drużynie osiągnięcie jak najlepszego wyniku sportowego – i to robimy – ale finalnie i tak to wszystko weryfikuje boisko, forma drużyny w dniu decydującego meczu. Broni na pewno jednak nie składamy, cele na przyszłym sezon mamy takie same, i zrobimy wszystko, by nasza drużyna była jeszcze lepsza, byśmy piłkarsko byli jeszcze mocniejsi.
– Od pierwszych chwil sezonu 2014/2015 mówiliśmy niemal wyłącznie o awansie. Czy porażka w barażach w ogóle brana była pod uwagę, czy był na taką okoliczność rozpisany scenariusz?
– Awans był naszym celem, o którym głośno mówiliśmy od samego początku, i przez niemal cały sezon, bo aż do meczów barażowych, czy nawet aż do rewanżowego spotkania z Bełkiem, swoją postawą potwierdzaliśmy, że o niego walczymy. Przecież od pierwszej kolejki liderowaliśmy w lidze, i ani na chwilę pierwszego miejsca nie oddaliśmy, bezdyskusyjnie wygrywając naszą grupę. Po pierwszym wyrównanym, choć przegranym barażu w Bełku, też wydawało się, że te straty są jak najbardziej do odrobienia. I dopiero w tym ostatnim meczu stało się, co się stało. To w nim zawiedliśmy, i musimy się wszyscy mocno uderzyć w piersi. Przegraliśmy tym jednym, ostatnim w sezonie meczem awans. Ale nie to jest prawdziwą porażką. O porażce można by mówić, gdybyśmy się poddali. A nie zamierzamy się poddawać, i już teraz deklaruję, że w przyszłym sezonie też naszym celem będzie awans. A czy scenariusz braku awansu był brany pod uwagę? I tak, i nie. Wszystko podporządkowaliśmy naszemu celowi, ale mimo jasno wyrażanych ambicji, wiedzieliśmy, że to boisko zadecyduje, że rywal postawi nam poprzeczkę bardzo wysoko. I że będą decydowały szczegóły, a nad nimi nigdy nie da się do końca zapanować. Nie udało się teraz, zrobimy wszystko by udało się za rok. Choć docierają do nas sygnały, że wygrać czwartą ligę może być teraz o wiele trudniej, bo przynajmniej jeden z naszych rywali bardzo się zbroi. Wygrać ligę to jednak jedno, a drugie – to baraże, które zwycięzców obu grup czwartej ligi śląskiej w przyszłym sezonie także czekają. To wynika z regulaminu rozgrywek, i nic na to nie poradzimy. Jeśli nam uda się do nich dojść, to będziemy musieli wyciągnąć wnioski z tego, co wydarzało się nam w tym roku.
– Żeby wyciągnąć wnioski, trzeba najpierw zdiagnozować to, co było przyczyną porażki. Co zatem zadecydowało, że nie Ruch Radzionków, a LKS Bełk cieszy się teraz z awansu do trzeciej ligi?
– Wbrew pozorom, myślę, że zadecydowały detale, pewien zbieg okoliczności na boisku. Wynik barażu jest dla nas bardzo niekorzystny, ale jestem przekonany, że gdybyśmy się jeszcze raz mierzyli z Bełkiem, to rezultat mógłby śmiało być odmienny. W tych dwóch meczach na pewno zabrakło nam w porównaniu z rywalem determinacji i zaangażowania, co być może wynikało z jakiś niedociągnięć w przygotowaniu mentalnym czy może fizycznym zawodników. Byliśmy na pewno wolniejsi, mniej zadecydowani, mniej waleczni od Bełku. Nie mieliśmy też szczęścia, bo przecież w pierwszej fazie w meczu wyjazdowym mogliśmy śmiało strzelić ze dwie bramki, no a potem daliśmy gospodarzom wyrównać po bramce samobójczej. Gdyby to się inaczej potoczyło, pewnie obraz dwumeczu także byłby zdecydowanie inny. To pokazuje, że diabeł tkwi w szczegółach na boisku. Bo wszystko inne było na swoim miejscu. Mieliśmy drużynę, mieliśmy w niej zawodników zdolnych do wytworzenia przewagi. I przez cały sezon, może z drobnymi wyjątkami, bardzo dobrze to funkcjonowało. Same przygotowania do barażu były naprawdę na poziomie dużo wyższej ligi. Mieliśmy dwa zgrupowania, bo także przed rewanżem było takie półdniowe minizgrupowanie, dostęp do odżywek, odnowy biologicznej, krioterapii, i wielu innych. Jako Zarząd Klubu zrobiliśmy absolutnie wszystko, co w naszej mocy, by drużynę optymalnie przygotować do baraży, i żeby go wygrać. Ale po raz kolejny życie nam udowodniło, że gdy jedna drużyna przeciwko drugiej wybiega na murawę, to nieraz wszystko, co było wcześniej przestaje mieć znaczenie.
– Rewanżowy mecz z Bełkiem ściągnął na trybuny nie tylko nadkomplet publiczności, ale niespotykaną od czasów pierwszej ligi liczbę mediów. Można było po meczu przeczytać, że o porażce Ruchu Radzionków zadecydował brak pokory, ale też, że gra Ruchu była do bólu przewidywalna, i wystarczyło by rywal umiejętnie zajął się Piotrem Rockim.
– Przyjęliśmy taką taktykę, którą przede wszystkim ja wyznawałem, że od początku mówiliśmy zdecydowanie, że chcemy awansować, że czujemy się mocni, że mamy ku temu argumenty i sportowe i organizacyjne. I gdybym miał przechodzić to jeszcze raz, to zrobiłbym tak samo. To wcale nie oznacza, że brakowało nam pokory. Trochę mylimy pojęcia. Proszę mi wierzyć, że gdybym powiedział w szatni, że najpierw walczymy w tej lidze o utrzymanie, a potem zobaczymy co dalej, to zostałbym wyśmiany. Jestem przekonany, i nawet baraże tego mojego przekonania nie zmieniły, że mieliśmy w tym sezonie drużynę zdecydowanie ponad tą ligę, że gdyby ją wsadzić do trzeciej ligi, to także tam bylibyśmy w czołówce. Zadecydowało sto osiemdziesiąt minut. Natomiast jeśli chodzi o Piotra Rockiego, to nie da się ukryć, że był to nasz zdecydowany lider na boisku, i że niemal wszystkie nasze akcje przez niego w tym sezonie przechodziły. Ale przecież mieliśmy w składzie co najmniej jeszcze kilku zawodników doświadczonych, zdolnych wziąć na siebie ciężar gry. Być może rzeczywiście oni trochę w tych decydujących meczach zawiedli. Na pewno wiele naszych atutów w barażach w ogóle nie wykorzystaliśmy. I finalnie może wyszło rzeczywiście na to, że Bełk wyłączył Piotra Rockiego i nasza gra siadła, ale to była specyfika tego konkretnego dwumeczu, a nie kompleksowy obraz drużyny w całym sezonie. Musimy się zastanowić czemu tak się w barażach stało i co możemy zrobić, by to się nie powtórzyło.
– Czy to oznacza, że możemy się spodziewać zmian personalnych w drużynie?
– Na pewno tak, zmiany się nieodłączne i konieczne. Jeśli drużyna w tym decydującym momencie zawiodła, choć pokreślić chciałbym, że zawiodła tylko w nim, a wcześniej nie budziła większych zastrzeżeń, to jakieś roszady muszą nastąpić. Trzeba trochę ten zespół odświeżyć, najsłabsze ogniwa wymienić na mocniejsze, poprawić rywalizację na niektórych pozycjach. Wiemy co zawiodło, gdzie i co możemy poprawić, gdzie możemy być lepsi.
– Czy można już powiedzieć, których piłkarzy na pewno pożegnamy czy na jakie pozycje będziemy szukać nowych zawodników?
– Na konkrety jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Jeśli chodzi o tą pierwszą jedenastkę, która wybiegła w obu meczach barażowych, to chciałbym aby wszyscy zostali. I jest na to szansa. Tak naprawdę wątpliwości dotyczą jednego, może dwóch piłkarzy z tego grona. Zmiany przede wszystkim dotkną tych piłkarzy, którzy stanowili w barażach zmienników. Wyszło przecież na to, że nie mieliśmy na ławce ani jednego piłkarza, który swoim wyjściem na boisko mógłby zrobić różnicę, wnieść coś od siebie, przychylić na naszą korzyść zwycięstwo, czy wręcz dać chociaż pewność, że utrzyma poziom kolegi, którego zmienia. Zmiany muszą dotknąć przede wszystkim dotychczasowych młodzieżowców. Większość z nich w przyszłym sezonie po prostu nie będzie już miała tego statusu. Musimy się zastanowić, który z nich realnie jest w stanie stanowić równorzędną konkurencję z piłkarzami pierwszego składu, a tych, którzy nie spełnią tego warunku trzeba będzie wymienić na innych piłkarzy, młodzieżowców. Podkreślę, że duża część drużyny ma ważne kontrakty, i chciałbym żeby wszyscy oni je wypełnili. Od kilku piłkarzy, którzy mieli krótsze umowy czy byli do nas wypożyczeni, mamy deklarację, że chcieliby w Ruchu Radzionków zostać, więc pozostaje kwestia podpisania nowych umów czy ustalenia warunków z ich macierzystymi klubami. Mam nadzieję, że uda się te sprawy sfinalizować. A wtedy zmiany dotknęłyby wyłącznie ławki rezerwowych i młodzieżowców.
– Sugerował Pan kilka tygodni temu na jednym z portali społecznościowych, że możemy się spodziewać znów jakiegoś głośnego transferu, być może nawet na miarę tych sprzed roku. Czy wobec braku oczekiwanego awansu dalej pozostaje to aktualne?
– Nie wiem czy jest to dalej aktualne, ale na pewno jest możliwe. Rzeczywiście chodzi nam po głowie, oprócz młodzieżowców, także jeden piłkarz, który mógłby być wartością dodaną tej drużyny, który mógłby zamieszać w pierwszej jedenastce. Ale myślę, że na jednym takim nazwisku to się zakończy. Już mamy przecież w drużynie wystarczającą ilość piłkarzy o dużym doświadczeniu i ograniu w wyższych ligach, czy wręcz w Ekstraklasie. Co za dużo, to niezdrowo. Oni są tu także po to, by przekazywać swoją wiedzę i inspirować młodych zawodników. I czas najwyższy by młodzież zaczęła z tego czerpać, i pokazywać się na boisku. Miejsce dla młodzieży wynika oczywiście z przepisów, ale ta moja uwaga wybiega dużo dalej ponad tą dwójkę, która musi grać w każdym meczu.
– Oprócz zmian kadrowych, kluczową sprawą jest też to, kto Ruch Radzionków w przyszłym sezonie poprowadzi. Wiemy już, że nie będzie to trener Wojciech Osyra.
– Trener Wojciech Osyra dostał duży kredyt zaufania po sezonie zakończonym spadkiem z trzeciej ligi. Dostał szansę rehabilitacji, odzyskania dawnej pozycji drużyny – co sam podkreślał. I tu ostatecznym podsumowaniem jest wynik finalny, a tym jest jednak brak awansu. I choć do pracy trenera nie mieliśmy zastrzeżeń, choć w dwudziestu ośmiu meczach na trzydzieści ocenialiśmy go dobrze, to kropka nad „i” nie została postawiona. O tym, jak już szeroko mówiłem, zadecydowały szczegóły, ale jednak uznaliśmy, że zmiana na pozycji trenera będzie wskazana, że na dobre może nam wyjść nowe, świeże spojrzenie na tą drużynę i na tą sytuację. Wierzę, że to będzie także duży impuls dla drużyny po tym ostatecznie przegranym sezonie, co dla wszystkich było dużym zawodem.
– Kiedy poznamy nazwisko nowego trenera?
– Przygotowania drużyna rozpoczyna 11 lipca. Do tego czasu musi być już nowy trener. Ja chciałbym aby na przełomie czerwca i lipca można było to nazwisko ogłosić. Obecnie prowadzimy rozmowy z kilkoma kandydatami, i na razie jeszcze nie ma tego jednego faworyta. Na szczęście mamy trochę czasu, nie musimy się z tą decyzją śpieszyć, bo drużyna i tak jest na dwutygodniowych urlopach, więc nie ma co podejmować ją już, a warto bardzo dokładnie ją przemyśleć, każde rozwiązanie rozważyć. Chodzi o to by zrobić to z głową, z rozsądkiem, a przede wszystkim z jak największą korzyścią dla Ruchu Radzionków.
– Niespodziewany brak awansu zmienia coś w strukturze organizacyjno-finansowej klubu?
– Myślę, że wiele się nie zmieni. Ta sytuacja jest na dziś stabilna i przewidywalna. Środki, które pozyskujemy, pochodzą z kilku źródeł. Mam nadzieję, że uda się je wszystkie utrzymać. Nie mam na razie ani jednego sygnału, że w związku z brakiem awansu, ktoś chciałby się wycofać ze wspierania klubu. A jest wręcz przeciwnie. Po niedzieli otrzymałem niezliczoną liczbę telefonów czy SMS-ów od sponsorów klubu czy osób w mniejszym stopniu go wspierających o treści, która wyrazić można słowami: Głowa do góry, walczymy wspólnie dalej, za rok się uda! Dla mnie niedzielny wieczór był bardzo trudny, miałem w głowie mnóstwo wątpliwości, i takie wiadomości dodały mi otuchy.
– Rozumiem, że warunki stworzone w tym sezonie drużynie i w tym, który przed nami, nie ulegną zmianie?
– Na pewno duża rola nowego trenera, jak sobie to poukłada. Podkreślę jednak, że jeśli chodzi o liczebność kadry, to nieodwołalnie będziemy się poruszać w obrębie funduszy, jakie mamy zapewnione na drużynę. To oznacza, że jeśli ogólna liczba piłkarzy w kadrze się powiększy, to raczej nie więcej niż o jedną osobę. Bo na pewno chcemy utrzymać to, co powinno być normą, a z czego w obecnych warunkach i w porównaniu z konkurencją możemy być dumni, czyli z terminowych i sumiennych wypłat zobowiązań wobec każdego piłkarza. Organizacyjnie drużyna funkcjonuje dziś na poziomie wyższym niż czwarta liga, i to nie zmieni się. Oczywiście nowy trener może mieć swoje sugestie, i postaramy się wyjść im naprzeciw, lub dokonać odpowiednich przesunięć funduszy. Na pewno standard, jaki sobie założyliśmy, musimy zachować, a może i rozwinąć.
– Czy także dotyczy to sfery marketingowej – gadżetów dla kibiców, czy klubowych mediów?
– Mieliśmy już spotkanie związane z tymi sprawami, i decyzja jest taka, że na pewno nie chcielibyśmy schodzić poniżej poziomu, jaki sobie narzuciliśmy w tym sezonie. Bardzo ważne jest dla nas również to, by pod względem marketingowym być wyróżniającym się klubem tej klasy rozgrywkowej, porównywalnym wręcz z czołowymi klubami wyższej ligi. Poprzeczkę zatem stawiamy sobie wysoko, i na pewno nam się to udaje, nie mamy czego się wstydzić i z pewnością dalej tak będzie. A wręcz mamy kilka nowych pomysłów na najbliższe miesiące. Powinny one sprawić, że otoczka marketingowa i medialna klubu w nowym sezonie będzie jeszcze lepsza niż dotychczas.